Zanim sezon grzewczy nas dopadnie,
ponownie odgrzeję temat ogrzewania węglem i drewnem. Będzie szerzej o sprawach, które potrafią uczynić z życia zimą katastrofę humanitarną, nawet z ofiarami śmiertelnymi. Tu nie ma przesady - koło 25. września dmuchnęło chłodkiem, ludzie rozpalili pierwszy raz i już mamy pierwsze ofiary śmiertelne od pożarów kominów! Czy można zginąć bardziej bez sensu niż przez zakitowany komin?
Tym, co ogrzewają węglem, polecam poczytać, bo mogą wiele zrozumieć i będzie to dla nich pierwsza zima przeżyta w godnej temperaturze i za dużo mniejsze pieniądze. Czystsze powietrze gratis.
Tym, co sami nie palą, ale za oknem mają kopcący komin, tym bardziej polecam się zapoznać, a potem podać te informacje wszystkim znajomym i sąsiadom - dym z kominów zniknie, wszyscy będą żyli dłużej i szczęśliwiej.
TL;DR;
Gadają, że węgiel zły i zakazać trzeba lub sprzedać ludziom drogie kotły, które nie dymią, bo pali się w nich drogim paliwem, które nie dymi.
HA-BE-ZE-DURA! Najgorsze paliwo i najstarszy kocioł nie oznaczają, że trzeba dymić. Jeśli ktoś kopci na pół osiedla, to dlatego, że pali w niewłaściwy sposób, w kotle, który jest za duży dla jego domu, a być może także kupował grzejniki pod wymiar wnęki w ścianie, a nie według mocy. Słowem: to brak wiedzy w budowie i używaniu instalacji grzewczej jest przyczyną syfu ORAZ kolosalnego marnotrawstwa opału, o czym mało kto wie. Brak wiedzy niestety nie tylko u palacza (co można by zrozumieć) ale też u tych, którzy za tę wiedzę biorą pieniądze.
Aby ogrzewać w sposób cywilizowany dowolnym legalnym paliwem w dowolnie starym kotle wystarczy, by:
- moc kotła węglowego była dobrana zgodnie z normami (po dokładnym audycie, a orientacyjnie - 10kW na 100m2, a i to dla budynków nieocieplonych). Zbyt duży zapas mocy nigdy nie zostanie wykorzystany, lecz spowoduje, że co sezon będziesz marnotrawić nawet połowę kupionego opału.
- łączna moc grzejników była zbliżona do mocy kotła ORAZ była osiągana przy temperaturze wody min. 75 stopni
- palić w sposób właściwy: w kotłach górnego spalania najpierw sypie się opał, na wierzch rozpałkę i rozpala, a potem nie dokłada więcej aż do wypalenia. W kotłach dolnego spalania rozpala się na ruszcie, a potem dokłada ile dusza zapragnie.
- do kompletu należy stosować filozofię utrzymywania stałej, komfortowej temperatury z długim i łagodnym paleniem zamiast hajcowania na wyścigi na przemian ze studzeniem domu do temperatur chłodniczych.
- jeśli właśnie wykańczasz dom i zastanawiasz się, czym go ogrzać, to z tego wpisu dowiesz się, że kocioł zasypowy samodzielnie to nie najtańsza opcja w takim domu, ale już z buforem ciepła zaczyna to mieć sens.
Przed zimą koniecznie wyczyść komin i kup czujnik czadu. To tylko 100zł, a w razie czego uratuje życie twojej rodziny. Nie ma w tym grama przesady!
Kilka dni temu matka i dwoje dzieci zginęły w pożarze, bo komuś nie chciało się wyczyścić komina i poskąpił na czujnik czadu!
Mówią, że źli ludzie dymią
W mediach temat kopcących domowych kominów przedstawiany jest jako konflikt starych, biednych ludzi marznących w niedogrzanych domach z młodymi słoikami z bloków, którzy mają wrażliwe noski i dym im śmierdzi tak samo jak obornik miastowemu. Za przyczynę tego stanu rzeczy uznaje się biedę, która jest jednocześnie linią obrony kopciuchów - no przecież nie możemy biedakom pozwolić marznąć. Niech sobie lepiej palą te stare meble niżby mieli umrzeć z zimna. Przyzwolenie na produkcję smrodu traktuje się jako rodzaj zasiłku socjalnego.
