Wpis z mikrobloga

via Rowerowy Równik Skrypt
  • 40
574 851 + 26 + 57 + 135 + 114 + 114 + 111 + 131 + 102 + 14 = 575 655

Mimo że leń się zakorzenił głęboko i ciężko mi się zebrać do czegokolwiek, to jednak wypadałoby skrobnąć jakąś relacje z tegorocznej wyprawy wakacyjnej:). W zeszłym roku z bratem i kumplem szturmowaliśmy Bałtyk jadąc z Krakowa wzdłuż Wisły(link https://www.wykop.pl/wpis/51005863/520-411-111-96-121-146-146-117-197-521-345-na-star/), w tym roku na tapetę trafiła granica zachodnia, wzdłuż Nysy i Odry. Nastąpiła też jedna zmiana kadrowa w ekipie, gdyż brat-organizator zastąpił kolegę swoją żoną:) Było to dla niej spore wyzwanie gdyż ledwie kilka miesięcy wcześniej przejechała swoją pierwszą setkę, więc padłą decyzja że w tym roku jedziemy bez z góry zarezerwowanych noclegów, odcinki mniej więcej ustalone ale jakby przyszły jakieś kryzysy będziemy modyfikować. Do tego mniejszy reżim czasowy niż w zeszłym roku, bo znalazło się miejsce na dzień przerwy.

1. Dzień Kraków-Pardubice/Liberec-Radomierzyce - 26km + 57km

Tradycyjnie ruszyłem trochę nieświeży bo za mocno otwarłem urlop, pobudka o 4 na pociąg(Leo Express 4:51 z Krk do Pragi), potem kilka godzin przez PL i Czechy(co ciekawe przez całą trasę nikt nawet nie sprawdzał biletów), wysiadka w Pardubicach, przyjemny wyjazd z tego miasta i fajna trasa do Hradec-Kralove(miejscowe "elektrolity" weszły) gdzie z 300m przed dworcem łapie nas ulewa. Potem znowu dwie godziny w pociągu z przerzucaniem rowerów między wagonami(odczepiali) i na 16 jesteśmy w Libercu i odtąd już wszystko o własnych siłach. Z Liberca wyjazd dużo gorszy, ale za miastem już spoko, trochę podjazdów, ale głównie w dół, lecimy na trójstyk granic, tam parę fotek z flagami(oczywiście po polskiej stronie musi być jebitny krzyż) i potem do Reichu. A tam piękna trasa wzdłuż Nysy Łużyckiej, po drodze fajny pałać z pomnikiem papaja:) i kończymy późno w Radomierzycach, przejazd pod sklep po zakupy i gadka z przedstawicielem miejscowej społeczności, nocleg w spoko pensjonacie, 80 zeta za 2 pokoje

2. Radomierzyce-Brody przez Görlitz - 135km

Wyjazd dosyć późny, od razu na Niemcy, lecimy do Zgorzelca po prowiant na cały dzień i dalej pięknymi, szerokimi, równiutkimi ddr(drogami dla rowerów) po DDR(Deutsche Demokratische Republik:)), zjazd do PL w Łęknicy(straszna cepelia na bazarze przy granicy, jak na krakowskiej tandecie kilkanaście lat temu:)) na zakupy, oglądanie igrzysk(młot kobiet), powrót do Reichu i pierwsze symptomy depresji podczas kolejnego powrotu do ojczyzny:). Jeszcze kilkanaście km do Brodów gdzie mamy nocleg w agro u Pana Ryśka, wspólna linia polityczna między nami ułatwiła dyskusję, jeszcze tylko obiadokolacja śłuborocznicowa na zamku w Brodach i spanie

3. Brody - Słubice przez Gubin- 114 km

Zaopatrzenie zrobione dzień wcześniej, także jak najszybciej do Niemca, parę godzin później odbicie do Gubina po uzupełnienie zapasów, kawałek polską stroną i wracamy do ziemi obiecanej, a tam niespodzianka bo DDR przedzielony bramą. Już wcześniej widzieliśmy wzdłuż całej granicy elektryczny płot na uciekające z polski świnie, ale brama była pierwszy raz. Jako że w aryjskim raczej słabo rozumuje i moja ekipa też to nie wiemy czy wolno czy nie się przez tą bramę przepierdzielić ale na szczęście minutkę później przyjechał rowerem z tobołami jakiś weteran frontu wschodniego z małżonką i to po prostu otworzył. Więc doszliśmy do wniosku ze jednak można i bramy stały się nieodłączną częścią naszej podróży:) Dalej głównie wałami asfaltowymi, wjazd do Frankfurtu nad Odrą gdzie o mało nie zaliczyłem gleby(pominę milczeniem zajście) i nocleg w Słubicach w hotelu, połączony z wypadem na miasto na obiad i zakupy po ogarnięciu się i zostawieniu sprzętu w hotelowej kotłowni:)

