Wpis z mikrobloga

2540 + 1 = 2541

Tytuł: Smażone zielone pomidory
Autor: Fannie Flagg
Gatunek: literatura piękna
Ocena: ★★★★★★★★★
Tłumacz: Aldona Możdżyńska
Byliśmy szczęśliwi, choć o tym nie wiedzieliśmy.


Czasami zastanawiam się o czym powinna opowiadać, że tak pozwolę sobie użyć wielkiego słowa, literatura. Bywają takie momenty, że nawet mam wrażenie że już mniej więcej wiem, jestem wtedy nawet z siebie całkiem zadowolony. A później, ni stąd ni zowąd pojawia się książka, która – jakby złośliwie – psuje mi ten mój tak pięknie poukładany obrazek. Ależ się wtedy cieszę!

Smażone zielone pomidory to właśnie taka książka. Jezu – ten metodystyczny czy baptystyczny, wszystko jedno – jaka ta opowieść jest urocza. Jakie ciepło wylewało się przez te kilka godzin lektury ze, świecącego zimnym jednak światłem, ekranu czytnika! Jak wspaniale i lekko się czułem czytając to co pani Flagg mi zaproponowała odrywając się od trochę przytłaczającej mnie jesiennej pogody. Jeśli ktoś – tak jak ja – nie przepada za wiatrem, deszczem i zimnem i – tak ja ja – lubi czytać, to wydaje mi się że Smażone zielone pomidory mogą być świetnym remedium na tę chandrę próbującą wlać się zza okna do pokoju.

Utarło się ponoć w teorii literatury, że każdą opowieść da się zapisać jednym zdaniem, podać w ten sposób jej esencję. I oto pani Flagg przeczy temu twierdzeniu (albo ze mnie taki teoretyk literatury), bo nie potrafię powiedzieć o czym jest książka. Jest w niej kilka wątków i żaden nie wydaje mi się głównym. Jest relacja staruszki w wieku bliskoprzedśmiertnym z kobietą przechodzącą trochę przedwczesną menopauzę. Są dzieje miasteczka Whistle Stop i mieszczącej się w nim Whistle Stop Cafe. Jest historia znajomości prowadzących tę kawiarnię Ruth i Idgie a także ich znajomych. Jest (wspaniałe!) spojrzenie na lokalne sprawy oczami „dziennikarki” Dot Weems. Jest też podniesiony problem rasizmu. Jest trochę, a w zasadzie całkiem sporo, śmierci a nawet jest i morderstwo. Ale przede wszystkim jest mnóstwo tych nieszczególnych i mało efektownych rzeczy, które nazywa się takimi – trochę przebrzmiałymi i może dziś niemodnymi albo wypaczonymi – słowami jak przyjaźń, lojalność, oddanie czy sprawiedliwość.

Spraw, żeby to co się dzieje było ważne – takie słowa jak mantrę powtarzał jeden z moich instruktorów, który starał się mnie trochę nauczyć jak opowiadać historie i trochę jak pokazywać je później na scenie. I tak właśnie napisana jest ta książka. Najzwyklejsze rzeczy, prościutkie, codzienne historie, za sprawą sposobu w jaki zostały opowiedziane stają się superważne i dlatego tak dobrze i z taką pasją mi się o tym wszystkim czytało. A jeśli dodać do tego jeszcze lekkość narracji pani Flagg i jej świetną umiejętność operowania szczegółem, symbolem i motywem (albo rodzajem refrenu) oraz humorem, to wszystko to razem sprawia, że nie tylko treść jest ważna, ale czytelnik już od pierwszych stron czuje się w tej książce jak w domu. Albo w jakiejś uroczej kawiarni, w Whistle Stop Cafe na przykład.

Tak samo jak nie potrafię wskazać tematu, tak i nie potrafię powiedzieć kto jest głównym bohaterem tej powieści. Mam co prawda swój typ, ale to raczej wynika z mojego osobistego spojrzenia i to nie spojrzenia na samą książkę, ale spojrzenia ogólnego. Każda z wielu postaci, i to nie tylko tych pierwszoplanowych, jest jednak bardzo charakterystyczna, każda jest bardzo wyraźna. Każda też w książce jest po coś. To pozorne rozchwianie i mnogość tematów za ich pomocą jakoś tak świetnie się spina, nawet jeśli w samej historii nie odgrywają żadnej roli.

No i czepialstwo, bowiem udało mi się autorkę przyłapać na błędzie, z czego, jako uważny czytelnik, jestem bardzo dumny(!), więc zamierzam się pochwalić! Otóż trochę zdziwiło mnie, kiedy w jednej ze scen Kikutek, zwany tak ze względu na brak jednej ręki, ze zdenerwowania pocierał mokre od potu dłonie. Uczucia uczuciami, ciepło ciepłem, zachwyt zachwytem ale czujność przy lekturze zachować należy!

Tak sobie po zakończonej lekturze myślę, że Smażone zielone pomidory to niby literatura piękna, a jednak jakby trochę podręcznik. Można się sporo z tej książki nauczyć: jakich lektur szukać, jak pisać opowieści albo jak starać się żyć. Bo, co jak co, na każdej z tych płaszczyzn dzieło pani Flagg może być w jakimś stopniu i w jakiś sposób inspirujące.

Wpis dodany za pomocą tego skryptu

#bookmeter #literaturapieknabookmeter
GeorgeStark - 2540 + 1 = 2541

Tytuł: Smażone zielone pomidory
Autor: Fannie Flagg...

źródło: comment_1667858080dn0NVQkRjwa3AOHlA6t8sV.jpg

Pobierz
  • 4
Informacje nt. książki z tagu #bookmeter:

Średnia ocena z Wykopu: ★★★★★★★★★ (9.0 / 10) (1 recenzji)
Następne podsumowanie tagu: 2022-12-01 00:00 tag z historią podsumowań »
W abonamentach: www.legimi.pl
Kategoria książki: literatura, poeci, gatunki
Liczba stron książki: 448

Jesteś pierwszym recenzentem tej książki tutaj :)

Podobne książki:
1\. Firefly Lane (Hannah Kristin) - najnowsza recenzja usera karolinana ★★ (4.0 / 10) - Wpis »
2\. Jedno życzenie
@George_Stark: kocham tę książkę, jest moim pocieszaczem od lat. Zauważyłam ostatnio też, że wiele z moich książek-pocieszaczy ma w sobie wyraźny wątek religijny a dokładniej protestancki w różnych odmianach
Ciekawa jestem czy oni naprawdę czerpią aż taką siłę ze swojej wiary, że są w stanie tak pozytywnie podchodzić do życia, które przecież różnie się toczy. Chodzi mi tu szczególnie o Fannie Flagg właśnie, ale też np. o Jan Karon. Mitford jest
via Wykop Mobilny (Android)
  • 1
@rassvet:

no nie wiem, nie wiem, może przyłapałeś na błędzie tłumacza a nie autorkę? ;)


Znajdę to zdanie jak mnie wąż ze swych objęć wypuści i wrócę do domu to mi wskażesz, palcem najlepiej gdzie tam jest miejsce na błąd tłumacza! ;)


@KatieWee:

kocham tę książkę, jest moim pocieszaczem od lat.


Moim być może się stanie. :D

A co do wiary, to jak śpiewał Adam Nowak: "trudno nie wierzyć w