Wpis z mikrobloga

#humor #zlotybut #reduta #poezja po trochu #gimbyznajo

Nam strzelć nie kazano, ni uszkadzać ciało

Spojrzałem na klasę, gąb trzydzieści grzmiało.

Ach jakże chciałem strzelić, jedną albo drugą.

Stój! Policz do dziesięciu! Więc liczyłem. Długo.

Nam strzelać nie kazano. Siedziałem za biurkiem.

Ktoś trafił mnie w czoło kanapką. Z ogórkiem.

Otrząsnąłem się, hardo na to wrogie mrowie.

Spojrzałem. Czarny szwadron. Mordercy. Uczniowie.

Powiedziałem wulgarnie: jesteście niegrzeczni!

I dodałem groźnie: wyciągnąć karteczki!

W krąg zabrzmiał dźwięk pusty - tegom się spodziewał.

Kto się nie śmiał, krzyczał, jadł pizzę lub ziewał.

Ktoś do mnie: fak ju, westchnąłem: e, Dmowski.

Proszę tu nie kwakać, teraz mamy polski.

Polacy nie gęsi, chciałem zacytować

Uwięzłymi w gardle słowa, słowa, słowa...

Chłopcy kosz na śmieci na łeb mi ładują.

Patrzę na ich twarze - cieszą się, żartują.

Kosz jest przezroczysty. Ktoś o mnie pomyślał.

Nam strzelać... - powtarzam i zęby zaciskam.

Ćwiczyłem karate, mam metr dziewięćdziesiąt,

Mam spokojnie wiedzę przekazywać dzieciom.

Powstałem. Kosz zrzuciłem i nie wytrzymałem.

Strzeliłem. Jeden upadł. wnet drugi. Przestałem.

Wtem świat wokoło zamilkł, wszystkim się zdawało.

Że nam strzelać nie kazano... no, ale się stało.

Krew z twarzy odbiegła, zbladłem w jednej chwili.

Pomyslałem: cześc pracy, i tak źle płacili.

Warknąłem (na odchodne): gnojki rozwydrzone

Na jutro na pamięć "Reduta Ordona"!

Ten co przyszedł po mnie, jak już mnie wylali

Rzekł, że wiersz bezbłędnie mu recytowali.