w momencie gdy pani mu pomagala sie utrzymac zostal zdyskwalifikowany, wiec wysilek trochę na marne, chyba nikt u nie zarzuci ze nie umie ukonczyc biegu na 10km na takim poziomie, niejeden maratonczyk konczyl swoj wystep na 30-ktoryms kilometrze i wstydu nie bylo ;)
kiedy sie biegnie a nogi zaczynaja sie plątać nie wolno przestawać, najwyżej rzygnąć sobie gdzieś na bok i biec dalej:D nie raz kiedy miałem bardzo cięzkie biegi myslałem, że po prostu zaraz zgasnie swiatlo a ziemia wydawała sie tak mięciutka i kuszaca, że marzeniem była gleba na twarz:D ale za to później satysfakcja jest przeogromna kiedy jednak da sie rade
Zjawisko takie jest spowodowane utratą homeostazy w organiźmie. Zazwyczaj mózg nie dopuszcza do tego, co skukuje uczuciem zmęczenia oraz bólu uniemożliwiającego nadmierną pracę. W ekstremalnych przypadkach jednak zdarzało się że wyczynowi sportowcy potrafili oszukać swój mózg i w efekcie przekraczali tę barierę. Generalnie jednak nie jest to niebezpieczne dla organizmu, poza tym że można upaść i coś sobie zrobić. Poleży pod kroplówką, odpocznie trochę i będzie mógł znowu startować
@gglon: Bo to wszystko dzieje sie w glowie. Organizm jest leniwy i dazy do odpoczynku, jedzenia, picia, niemeczenia sie.
Pierwszy 'bunt' czesto pojawia sie krotko po starcie. Jezeli rozgrzewka byla niedostateczna to po kilku minutach przychodzi kryzys,
lekki dlug tlenowy, mozg mowi nie mozesz - zatrzymaj sie. Oddech przyspiesza, tetno mocno rosnie, wtedy organizm przestawia sie na 'tryb bojowy'. Nastepuje drugi oddech i naplywa energia. Wlasciwie to polowa sukcesu siedzi w
@gglon: Z tego co wiem, to potrafi się to spotęgować w samym końcu wyścigu. Zauważ, że te wszystkie boje sportowców z "niedziałającymi" mięśniami odbywają się przeważnie na ostatniej prostej. Mózg "widzi" metę i stwierdza "Wyścig się skończył, dobra to odłączamy prąd". Ciekawie o tym zjawisku pisał Scott Jurek w swojej książce "Jedz i biegaj". Podał przykład gościa, który przebiegł 160 km i padł wbiegając na stadion gdzie była usytuowana meta.
Debilizm, po prostu. Sport do pewnego momentu jest ok, ale to jest moim zdaniem chore. Wiem, że dostanę minusy ale granica gdzieś musi być pomiędzy sportem dla utrzymania kondycji i frajdy a sportem który wyniszcza ciało i umysł (zachłannością zdobywania nowych celów - jak w tym przypadku nierealnych np.)
@heeidi: Debilizm? Jak uprawiasz jakiś sport, zacznij wkręcać się w cyferki, nie musisz być zawodowcem żeby dostać na tym punkcie świra. Jeżeli był by to trening to można nazwać to głupotą, ale to są zawody, zwieńczenie kilkumiesięcznej lub kilkuletniej ciężkiej pracy tego faceta. Jeżeli wiesz, że nie wygrasz chcesz chociaż ukończyć, osiągnąć cel za wszelką cenę.
Komentarze (137)
najlepsze
@Anike: Bo wiedza co to ironia.
to gosc z filmiku w ktorym ojciec pomogl mu dobiec do mety (bylo na wykopie, dość zapadajace w pamiec) tez odpadł?
@Wojt_ASR: o wiele bardziej poruszające
@Anike: #boldupy
Pierwszy 'bunt' czesto pojawia sie krotko po starcie. Jezeli rozgrzewka byla niedostateczna to po kilku minutach przychodzi kryzys,
lekki dlug tlenowy, mozg mowi nie mozesz - zatrzymaj sie. Oddech przyspiesza, tetno mocno rosnie, wtedy organizm przestawia sie na 'tryb bojowy'. Nastepuje drugi oddech i naplywa energia. Wlasciwie to polowa sukcesu siedzi w
@szele: Poza twoim żołądkiem następnego dnia rano.
A jak nazwiesz dobijanie kręgosłupa i oczu dla idei gier komputerowych i/lub wykopu?
@heeidi: to właśnie odróżnia sport wyczynowy od amatorskiego