Wpis z mikrobloga

Kolejna część przemyśleń tzw. neutralnego kibica, tj. kogoś kto nie trzyma kciuków za żadnego z walczących o tytuł kierowców. Mamy świetną sytuację przed 2 ostatnimi GP, w przeciwieństwie do skomplikowanych kalkulacji polskich klubów i reprezentacji w trakcie ich przeróżnych rozgrywek, tutaj matematyka jest prosta:
- Lewis musi wygrać 2 wyścigi,
- Maxowi wystarczy wygrana w jednym i P2 w drugim.

Oczywiście ww. przy założeniu, że żaden nie zaliczy DNF lub znacznych problemów technicznych lub kolizji skutkujących spadkiem na niskie pozycje. I tego im, sobie i wam życzę - bezproblemowych i bezkolizyjnych GP do końca sezonu dla Maxa i Lewisa. Niech to się rozstrzygnie nie tylko na torze, ale w maksymalnym dla obu kierowców tempie, bez przebitych opon, wymiany skrzydeł, problemów z dublowaniem itp. Finały sezonów 2008 i 2010 były świetne, ale finał a'la 1997 tylko bez elementów skrajnie sprzecznych z fair play ma potencjał na klasyk wszech czasów.
#f1
Pobierz
źródło: comment_1637582715G6lrKTmCnG411dRY2efnf7.jpg
  • 3
@barystoteles: Ale przecież wygranie mistrzostwa w atmosferze skandalu przy jakichś awariach, usterkach czy szczególnie złomowaniach byłaby właśnie bardzo atrakcyjna. Dużo bardziej, niż bezsilna pogoń w nudnej procesji w której nie będzie żadnej walki bo na tym poziome sezonu masz albo wóz albo przewóz. Albo RBR odjedzie albo Mercedes odjedzie i będziesz miał to co wczoraj, czyli nudną obserwacje czoła stawki której ani nikt nie zagrozi ani sama sobie groźna nie będzie.
@barystoteles: 2010 był przepełniony problemami technicznymi Vettela, i tylko dlatego w walce na koniec sezonu matematycznie mieliśmy aż czterech kierowców. Gdyby nie to (skumulowane przez cały sezon, i nie odliczam tutaj napadów dysmózgii), tytuł byłby zamknięty już w Korei.

( ͡° ͜ʖ ͡°)