Na wstępie chcę powiedzieć, że ja bardzo szanuję pana Artura Andrusa, a poniższy tekst ma jedynie charakter humorystyczny i nie jest moim celem obrażenie go. Tak bardziej pastisz niż parodia. Nie pozywajcie, proszę, jestem tylko przegrywem ;_;
Naszło mnie podczas czytania "I nie było już nikogo" Agathy Christie. Ostrzegam, trochę długie.

Pasta o Arturze Andrusie.
Tego dnia dostałem list. Pisany. Polecony. Zdziwiłem się trochę, bo przecież listów nikt już prawie nie wysyła.
http://www.tvn24.pl/mann-andrus-niedzwiecki-skrytykowani-polskie-radio-odpowiada,699713,s.html#autoplay

Przeczytałem taką wiadomość dzisiaj, że trzech kolegów z Trójki, trzech dziennikarzy, wybrało się do zarządu Polskiego Radia w obronie tych, którzy zostali niesłusznie zwolnieni. Te trzy osoby, które wybrały się do zarządu Polskiego Radia, to był Wojciech Mann, Marek Niedźwiecki i Artur Andrus. I dowiedzieli się w tymże zarządzie rzeczy takiej: Wojciech Mann usłyszał po tym, jak bronił kolegów, że ma braki warsztatowe, a wszyscy trzej usłyszeli, że są zbyt silnymi
@Precypitat: Wystarczy poczytać artykuł, który przesłałem:

Jak podawało internetowe wydanie "Gazety Wyborczej", Wojciech Mann, Marek Niedźwiecki i Artur Andrus mieli udać się do prezes zarządu PR, by załagodzić sytuację. Mieli usłyszeć, że zwolnień nie da się odwrócić. Poza tym Stanisławczyk miała wytknąć Mannowi "braki warsztatowe", a całej trójce oznajmić, że Program Trzeci został "zawłaszczony przez osobowości i to jest sytuacja nie do przyjęcia".


A kto tu kłamie? Polskie Radio twierdzi,
#andrus #ciekawostki #polska

Z jakiejś podróży przywiozłem Marysi breloczek do kluczy, który był też kieszonkową popielniczką. Jeden z najbardziej trafionych prezentów. Znalazłem zdjęcie, na którym jesteśmy z tą popielniczką. I z czegoś się śmiejemy. Mam szczęście, że się tyle naśmialiśmy, nagadaliśmy, najeździliśmy. A w książce odnalazłem taki fragment naszej rozmowy:

Wiem, że nie wierzysz, że coś tam, po drugiej stronie, istnieje. Ale załóżmy, że jest…

Nie ma. Ale załóżmy, bo widzę, że
Pobierz
źródło: comment_8h6v63yC6sXIH9EqhEntLrGqi2SLGccL.jpg
W gęśnej lastwinie, na polanej ogromce, słowiczyły świergoty, sarniały biegenki i dzikowały żery.
Kapturkowy Czerwonek szedł z koszykowym wiklinem do swojej Babcinej Kochanki, ażeby zanieść jej przesmaki różnołyki: dżemówkę z drożdżem, pleśń serowy, ogórkowe kiszonki, chlebowy raz oraz margarynną roślinę.
Babcia miała laskę za chatą, w której mieszkała samotnie, jak niedźwiedzi polar. Gdy Kapturkowy Czerwonek był w drodze połowy, zza sośniastej igły wyskoczył wyględnie wilkujący obleś.
Sposobnym chytrem dowiedział się od Kapturkowego