Wpis z mikrobloga

Podsumowanie moich kilkumiesięcznych obserwacji projektu o nazwie “Święta Wojna”. Na początku nikogo chyba nie zdziwi stwierdzenie, że cały serial jest tak naprawdę narzędziem w rękach niemieckiego wywiadu, służącym do prowadzenia ideologicznej dywersji na terenie państwa polskiego. Antagonizowanie Polaków i Ślązaków, radykalizacja organizacji dążących do autonomii, oswajanie Polaków z wizją Śląska nie będącego integralną częścią Rzeczpospolitej - tani sitcom jako nośnik propagandy. Centralną postacią jest Bercik - hajer przodowy, rencista, zacietrzewiony ambasador Ziemi Śląskiej. Jestem przekonany, że nad nakreśleniem sylwetki psychologicznej Dwornioka pracował cały sztab psychologów z BND - głupi, obłudny, zawistny, toksyczny, podatny na manipulację. Skupienie tak wielu negatywnych cech wokół głównego bohatera ma na celu jedno - utrwalenie Marianowi z Suwałk czy Krysi z Kołobrzegu obrazu przeciętnego Ślązaka jako człowieka prymitywnego. Hubercik jest przykładem niewykształconego pieniacza o wąskich horyzontach myślowych z toną kompleksów z którymi próbuje walczyć poprzez bezrefleksyjną miłość do Śląska i wszystkiego co śląskie. Krupnioki na śniadanie, obiad, kolację i podwieczorek, GieKSa w II lidze w niedzielę o 12, piwo w szynku i gołębie w kanciapie - silesian slow life w pigułce. Dla Herr Dwornioka każda aktywność spoza tego zestawu jest “gorolskim wymysłem”, albo “gorolskim wynalazkiem”. Bardzo często używa tego określenia także w stosunku do rzeczy, zjawisk oraz pojęć których po prostu nie rozumie, aczkolwiek stopień ignorancji Huberta B. nie pozwala mu na nic innego jak na ich deprecjonowanie. Warto tutaj nadmienić, że główny bohater nie postrzega świata jako skomplikowany ekosystem - według niego dzieli się on na hanysów i goroli. Hanys - ślązak, czyli człowiek prawy, uczciwy i sprawiedliwy. No i gorol - obcy, gringo, przyjezdny, nachodźca, emisariusz knajactwa i tępoty (jest jeszcze rasa übergoroli tzw. warszawioków, o nich później). My kontra oni, Sanacja kontra Endecja, PZPR kontra Solidarność, Polska liberalna kontra Polska solidarna, lewactwo kontra prawactwo - znamy to doskonale.

Patrzenie na świat przez czarno-białe okulary to nie jedyny mechanizm obronny w arsenale pierwszego górnika przodowego RP. Śląsk w oczach Bercika jest twierdzą oblężoną przez mitycznych hapoli, hachorów i warszawioków pragnących zainfekować nieskazitelnych z natury hanysów, wirusem zaprzaństwa. Barbarzyńcy u bram królestwa tradycji do której Dworniok tak często się odwołuje. Świetnie ten domniemany tradycjonalizm jest widoczny w warstwie obyczajowej - państwo Dworniokowie w tej dziedzinie życia nie mają absolutnie żadnych hamulców. Najlepszym potwierdzeniem moich słów jest fakt, że głównym zajęciem Bercika jest fantazjowanie o perwersyjnym życiu łóżkowym Andzi, którego integralną częścią są inni mężczyźni. W swoich onirycznych transach, raz przypatruje się swojej małżonce obściskującej się ze stadem kominiarzy w ich rodzinnym łożu (106. Dostawca szczęścia), kiedy indziej wyraża zachwyt że Mariusz Czerkawski wykorzystał Andzie, ku jej nieskrywanej uciesze (109. Idol). Momentem kulminacyjnym tej idei fix jest chwila, gdy Hubercik skuszony możliwością przytulenia paru szekli de facto staje się stręczycielem własnej małżonki (37. Mister Śląska). Już nie wspominajmy o tym mitycznym nemezis, czyli o postaci murzina (ostatni odcinek serialu jest w całości temu poświęcony).

