UWZGLĘDNIONE POMYŁKI WYCHWYCONE PRZEZ @gokish i @aukolb
Planowany niedzielny chilloucik zamienił się w niezłą wspinaczkę okraszoną pięknymi widokami i desperackim biegiem po stromych ścieżkach przez las ( ͡º͜ʖ͡º)
Dość mocno zaspałem, obudziwszy się dopiero o 6:30 ( ಠ_ಠ) Nic to, widziałem już że raczej nie ma co myśleć o zrobieniu 19 km i domknięcia 40 km w weekend - ale że już na liczniku od początku roku było prawie 2700 km, to też nie było o co drzeć szat. Zresztą - trochę lenia miałem i kusiła mnie perspektywa luźnej dychy na rozruch... i tak wystartowałem o 6:45.
Słońce było już wysoko, ale nawet specjalnie nie przypiekało - w miejscach, gdzie byłem osłonięty drzewami to bywało wręcz chłodno. Oczywiście standardowo ruszyłem na Grzechynię, ale tam już nastąpiły zmiany - skorzystałem z rady @vicher62 i zboczyłem z drogi, by polecieć nieco krótszą ale równocześnie bardziej stromą trasą.
To był strzał w dziesiątkę - podbieg był mocny, ale z każdą chwilą otwierały się coraz piękniejsze widoki na okolicę (。◕‿‿◕。) Do tego w ogóle nie było samochodów. Co chwila cykałem fotki, aż w końcu postanowiłem że czas uczciwie biegać a nie udawać japońskiego turystę ( ͡º͜ʖ͡º)
Po drodze spotkałem tubylca, który mi powiedział o fajnej opcji - dzięki której można oblecieć górę dookoła i dobiec do Suchej. Spodobała mi się ta perspektywa, bo w sumie nie chciało mi się wracać oklepaną drogą przez Grzechynię i śmignąłem dalej. Po drodze dotarło do mnie, że idąc za radami dotrę na dół do Grzechyni i generalnie trasa ta będzie znacznie dłuższa niż planowana, więc postanowiłem zakombinować i na rozstaju skręciłem w górę, wprost na Suchą.Podbieg był konkretny, widoki cudne, droga fajna. Ale w pewnym momencie - jak się okazuje - wybrałem złą opcję i zamiast wylecieć na szczyt, wrąbałem się w głąb lasu. Byłoby nieźle, ale dotarłem do miejsca gdzie wszystkie drogi prowadziły przez prywatne posesje... Szczęśliwie dwie panie były na tyle miłe, że mi pozwoliły na dalszy bieg i pokierowały którędy biec.
Robiło się coraz ciaśniej, droga zamieniła się w ścieżkę a potem w zarośniętą ścieżkę. I już niemal zwątpiłem, prawie się godząc z perspektywą przedzierania się w krótkich portkach przez chaszcze, maliny i pokrzywy, gdy dotarłem do luksusowej (w porównaniu z tym co przed chwilą) drogi w lesie. Szybki wybór azymutu kierującego bardziej w kierunku który mi odpowiadał i śmignąłem.
W sumie dużo powiedziane "śmignąłem" - droga wyboista, mocno kamienista i chwilami bardziej przypominała koryto wyschniętego potoku niż drogę. Dotarłem do nadajnika TV, który zawsze było widać z dołu ale nigdy nie znalazłem drogi do niego - taki lokalny Graal (⌐͡■͜ʖ͡■) Przy okazji wiedziałem już, gdzie mniej więcej jestem. Zaryzykowałem wąską dróżkę, miejscami prowadzącą tak stromo w dół że musiałem się zatrzymywać - i nagle wypadłem na luksusową drogę w idealnym miejscu, skąd miałem już proste 2 km do domu.
Umęczyło mnie to nieco, ale widoki i przyjemność z pokonanej trasy wszystko zrekompensowały. O dziwo średnia była dużo lepsza niż myślałem, 5:39 min/km. Zaliczone 12 km, czasu zeszło więcej niż planowałem ale w sumie rodzinka dopiero zwlekała się z łóżek.
