Wpis z mikrobloga

To mój pierwszy raport więc proszę o wyrozumiałość. Do całego przedsięwzięcia podeszłam z lekkim strachem - wcześniej byłam tripsetterem innej osoby, która paliła i widziałam co się z nią działo. Były to same pozytywne rzeczy, ale na oko widać jak daleko to wypierdziela poza orbitę cielesności, czasu i świata jaki znamy. Poza tym, kto nie brał psychodelikow choć z malutką dozą strachu niech pierwszy rzuci kamień...

Tripsetter nabił mi równe 0,2 #changa do bonga. Zacznę od tego, że spaliłam połowę biorąc dużego bucha. Natychmiast zachciało mi się kaszleć, przez ułamek sekundy zbierałam się do kaszlnięcia, jednak w tym ułamku sekundy obraz zaczął się rozmywać na boki jak przy zakłóceniach w filmach - w moich uszach w tym samym czasie zaczął rozbrzmiewać dźwięk znajomy również z zakłóceń - takie "tsz tsz tsz szszszszszs". Kaszlenie i mdłości, które się pojawiły spadły gdzieś w totalną otchłań. Czułam te potrzeby, ale gdzieś bardzo daleko w tyle głowy. Nawet odsunęłam nogą stolik, by wstać i iść do łazienki oraz pomyślałam, żeby się napić - jednak przede mną stał drink, mdłosci nie były zbyt duże. Pomyślałam, że nie potrzebuje alkoholu bo i tak jestem już poza orbitą, a jeśli chodzi o mdłości to przecież znam to z LSD i jeszcze nigdy się nie porzygalam, więc i tym razem się nie porzygam.

Po tym jak obraz przestał się rozmazywać zobaczyłam ferie barw i wizuale bardzo podobne do peaku na lsd - kolorowe fraktale. Było to jakieś 5 sekund od wypuszczenia bucha z płuc. Tutaj przestaly pojawiać się w mojej głowie myśli. Następnie ja zaczęłam osuwać się w przepaść, a świat który widziałam i czas znajdował się nade mną, ciągnął się w moją stronę - pojawiły się nitki powierzchni czasu i świata, to wszystko nade mną ciągnęło się przez otchłań jak stopiony ser, a ja byłam poniżej w otchłani niczego. Nie słyszałam nic, nie wiem, czy moje oczy były otwarte, czy zamknięte. Tak jakby czas się ciągnął będąc tymi nitkami i w jednym momencie mój mózg "puścił" to wszystko. nitki pękły, zaczęły dochodzic do mnie dźwięki ze świata realnego - film, który leciał w tv puszczony przez mojego tripsittera. Wydawało mi się, że to co słyszę było już przed chwilą i film to 3 sekundy zapętlone w kółko. Zaczęłam pytać tripsettera "czy to już było, czy to jest?" i próbowałam wytłumaczyć robiąc kółka palcem, że zapętliłam się w czasie. Czytałam o tym uczuciu i troszkę wzbudziło we mnie lęk.

Nie byłam w stanie skupić myśli, nie miałam ich - byłam całkowicie pochłonięta byciem w pętli czasu. Właściwie przez większość tripa nie miałam myśli jako własnych przemyśleń, tylko uczucia przekładające się na myśli impulsywne - np. lęk czy radość z tego co przeżywam. Po jakiś 10-12 "zapętleniach" poczułam jakbym ciałem spadła na kanapę - jednak ja na niej cały czas leżałam. Zrozumiałam, że wypadłam z pętli i teraz będzie kolejna część tripu. Poprosiłam tripsettera o zmianę filmu na coś innego, w domyśle na muzykę - a on od razu zrozumiał o co mi chodzi. W tym momencie dochodziły do mnie potrzeby ciała - nagle zachciało mi się wymiotować, kaszleć, siku i wszystko inne na raz, ale nie potrafiłam zrozumieć co się dzieje - tak jakby te potrzeby były kołem, a mój mózg chciał je wsadzić w prostokątny otwór. Mózg nie potrafił dopasować reakcji do bodźców. Tak samo stało się z muzyką.

Słyszałam coś, ale nie wiedziałam o co chodzi, w jaki sposób przetworzyć ten bodziec (dźwięk), tak jakby mój mózg stracił możliwość przetwarzania sygnałów z wewnątrz i zewnątrz, jakby dźwięk krążył po orbicie wokół mnie, ponieważ mózg był tak bardzo zajęty fraktalami, które nadal widziałam i uczuciem ciepła, przyjemności, które cały czas wypełnialo moje ciało. Zrobiło mi się bardzo zimno, dostałam gęsiej skórki. Przewodnik nakrył mnie kocami, zwinelam się jak embrion i chwilę oglądałam otaczający mnie pokój skąpany w ferii barw. Doszło do mnie, że zaczęły pojawiać się myśli jako takie, jako coś co wychodzi z mózgu a nie jest następstwem bodźców ze świata zewnętrznego.