Liberalny mindset w sferze obyczajowej to także domena Andzi. Nikt mi nie wmówi, że przez te wszystkie lata nie była w stanie zauważyć wywalonego jęzora Bercika na widok Ewki czy Magdy od Karlikowej (widząc jego fiksacje na ich punkcie dziwi fakt, że Dworniok nie dostał wyroku za molestowanie nie wspominając już o uporczywym nękaniu), a mimo to nigdy nie wszczynała z tego tytułu awantur. Moja teoria nie jest jakaś super odkrywcza: Dworniokowie to poliamoryści, a Zbyszek jest częścią tego układu (sam o tym w odcinku Agnieszka nieśmiało wspomina). ‘Handel na bazarze’ to zgrabna metafora pod płaszczykiem, której podprogowo sprzedawane są widzowi formy aktywności seksualnej będące drastycznym naruszeniem dotychczasowych norm kulturowo-obyczajowych. Zresztą, otwarty związek to nie jedyny as w kulturowo-marksistowskiej talii górnika przodowego. Zaburzenia tożsamości płciowej Bercika (i przy okazji ukazanie przedstawicieli katolickiego stanu duchownego jako prymitywnych kontestatorów zmian społecznych) stanowi jedną z głównych osi fabuły “Świętej Wojny”.

A skoro jesteśmy już przy Zbyszku, to na chwilę się przy nim zatrzymajmy. Showrunnerzy tej propagandowej wydmuchy podczas kreowania postaci “hanysa honoris causa” wykazali się subtelnością godną radzieckiego czołgu. To, że Zbigniew Niematotamto jest uosobieniem kolonizatorskich zapędów władzy centralnej, chcącej stłumić niepodległościowe aspiracje Ślązaków to jest oczywiste. Tylko dlaczego zrobiono to w tak łopatologiczny sposób? W ząbek czesany Warszawiak postrzega Śląsk jako zacofany land, który on łechcąc przy okazji swojego ego i napełniając mieszek, pragnie wyciągnąć z ciemnego wieku. Każdy kolejny transport bazarowego szrotu w stylu starego komputera czy telefonu komórkowego wywołują ekscytację Bercika - ma to ukazać zaściankowość i ciemniactwo Ślązaków z którego to wybawić ich może tylko Zbyszek sprzedając im za fortunę starego Ericssona na szczęce. Normalnie jakbym widział jakiegoś Boera z Kapsztadu czy innego Johannesburga, który do tego stopnia gardzi czarnymi współobywatelami, że co tydzień jeździ po okolicznych townshipsach oraz bantustanach i sprzedaje używane barachło po ich białych ciemiężycielach.

Zadarty warszawski nos działa ex-górnikowi na nerwy, jednak Zbig jest jego przyjacielem i potencjalną szablą z której pomocy można skorzystać w starciu z prawdziwym antagonistą Bertiniego - czyli Ernestem. Ogromna awersja hajera przodowego do szwagra, tytułowanie go hapolem i hachorem wynika z frustracji spowodowanej ogromnymi nierównościami społecznymi, które uosabiają zarówno Dworniok jak i brat Andzi. Ernest - przedsiębiorca, zaginiony trzeci brat Bagsika i Gąsiorowskiego, cudowne dziecko transformacji ustrojowej wierzące w to, że każdy jest kowalem własnego losu. No i Hubert - leń i pasożyt, któremu Wilczek i Balcerowicz zafundowali przedwczesną emeryturę, zamykając jego ukochaną grubę. Ta nieustanna walka beneficjenta wolnorynkowych reform z ich ofiarą ukazuje w mikroskali patologie okrągłostołowych zmian.

Podsumowując: “Święta Wojna” to próba stworzenia soft-powerowego narzędzia, które odpowiednio użyte pozwoliłoby Śląskowi myśleć o sobie w podmiotowych kategoriach i o ile faktycznie idea autonomii nie znajduje powszechnego uznania (3,1% RAŚ w ostatnich wyborach samorządowych) o tyle wizerunek Ślązaków dzięki historii Państwa Dwornioków został raz na zawsze zmącony.

