Młodego Polaka nie stać na szukanie pracy.
Problem którego rząd ani media nie zauważają. Zainspirowany historią kolegi postanowiłem napisać co nieco na ten temat.
(wybaczcie błędy, walczę tym. I tak nie wierzę w dysleksję.)
Wyobraź sobie że mieszkasz w małej miejscowości, a żeby znaleźć pracę musisz pojechać do większego miasta oddalonego o np. 50 km. Aby tego dokonać musisz mieć pieniądze, nie masz ich ponieważ nie masz pracy. 150- 200 zł za bilet miesięczny to dużo i nie dużo, ale jeśli nie pożyczysz lub nie dorobisz w jakikolwiek sposób na czarno, to nie dojedziesz. Dalej, fotografia, ksero CV i listów motywacyjnych, musisz to napisać i wydrukować, nie stać cię. Nie masz drukarki, ratujesz się przyjaciółmi i rodziną. Musisz pożyczać kraść, kombinować, sprzedawać, zarobić na to... rodzina jest biedna i nie pożyczy? Przyjaciele też zarabiają grosze albo jak Ty, sami szukają pracy? Leżysz i kwiczysz dalej.
Jeśli zarabiasz 1200-1500 zł jak większość młodych ludzi i nagle stracisz pracę to nie licz na pomoc od państwa, to twoje pierwsze miesiące pracy więc możesz pomarzyć o tym że Cię kraj wspomoże w poszukiwaniu pracy. Twoja ostatnia wypłata (jeśli była) znika momentalnie bo całość zawsze idzie na mieszkanie, rachunki i bieżące wydatki, przecież o wyjściu do kina też możesz tylko pomarzyć, bo za co?
Sam byłem w podobnej sytuacji, rodzice biedni, brat studiuje i ratowało go marne stypendium, drugi brat niepełnosprawny i całkowicie niesamodzielny, no i Ja, świeżo po maturze bez pieniędzy i perspektyw na ciekawą przyszłość.
Jeśli już udało Ci się znaleźć tę pracę możesz starać się o zwrot kosztów dojazdu, od pracodawcy, ale musisz tę pracę najpierw znaleźć... jeśli to trwa więcej niż miesiąc? Musisz mieć co najmniej 500-600 zł na poszukiwania. A żyć też przecież za coś trzeba.
Wymagania pracodawców:
zaświadczenie o nie karalności, książeczka sanepidu, kursy na widlaki, kursy spawania, i wiele wiele innych spraw które kosztują niekiedy majątek... więc tak naprawdę to firma w której będziesz pracował musi o ciebie zawalczyć i się postarać. To pracodawca musi pompować kasę nie dość że w podatki zus'y itp. które tak naprawdę zabijają polskie firmy, to jeszcze szkolenie pracowników i wspieranie ich jak tylko można. Firmy i Szefowie są źli bo mało płacą... czasem tak bywa, ale zazwyczaj ich po prostu nie stać na to by więcej płacić.
Kursy, szkolenia, staże... No właśnie... Staże, po których i tak nie dostanie się zatrudnienia w tej samej firmie, bo po co pracodawca ma tracić pieniądze skoro może dostać kolejnego darmowego robola...
jest sporo firm które żerują na bezrobotnych młodych ludziach w ten sposób...
Gdybyśmy zarabiali więcej, a nasi politycy oszczędzali by na sobie, a nie na nas najbiedniejszych, to byli byśmy w stanie dysponować pieniędzmi które w razie utraty pracy zapewniły by nam byt jeszcze przez jakiś czas, mogli byśmy oszczędzać bo mielibyśmy co oszczędzać...
Bardzo proszę was Wykopowicze o opinie na ten temat. Gimbusom które jeszcze dorosłego życia nie zaznały- dziękujemy. Opiniom w stylu "nie podoba się to wyjedź", też dziękuję. Jestem za granicą, zarabiam nieźle, i żyję spokojnie, ale nadal czuję się tym samym biednym polakiem którym byłem...
Komentarze (267)
najlepsze
2. Wymagania z kosmosu. Pracodawca szuka pół roku człowieka z doświadczeniem. A przecież można zatrudnić kogoś bez doświadczenia. Niech ta osoba popracuje tydzień, dwa, wtedy można ocenić czy sie nadaje czy nie. Niektórzy po 2 tygodniach mogą być wydajni jak starzy pracownicy. Ale nie. Potrzebny człowiek z 2
Jestem z rocznika 90'. Pracowałem jako stażysta (913 PLN/m-c, bez dopłat od pracodawcy) przez 18m-cy w kilkunasto tysięcznym mieście. Dostałem później umowę na pól roku za 1380 PLN brutto to wychodziło 1050 PLN na rękę.
Aktualnie przeprowadziłem się do większego miasta oddalonego o 200km i zarabiam 2,5k na rękę (oczywiście pracuje 10 h/dzień nie jak wcześniej 8, lecz przy przeliczniku - u siebie
Wiec tak: Jestem młody, nie oczekuje kokosów. Każdy musi zacząć od zera. „Każdy policjant musi być krawężnikiem nim stanie się detektywem”.
A co do weekendów - studiuje zaocznie wiec mam ciężko. Ale chce do czegoś dojść a nie narzekać jak mi ciężko, ze państwo to, a państwo tamto... Może mam takie nastawienie bo mam prace, bo staram się cos zrobić ze swoim życiem-pchnąć je do przodu.
to chyba emigracje znasz z opowiesci tylko
Dawno temu na granicy polsko-niemieckiej zapytal mnie celnik niemiecki ile mam pieniedzy na tygodniowa podróz do Amsterdamu. Bez mrugniecia okiem powiedziełm 100 marek i 100 dolarów.
Nie miałem nic. Byłem 3 miesiace.
Później emigrując z Polski miałem 35 funtów.
Wiec bez pierdoł panowie i panie. Da się. Tylko nie trzeba sie
kiedyś sam zwiedziłem na stopa kawał europy, startowałem z 40 złociszami a przywiozłem 300 euro :)
Pieniądze na pobyt zawsze trzeba było pokazac.
Miałes wiecej szczescia niż rozumu.