Wpis z mikrobloga

Powiem wam Mirki, że gówniane dzieciństwo w 90% przypadków skutkuje gówniańszą dorosłością.

U mnie w domu nigdy się nie przelewało. Co prawda nie było takich sytuacji, że przez tydzień na obiad był makaron z keczupem, ale moi rodzice to typowa niska klasa średnia. Był taki okres, że aby kupić buty na zimę za 200 zł musieliśmy zacisnąć pasa przez 2 tygodnie, a trzeba było kupić jeszcze inne ubrania.

O nauce gry na jakimś instrumencie nie było mowy, bo a) skąd wziąć pieniądzę na kupno instrumentu, b) skąd wziąć pieniądze na lekcje i c) skąd wziąć pieniądze na dojazdy. Jak wyrosłem z komunijnego roweru to przestałem jeździć na rowerze, bo kupno czegoś porządniejszego od reanimowanego składaka ze złomu pozostawało jedynie w sferze moich marzeń. Na treningi w stylu piłka nożna, siatkówka czy koszykówa nie chciałem chodzić, bo absolutnie mnie to nie interesowało. Poza tym i tak na w-fie byłem wibierany jako jeden z ostatnich i nie chciałem się ośmieszać.

Na ferie nie jeździliśmy nigdzie. Moi rodzice mieli to w głębokim poważaniu, a nawet jakby ich to interesowało to nie było kasy. Nigdy nie jeździłem na nartach, snowboardzie czy łyżwach. Podczas gdy rówieśnicy chwalili się obozem narciarskim w Austrii, ja słuchałem z zazdrością jakie inni mają doświadczenia.

Prawie wszystkie wakacje spędzaliśmy w górach w bieda-schroniskach, bo było relatywnie blisko. Pierwszy i ostatni raz kiedy byłem nad Bałtykiem to zielona szkoła. Gdy powiedziałem rówieśnikom z klasy, że jest to mój pierwszy pobyt nad morzem patrzyli na mnie jak na jakiegoś niedorozwoja. Dla nich było to coś abstrakcyjnego: jak 10-latek jeszcze nigdy dotąd nie widział morza? Pierwsze normalne wakacje przeżyłem dopiero w 2019 roku, gdy pojechaliśmy z rodzicami na tydzień do Bułgarii xD

W gimnazjum było absolutnie nijako, tzn. nie byłem popularny, ale i nie robiłem za popychadło. Czasami udało mi się zrobić czy powiedzieć coś śmiesznego na lekcji lub na przerwie, ale bardziej byłem traktowany jako błazen niż jako ktoś, kogo warto zaprosić na domówkę. Przez całe gimnazjum nie zostałem zaproszony na ani jedną imprezę. Często na przerwach było słychać jak normiki dyskutują o tym kto się z kim przelizał na popijawie u klasowych Oskarków. Tłumaczyłem sobie wtedy, że jeszcze przyjdzie na mnie czas. Jak się później okazało - nie przyszedł.

W wieku 13 lat zaczęły się u mnie pojawiać problemy z trądzikiem. Nie było to kilka krostek na krzyż, lecz poważny ropno-łojotokowy trąd. Nie pomogły mi maści, zmiana diety, antybiotyki czy dwie terapie izotekiem. Było to jednym z powodów, dla którego byłem (i w sumie cały czas jestem, bo po prawie 10 latach dalej się z tym męczę) niewidoczny dla dziewczyn.

W technikum było trochę lepiej, tzn. sporadycznie pojawiały się zaproszenia na imprezy, ale i tak zostałem zaproszony tylko na jedną osiemnastkę xD. Sam swojej nie organizowałem. Doskonale wiedziałem, że gówno z tego wyjdzie.

I tak nastał okres studiów. Wyprowadziłem się od rodziców do innego miasta, ale wszystkie zajęcia podczas pierwszego roku były zdalnie, przez co praktycznie nikogo nie poznałem. I tak oto wchodzę w dorosłość: 21-letnia pierdoła bez wspomnień i umiejętności społecznych, absolutnie nieciekawy i najbardziej szary człowiek jaki może istnieć, tracący wiele przy bliższym poznaniu. Ja już się nie oszukuję, spóźniłem się na swoje 5 minut. #przegryw
  • 6
@EgzeQTroll: Miałem identyczną sytuację. Marzyło mi się iść na kick boxing to nie było siana bo stary pracował w kamieniołomach i z wypłatą mu zalegali. Jednym z marzeń był mocniejszy pc, żebym mógł sobie umilić chwilę wegetacji, ale niestety nie było mi to dane w tym czasie bo po co wymieniać 8 letni procek czy grafę skoro chodzi? Przez to wciągnąłem się w gry online bo nie zmieniały wymagań albo co
@EgzeQTroll:

Powiem wam Mirki, że gówniane dzieciństwo w 90% przypadków skutkuje gówniańszą dorosłością.

Tak bardzo to. Pełna zgoda. Od kiedy pamiętam, byłem najniżej w hierarchii genetycznej. Praktycznie każdy wolny czas spędzałem sam w piwnicy. W świecie fantazji. Nawet rodzeństwo nie chciało się ze mną bawić, bo miało swoich znajomych. Na wakacje nigdzie nie wyjeżdżałem... za wyjątkiem tych, w których przypadały osiemnaste urodziny. Wprosiłem się do ciotki za granicę, gdzie w dodatku
@EgzeQTroll: nie chcę tu zabrzmieć jak typowy janusz z hasłem "doceniaj to co miałeś, inni mieli gorzej", ale tak po prawdzie to dzieciństwo (wyjazdy w góry, umiarkowana bieda, buty za 200 zł) brzmi jak zwykła Polska rodzina, ni to przegryw, ni wygryw i określenie "gówniane" jest trochę nie na miejscu.

Patoli nie było, a to już sukces (uwierz mi, mieć względnie dobrą sytuację finansową, ale przy okazji rodzica alkoholika, to zdecydowanie