No, a teraz już zupełnie na serio. Może niektórzy z was pamiętają, ale około półtora roku temu popełniłem wpis w którym ogłosiłem rozpoczęcie “wielkiej śląskiej przygody”. Jestem fanem polskich produkcji telewizyjnych i z racji, że “Świętą Wojnę” znałem wtedy tylko “z widzenia” nie miałem na jej temat jakiejś ugruntowanej opinii (jak to było na przykład w przypadku “Bulionerów”, które będąc jeszcze młodym człowiekiem z przyjemnością oglądałem i niedawno sobie odświeżyłem i bawiłem się jeszcze lepiej). Starałem się nie brać pod uwagę ocen co po niektórych użytkowników Wykopu, którzy raz na jakiś czas wrzucają wpis w stylu “najbardziej bezbeckie gówno w historii” okraszony zdjęciem Bercika i Andzi. Oczywiście, ilość plusów który tego rodzaju post zbiera z reguły jest dosyć duża. Mogło to sugerować rozrywkę niezbyt wysokich, ale u mnie Dworniokowie mieli carte blanche - absolutnie zero uprzedzeń. No to, “co z tą Wojną”? Czy faktycznie produkcja TVP jest paździerz show wywołującym ciary zażenowania na plecach? No w trochę tak, ale trochę nie - to zależy.

Ilość wyprodukowanych odcinków, częstotliwość powtórek (TVP2, TVP Seriale, TVP Rozrywka, TV Polonia, regionalne oddziały TVP, TV Silesia, Polo TV - nie ma chyba dnia, żeby przynajmniej na jednym z tych kanałów nie pojawił się odcinek tego serialu) i względna popularność - to wszystko mogłoby sugerować, że mamy do czynienia z czymś ciekawym i wartym uwagi. Wystarczy jednak zobaczyć sobie jeden z pierwszych odcinków, jakiś ze środka stawki i może fragment epizodu z ostatniego sezonu, żeby dojść do wniosku że oprócz ilości zmarszczek na twarzy hajera przodowego i jego “durnej baby” nic się tu w przeciągu dekady nie zmieniło. Chodzi mi o tu głównie o to w jaki sposób realizowany jest serial. Nie zajmuję się zawodowo produkcją telewizyjną, ale nawet oko laika dostrzeże, że pod względem technicznym “Święta Wojna” jest produkcją bardzo hmm, swojską? Mikrofon w kadrze - a komu to przeszkadza? Kręcimy nocna scenę w mieszkaniu, więc wystarczy zasłonić zasłony - nie musimy przejmować się gałęziami drzew widocznych zza kotar, które wesoło poruszają się na tle słońca. Oho, Bercik ma sen to musimy dodać tę irytującą muzyczkę z jinglem zegara wybijającego północ i dużo dymu, żeby widz wiedział że to się nie dzieje naprawdę. Plastyczność obrazu w stylu rozmowy z matką zaginionego z “Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”, albo reportażu Jaworowicz o walącym się domu wielodzietnej rodziny. Wszystko to składa się na taki swoisty urok śląskiej sagi, ale do czego zmierzam - przypuszczam, że “Święta Wojna” była po prostu względnie tanim przedsięwzięciem, które gwarantowało zadowalającą oglądalność w sobotnie popołudnie gdzieś między Familiadą, Złotopolskimi i Słowem na Niedzielę. Moim zdaniem właśnie dlatego Bercik i Andzia utrzymali się przez ponad 300 odcinków na antenie (przeszło 9 lat). “Święta Wojna” bardzo często określana jest takimi “śląskimi Kiepskimi” ze względu na ten sam gatunek i podobny okres w którym obie produkcje debiutowały na ekranach, niemniej jest to według mnie dosyć krzywdzące porównanie. “Świat według Kiepskich” bardzo się na przestrzeni lat zmienił nie tylko pod względem technicznym (przejście z 4:3 na 16:9, zmiana klatkażu, coraz mniej walący po oczach sztucznością greenscreen), ale co ważniejsze także pod względem poruszanych treści. “Kiepscy” wraz z kolejnymi sezonami fantastycznie się starzeją, natomiast Hubercik z odcinka “Kolega z Wojska” i z odcinka “Murzin” (odpowiednio: pierwszy i ostatni odcinek) to ten sam Hubercik.

Jeżeli już mówimy o konkretnych epizodach to w sumie podzieliłbym je na 3 rodzaje. Pierwszy z nich to “biznesy”. Bercik pod wpływem Gerarda, Zbyszka, programu w telewizji czy artykułu w gazecie zaczyna angażować się w jakieś finansowe przedsięwzięcie, które za każdym razem kończy się katastrofą. Fast food z krupniokami, kasyno, pub, praktyka lekarska i tak dalej. Drugi typ to też biznesy, ale Ernesta. No i tutaj tak samo mamy do czynienia z pewnym schematem - szwagier Bercika zaczyna jakiś nowy interes, a hajer postanawia mu pomóc - zawsze z tragicznym skutkiem. Trzecia kategoria to odcinki wyjazdowe tudzież gościnne. W nich, Dworniokowie najczęściej wraz ze Zbyszkiem wybierają się na urlop (oczywiście potem się pojawiają Alojz, Kipuś czy Ernest) w jakieś egzotyczne miejsce (najczęściej do Brynicy) i wokół niego zorganizowana jest fabuła.