Teraz już po śniadanku i sjeście (zasnąłem na leżaku, oj będę żałował) i lecę z dzieciakami do rzeki (-͜-)
@enron: Wiesz to tylko 2 tygodnie do tyłu z nudów przeglądaliśmy po bieganiu takich błędów o 1/10 km to już olać a pewnie schodząc niżej to byśmy do 20 tys dobili :D
UWZGLĘDNIONE POMYŁKI WYCHWYCONE PRZEZ @gokish i @aukolb
Planowany niedzielny chilloucik zamienił się w niezłą wspinaczkę okraszoną pięknymi widokami i desperackim biegiem po stromych ścieżkach przez las ( ͡º ͜ʖ͡º)
Dość mocno zaspałem, obudziwszy się dopiero o 6:30 ( ಠ_ಠ) Nic to, widziałem już że raczej nie ma co myśleć o zrobieniu 19 km i domknięcia 40 km w weekend - ale że już na liczniku od początku roku było prawie 2700 km, to też nie było o co drzeć szat. Zresztą - trochę lenia miałem i kusiła mnie perspektywa luźnej dychy na rozruch... i tak wystartowałem o 6:45.
Słońce było już wysoko, ale nawet specjalnie nie przypiekało - w miejscach, gdzie byłem osłonięty drzewami to bywało wręcz chłodno. Oczywiście standardowo ruszyłem na Grzechynię, ale tam już nastąpiły zmiany - skorzystałem z rady @vicher62 i zboczyłem z drogi, by polecieć nieco krótszą ale równocześnie bardziej stromą trasą.
To był strzał w dziesiątkę - podbieg był mocny, ale z każdą chwilą otwierały się coraz piękniejsze widoki na okolicę (。◕‿‿◕。) Do tego w ogóle nie było samochodów. Co chwila cykałem fotki, aż w końcu postanowiłem że czas uczciwie biegać a nie udawać japońskiego turystę ( ͡º ͜ʖ͡º)
Po drodze spotkałem tubylca, który mi powiedział o fajnej opcji - dzięki której można oblecieć górę dookoła i dobiec do Suchej. Spodobała mi się ta perspektywa, bo w sumie nie chciało mi się wracać oklepaną drogą przez Grzechynię i śmignąłem dalej. Po drodze dotarło do mnie, że idąc za radami dotrę na dół do Grzechyni i generalnie trasa ta będzie znacznie dłuższa niż planowana, więc postanowiłem zakombinować i na rozstaju skręciłem w górę, wprost na Suchą.Podbieg był konkretny, widoki cudne, droga fajna. Ale w pewnym momencie - jak się okazuje - wybrałem złą opcję i zamiast wylecieć na szczyt, wrąbałem się w głąb lasu. Byłoby nieźle, ale dotarłem do miejsca gdzie wszystkie drogi prowadziły przez prywatne posesje... Szczęśliwie dwie panie były na tyle miłe, że mi pozwoliły na dalszy bieg i pokierowały którędy biec.
Robiło się coraz ciaśniej, droga zamieniła się w ścieżkę a potem w zarośniętą ścieżkę. I już niemal zwątpiłem, prawie się godząc z perspektywą przedzierania się w krótkich portkach przez chaszcze, maliny i pokrzywy, gdy dotarłem do luksusowej (w porównaniu z tym co przed chwilą) drogi w lesie. Szybki wybór azymutu kierującego bardziej w kierunku który mi odpowiadał i śmignąłem.
W sumie dużo powiedziane "śmignąłem" - droga wyboista, mocno kamienista i chwilami bardziej przypominała koryto wyschniętego potoku niż drogę. Dotarłem do nadajnika TV, który zawsze było widać z dołu ale nigdy nie znalazłem drogi do niego - taki lokalny Graal (⌐ ͡■ ͜ʖ ͡■)
Przy okazji wiedziałem już, gdzie mniej więcej jestem. Zaryzykowałem wąską dróżkę, miejscami prowadzącą tak stromo w dół że musiałem się zatrzymywać - i nagle wypadłem na luksusową drogę w idealnym miejscu, skąd miałem już proste 2 km do domu.
Umęczyło mnie to nieco, ale widoki i przyjemność z pokonanej trasy wszystko zrekompensowały. O dziwo średnia była dużo lepsza niż myślałem, 5:39 min/km. Zaliczone 12 km, czasu zeszło więcej niż planowałem ale w sumie rodzinka dopiero zwlekała się z łóżek.
Teraz już po śniadanku i sjeście (zasnąłem na leżaku, oj będę żałował) i lecę z dzieciakami do rzeki (- ͜-)
Miłej niedzieli!
5:
Miłej niedzieli!
bardzo ładnie
tak trzymać