4. Słubice - Moryń - 114 km

Wyjazd w miarę wcześniej, przebijamy się przez piękne miasteczka po lepszej stronie Odry(wszystko zadbane, zero #!$%@? na podwórkach, zero reklam szpecących posesje, zero śmieci przy drogach), przerwa śniadaniowa połączona z oglądaniem medalu w żeglarstwie, potem kolejna przerwa po drugiej stronie Kostrzyna(eh to dwa lat już od ostatniego Woodstocka na jakim tam byłem), jeszcze godzinny stop na konkurs młociarzy, potem zjazd na PL do Cedyni(depresja związana z tym postępuje), wkoło Zigaretten aż wali po oczach i oczywiście polscy kierowcy wyprzedzający pod górkę na podwójnej ciągłej, cel Moryń i dzień przerwy.

5. Moryń - przerwa

Bratowej należała się chwila oddechu, gdyż ostatnie dwa dni dzielnie walczyła z niesprzyjającym wiatrem, atakującymi chmarami owadów itp, przy okazji pobijając swoją życiówkę, tak więc dzień spędzony leniwie nad jeziorem połączony z oglądaniem IO

6. Moryń - Szczecin przez Schwedt - 111 km

Najgorsze to wyjazd z PL, mapy.cz dodatkowo poprowadziły przez jakieś polne drogi, sobota rano więc rajdowców jakoś mniej i uciekamy z kraju stając na chwile pod pomnikiem bitwy z 972 roku z myślą co poszło nie tak, potem już tradycyjnie piękne trasy w Rzeszy wzdłuż kanałów, piękna pogoda, w Szczecinie jesteśmy dość wcześniej także ogarnięcie się i tramwajem do centrum pozwiedzać i zapchać kichę:) Szczecin fajny, ale podczas żarcia rozkminiamy plan na kolejny dzień bo początkowa opcja zakładała rejs z rowerami po zalewie szczecińskim, ale okazuje się że taka przyjemność sporo eurasów kosztuje także wybieramy tańszą wersję i krótszą dystansowo czyli jedziemy polską stroną do Świnoujscia i prawię łzy w oczach że Reichu już nie zobaczę:).

7. Szczecin - Świnoujście - 131 km

Niedziela rano także ruchu praktycznie nie ma, można nawracać na środku dwupasmowej drogi, bo jedną z mniej komfortowych rzeczy na takich wyprawach jest wyjazd z większych miast po których jedzie się pierwszy raz, ale jakoś poszło, oczywiście za jakiś czas ścieżka rowerowa się kończy siatką ogrodzeniową ale jakoś da się objechać, wpierdzielamy się na jakieś remontowane drogi, pełne dziur z częściowo zerwanym asfaltem i tak dojeżdżamy do Wolina(plus taki że przez to ruch był mniejszy), wpadamy do Międzyzdrojów gdzie wita nas ulewa którą przeczekujemy w jakiejś lodziarni, jak się trochę zaczęło przejaśniać to przeciągnąłem rower po piachu na plaże żeby zobaczyć tą kałużę:). Przy okazji znalazłem jakiś telefon z niemieckim menu to odniosłem do tej lodziarni jakby ktoś szukał, bo lecieliśmy już na Świnoujście gdzie udało się ogarnąć bardzo fajny i tani nocleg(pewnie przez to że była niedziela wieczór). W Świnoujściu jeszcze prom a potem na granicę żeby symboliczne osiągnąć cel, potem zjazd na nocleg, szybkie okompanie się i jazda na miasto uczcić sukces. Trafiliśmy na jakiś dancing, gdzie gość na żywo grał na klawiszach i śpiewał jakieś klasyki, niestety nie trafiła mi się żadna 60+ wdowa niemiecka żeby mnie przygarnąć i zabrać do fatherlandu:(