Większości z tych 322 odcinków można by spokojnie jedną z tych łatek przypiąć, ale są też takie epizody, które trudno jednoznacznie sklasyfikować i to właśnie wśród nich można znaleźć prawdziwe perełki. Jeden z moich ulubionych to Turystyka ekstremalna, głównie ze względu na jego antycypacyjny wydźwięk. Choć sam odcinek został nakręcony w roku 2005 to trudno nie zauważyć tu znanych (szczególnie na tym portalu) klisz, którymi w 2017 i 2018 będzie żyła cała Polska. Ernest w odcinku Turystyka ekstremalna postanawia na Korfantego urządzić patologiczne show na żywo ze swoim psychopatycznym szwagrem w roli głównej, który nie całkiem świadomie staje się gwiazdą kontrowersyjnego performance'u we własnym mieszkaniu. Hmm, coś mi to przypomina...

Kolejnym epizodem, który szczególnie przypadł mi do gustu to Ofiara telewizji kablowej. Bardzo podobało mi się duże natężenie kompletnie absurdalnych zdarzeń, które miały miejsce w na przestrzeni zaledwie 20 minut. To był surrealistyczny rollercoaster przywołujący na myśl pierwsze odcinki ”Świata według Kiepskich”. Andzia chcąc zrobić niespodziankę swojemu mężowi, zakłada w domu telewizje kablową. Oczywiście Bercik miast docenić gest swojej lubej, zaczyna intonować swój standardowy lament pod tytułem ”gorolski wynalazek”. Lecz jak zawsze nie trwa to zbyt długo i chwilę później, hajer przodowy jest już zatracony w telewizyjnej rzeczywistości. Jego szczególną uwagę przykuwa pewna libijska stacja, która przez 24/7 głosi peany na cześć Mu’ ammara al-Kaddafiego. Podatny na propagandowe wrzuty Bercik staje się fanem autorytarnego przywódcy i największym akolitą baasistowskiej rewolucji, skutkiem czego zmienia swoje mieszkanie w komórkę islamskiej organizacji terrorystycznej na czele której staje. Niedługo potem okazuje się, że operacja Dżihad Silesia jest tak naprawdę misternym planem Huberta Dwornioka, który okazuje się być wtyką UOP-u. Ukłony dla scenarzystów, naprawdę nie spodziewałem się takiej jazdy bez trzymanki w serialu o górniku-renciście.

Bardzo zgrabnie udaje się też czasami ugryźć temat śląsko-warszawskich oraz śląsko-sosnowskich (proszę mnie nie bić!) niesnasek. Świetnie jest to ujęte w odcinku Liga Mistrzów w którym to mecz pomiędzy Legią Warszawa, a Bayernem Monachium jest przyczynkiem do dojrzałej dyskusji o patriotyzmie i historycznej roli Śląska. Hanysy są z Marsa to popis projekcji, wyparcia i syndromu przeniesienia w wykonaniu Bercika, który nagle staje się filowarszawiakiem i z nieustępliwością godną Szymona Wiesenthala ściga każdy akt niesubordynacji wobec stołecznego miasta. Tradycyjny śląski psychopata natomiast to próba zakopania toporu wojennego pomiędzy Górnym Śląskiem i Zagłębiem Dąbrowskim i to próba dosyć osobliwa. Założenie ludzkiego ZOO w katowickiej kamienicy odwiedzanej przez Sosnowiczan robiących sobie zdjęcia z żywymi okazami - no grubo ktoś tu pojechał po bandzie.