Skryta pod powierzchnią koców zamknęłam oczy i nie wiem dlaczego, ale wpadła mi do głowy myśl o tym, że kiedyś byłam na spocie samochodów pod centrum handlowym. BAM, jestem tam, dotykam jednego z samochodów. Czuje to pod palcami, czuje słońce, po prostu tam jestem. Z tej myśli płynnie przeszłam do kolejnej i kolejnej, każda z nich pochłaniała mnie do końca, byłam w tej myśli fizycznie. Czułam się dokładnie tak jak w świadomym snie. Po jakiś 10minutach usłyszałam dźwięk - kot zrzucił coś na podłogę, otworzyłam oczy i uświadomiłam sobie, że mój przewodnik siedzi na kanapie i czeka, aż "wrócę", że te myśli pochłaniają mnie tak realnie, że jeśli tego świadomie nie przerwę - będę tak dryfować w myślach i wspomnieniach odczuwając je fizycznie.
Podniosłam się z kanapy. Strasznie chciało mi się spać. Zapytałam, ile czasu minęło - usłyszałam, że 20 minut. Wiedziałam, że to koniec tripu, który żegna mnie niepohamowaną potrzebą ciągłego ziewania.

Changa vs lsd
Changa robi BAM. natychmiastowe BAM. Wyrzuca nas poza orbitę w ciągu ułamków sekund. Nie polecam tego jako pierwszy kontakt z psychodelikami. Trzeba mieć mieć jakieś doświadczenie, żeby nie wystraszyć się. Changa to peak 150ug LSD jak nie więcej. Bardzo mi się spodobało, ponieważ po pół godziny jesteśmy w stanie sprzed przyjęcia substancji. Trip jest bardzo intensywny, ale nie męczący swoją długością tak jak LSD.

Czy polecam - JESZCZE JAK. Dużo rzeczy w życiu brałam rekreacyjnie i nic nie było aż tak intensywne w tak krótkim czasie. Świat nie wirował tak jak przy LSD, nie miałam poczucia "gdzie sufit a gdzie podłoga", a mimo tego przeżycia były niesamowite - doświadczyłam odłączenia od czasu i świata, wpadnięcia w pętlę czasu, świadomego snu? Seria niesamowitych, częściowo niedających się opisać słowami przeżyć. Było tak fajnie, że tylko czekam na powtórkę ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Wołam bo plusowali:


#narkotykizawszespoko #tripreport #dmt
  • 12
  • Odpowiedz
@kukurydziany: a dziękuję, aż sama sobie zazdroszczę... To taka fajna historia jest, że tutaj na wykopie znalazłam wszystko czego potrzebowałam od życia - wspaniałego męża, najlepszego przyjaciela, bratnią duszę i tripsittera w jednej osobie ʕʔ
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@jatylkozapytac: Bromo Dragon fly, 4homipt a cała reszta.... Do czego to byś porównała? Ja dmt próbowałem dawno temu i jest to gówno. Cholernie silne, ale nie mam pozytywnych wspomnień. Już lepiej wspominam hometa. Złoty Gienek, miał wszystko w rozsądnej cenie.

Před rokiem próbowałem LSD, niestety miałem bad tripa. Miesiąc później to samo. Wraz z wiekiem rośnie ryzyko bad tripu, albo człowiek ma więcej problemów o których nawet nie wie. Ja sobie
  • Odpowiedz
  • 1
@jatylkozapytac masz talent do pisania, złapałam się w pewnym momencie na myśli, że czytam książkę. Mam zupełnie inne doświadczenia jeśli chodzi o rodzaj tripa, ale Twój brzmiał również swietnie. Ja to zazwyczaj latam w kosmosie lub tunelach i takie śmieszne stworki mi wyskakują.
  • Odpowiedz
@Jagoo: Dziękuję ʕʔ właśnie myślałam nad powrotem do pisania bo kiedyś pisała - teraz przydaje się to jedynie w pracy ( ͡° ʖ̯ ͡°)
Czekałam na ufoludki, które obiecywali inni wtajemniczeni znajomi. Liczę, że jeszcze kiedyś je zobaczę tylko muszę popracować nad pojemnością płuc. Te nitki czasoprzestrzeni to był czas :D
  • Odpowiedz
  • 1
@jatylkozapytac polecam ćwiczenia oddechowe Hoffa czy jakoś tak. Ogólnie robisz 80 wdechow i wydechów, po 10 sekund na wdech i 10 na wydech. Po takim zabiegu mocniej cię wywala w kosmos. No ja mam i gremliny kosmiczne, boginię co urodziła wszechświat, maski w ogniu (tych się boję) i takie jakby gremliny mechaniczne oraz coś z klimatów Inków.
  • Odpowiedz