8 - 10. Świnoujście - Dźwirzyno - 102 km + 14 km

Jako że dzień wcześniej posiedzenie się nieco przedłużyło, wyjechaliśmy trochę później, przerwa śniadaniowa na plaży w Międzyzdrojach z początkiem karkołomnego szukania noclegu na następne dwa dni, potem przedzieranie nadmorskimi lasami i miasteczkami z tłumami turystów, robiło się już dosyć późno a noclegu brak, więc objazd po okolicy w poszukiwaniu takowego, dodatkowo doszedł pierwszy kapeć na całej wyprawie u bratowej w rowerze, a że to był pierwszy w ogółem w tym rowerze to po zeszłorocznych wypadkach miałem złe przeczucia. Na szczęście wymiana poszła szybko natomiast gorzej poszło z napompowaniem ręczną pompką, bo cały czas się nie pompowało. Przeskoczyliśmy przez wypożyczalnie w celu napompowania na lepszym sprzęcie w końcu się wkurzyłem i zamieniłem na starą dętkę i cud bo poszło bez problemu:) Do tej pory nie wiem czy dętki pomyliliśmy, ale w każdym razie dalej nie było noclegu a wieczór co raz bliżej. W końcu w ostatecznej desperacji bratowa lookneła jeszcze na booking żeby obczaić jeszcze te kosmicznie drogie noclegi w Kołobrzegu i tu cud nr 2 bo pojawił się nocleg na dwa dni dla trzech osób czyli dokładnie tak jak chcieliśmy na miejscu w Dźwirzynie. Także niemal całując po stopach Panią Bożenkę której nie dojechali goście przez co mogliśmy spędzić następne dwie noce w świetnych warunkach za przystępną cenę, mogliśmy oddać się plażowaniu(pół dnia bo ulewa potem przeszła:)) a potem zostało jeszcze tylko paręnaście km na pociąg do Kołobrzegu, 10h w pociągu, kilka km już grubo po 22:00 do domu i koniec:)

Podsumowując
W sumie 10 dni z tego 7 właściwej jazdy, 2 w pociągach, +800 km przejechane(czyli mniej niż w zeszłym roku bo tam było 930km bez przerw), zmęczenia w nogach brak, tyłek delikatnie odczuł swoje, tobołów zabrałem mniej i tak myślę że mogłem jeszcze mniej, rower drugi raz w te wakacje dojechał nad morze(wcześniej Wisła1200 nogami innego brata), trasy po Niemczech są świetne, równiutkie, szerokie, przemyślanie bo nie kończą się w bezsensownym miejscu tylko wszystko ma swoją kontynuacje nawet chodnikami z dopuszczonym ruchem rowerowy i no kultura kierowców jest niesamowita. Fakt że mało masz z nimi do czynienia bo ruch rowerowy jest w dużej części odseparowany od samochodowego, ale jak już jedziesz jakaś wspólną boczną wąskawą drogą to potrafi kierowca zjechać z naprzeciwka kilkadziesiąt metrów wcześniej na pobocze żebyś mógł komfortowo przejechać i na strefach 30km/h każdy jeździ 30km/h na godzinę a jak rower jedzie przed nim 25km/h to sobie jedzie spokojnie z tyłu. Niesamowite, nie mogłem wyjść z podziwu po doświadczeniach z kraju niespełnionych rajdowców. Ogólnie trasa super, szczególnie jak ktoś dopiero zaczyna, bo jak pisałem bratowa pierwszy sezon praktycznie jeździ, a w ciągu 8 dni zrobiła 6 setek + 1 dniówkę 80+ więc duże słowa uznania z mojej strony, brat jako nawigator i prowadzący drugi rok z rzędu spisał się bez zarzutu także nic tylko życzyć każdemu takiej ekipy:) ROWER MACHT FREI:)

#rowerowyrownik #rower #rowerowykrakow

Skrypt | Statystyki
Pobierz Scyzorro83 - 574 851 + 26 + 57 + 135 + 114 + 114 + 111 + 131 + 102 + 14 = 575 655

...
źródło: comment_1629216644YX2glTwe8iwHwv41iWvCom.jpg
  • 4
@Scyzorro83: super traska, fajną ekipa, graty.

A Polenmarkt w Osinowie Dolnym tuż przed Cedynią zwiedziliscie? To jest dopiero porażka, wjeżdżasz tam z tych niemieckich udogodnień z malowniczego miasteczka Schwedt i cofasz się w czasie o 30 lat, syf drobny handel wszystkim, ceny w euro, choć to Polska i ekspedient jest z Polski pyta cię czy "das ist ales?" A ty do niego, że ales ale ile to będzie w złotówkach a