Jednak żaden z wymienionych wyżej epizodów nie umywa się do Al Berciniego i mówią to z absolutną powagą, bez grama szydery - 295 odcinek ”Świętej Wojny” to cudowna i wzruszająca opowieść o lokalnym patriotyzmie, będąca przy okazji głośno wykrzyczanym manifestem against modern football. Bercik na wieść o tym, że GieKSa ma zostać sprzedana jakiemuś zagranicznemu funduszowi postanawia zrobić wszystko co w jego mocy, aby uniemożliwić by jego ukochany klub stał się zabawką w rękach miliarderów. Nie chcę więcej zdradzać, ale nadmienię tylko że jest to w moim odczuciu nad wyraz celne spojrzenie na futbolową rzeczywistość, które w 2020 wydaje się aktualne jak nigdy dotąd. Warto odnotować, że akcja odcinka dzieje się na prawdziwym stadionu GKS-u Katowice, co niewątpliwie “robi robotę” (tak na marginesie to szkoda, że aktualnie produkowane polskie seriale tak stronią od piłkarskich skojarzeń - kiedyś nikomu nie przeszkadzały odniesienia do Polonii i Legii w ”Miodowych Latach”, Śląska Wrocław w Kiepskich czy właśnie GKS-u w ”Świętej Wojnie”).

A więc czy warto, czy nie warto sobie głowę zawracać tą “Świętą Wojną”? Jeżeli szukacie bardzo ambitnego i świetnie zagranego sitcomu, który trzyma wysoki poziom od pierwszego do ostatniego odcinka to Korfantego 13/6 to chyba nie jest dobry adres. Jeśli natomiast lubicie swojskie klimaty i chcecie sobie puścić coś do kotleta to moim zdaniem, Śląska saga jest czymś dla was.

Określenie "guilty pleasure" powstało chyba właśnie po to, żeby opisać czym jest produkcja TVP. "Święta Wojna" to paździerz show, ale całkiem przyjemne i z paroma świetnymi momentami. Ciepło będę wspominał przygody tego śląskiego Tamagotchi i choć mieszkam na drugim końcu Polski, to po obejrzeniu tych 322 odcinków nabrałem ogromnej ochoty na urlop na Górnym Śląsku. Katowice zamiast Teneryfy, krupniok jako alternatywa dla chorizo, hałda w zastępstwie plaży - moja żona i córka podziękują za to TVP.

A ja zrobię sobie, krótką przerwę i biorę się za jakiegoś kolejnego polskiego serialowego klasyka. Jeżeli znacie jakieś ciekawe rodzime produkcje to jestem otwarty na propozycje.

P.S 1 Nie wiem czy wiecie, ale w tamtym roku w dosyć legitnym źródle (Świat Seriali) pojawiła się informacja jakoby na jesieni 2020 miała się pojawić kontynuacja “Świętej Wojny”, ale powiedzmy sobie szczerze - czy jest sens? Pierwsza dekada XXI wieku należała do sitcomów i każda stacja, czy to publiczna czy komercyjna chciała mieć coś swojego. No, ale 11 lat w branży telewizyjnej to wieczność i szczerze wątpię w sens rezurekcji zmagań hajera przodowego z gorolami, hapolami i hachorami.

P.S 2 Nie trudno się zorientować, że inspirowałem się trochę słynną pastą o Rodzinie Zastępczej (https://www.wykop.pl/link/2928901/#comment-33307211). Mój grafomański popis na pewno nie jest tak dobry i spójny jak analiza losów mieszkańców Frezji, ale mam nadzieję, że komuś poprawiłem humor. To szczególnie ważne w tym ciężkim dla nas wszystkich czasie. Trzymta się tam w tych czterech ścianach!

#serialpolski

4/∞
- Bulionerzy ✔
- Chłopaki do wzięcia ✔
- Tygrysy Europy ✔
- Święta Wojna ✔

C.D.N

MartinMartinez - Podsumowanie moich kilkumiesięcznych obserwacji projektu o nazwie “Ś...

źródło: comment_15841965563ML7QJZHaJSri2wKDtLl44.jpg

Pobierz
  • 8
@vargemp: No niestety z nielicznymi wyjątkami, które wyżej opisałem, wygląda to jak odmienianie przez przypadki. Motyw, który mnie najbardziej irytował to sen. Przez cały odcinek jest jakaś akcja, coś się tam dzieje i jeb, ostatnia scena - Bercik mamrocze i wybudza się. To jest pójście po linii najmniejszego oporu i pół biedy jeżeli twórcy zdecydowaliby się tak rozegrać fabułę jednego czy dwóch odcinków, ale w ostatnich sezonach to jest wręcz nagminne.