Przedstawiane rozwiązania problemu są mgliste, odległe i drogie:
- nowe lepsze niedymiące paliwa węglowe - klejony w kostki pył węglowy za 200zł/t po przeróbce kosztuje 700zł/t
- nowe lepsze niedymiące kotły węglowe - już od 7-8 tys. zł, ze specjalnym opałem po 900zł/t, na co większości ludzi nigdy nie będzie stać
- uwiązanie ludzi do gazu, prądu czy innej drożyzny i wspomaganie ich dotacjami do wyższych kosztów ogrzewania - uzależnienie od niedźwiedzia, stanu linii energetycznych i kaprysu zarządcy miejskiej kasy, który kiedyś może owe dotacje uciąć.
Stąd wynikałby smutny wniosek, że prędko się problemu trującej, śmierdzącej zimy nie pozbędziemy. Na szczęście taki obraz sytuacji nie jest do końca prawdziwy.
Dym z kominów nie jest przyczyną, lecz skutkiem - wierzchołkiem góry lodowej problemu niewłaściwie używanej, a nie przestarzałej, techniki grzewczej.
Gdzie leży prawdziwy problem?
Dym z komina jest objawem nieefektywnego spalania. Dym i sadza to nic innego jak węgiel czy drewno niespalone, lecz
odparowane w atmosferę, jak tłuszcz z patelni.
Przyczyny nieefektywnego spalania to ogólne złe spasowanie domu, kotła i instalacji grzewczej:
- niewłaściwy sposób palenia, który marnuje większość paliwa
- zbyt duża moc kotła w stosunku do potrzeb budynku (przewymiarowanie kotła)
- zbyt duża moc grzejników w stosunku do mocy kotła (przewymiarowanie instalacji grzewczej)
Jak to możliwe, że ogrzewanie domów nagminnie jest spartaczone? Przez brak elementarnej wiedzy - nie tylko u przeciętnego palacza, ale co gorsza u wielu instalatorów i sprzedawców kotłów, którzy biorą pieniądze za swoje usługi. Niestety w wyniku ich działań, klient często otrzymuje coś, co działa - nie pozwoli zamarznąć zimą, ale wcale nie jest optymalne pod względem zużycia opału czy uciążliwości obsługi.
Gdzie się podziewa 3/4 twoich pieniędzy?
To właśnie przewymiarowanie kotłów jest najgorszą plagą, z której biorą się dym, syf, bieda (bo kupuje się 5 ton węgla, gdy do ogrzania chałupy wystarczyłyby 2-3) i ofiary śmiertelne (od zapchanych kominów, które się zapaliły).
Przewymiarowanie, jak już było wspomniane, to ogrzewanie domu kotłem, którego moc jest większa od maksymalnych potrzeb tego domu o więcej niż 10-20% (bywa dwa, trzy, a nawet pięć
razy za dużo(!)). Na razie to nie brzmi dramatycznie, ale zaraz wytłumaczę, w czym problem. Do tego będzie potrzebna wiedza o tym, jak sprawność kotła węglowego/na drewno zmienia się wraz z mocą.
Wykres niestety nie jest poparty fachowymi badaniami, a jedynie obserwacjami prowadzonymi w wielu domowych kotłowniach (we własnej też) na przestrzeni lat. Opłacanie badań ujawniających fatalną sprawność kotłów węglowych w warunkach domowych, nie jest w interesie nikogo, kto żyje z ich sprzedaży. W laboratorium bada się jedynie nowy, czysty kocioł, pracujący na 100% mocy, na dobrym paliwie, podpięty pod idealny komin (tylko tego wymaga prawo). Sprawność wychodzi ok. 80% i taka ląduje w folderach reklamowych. Po zainstalowaniu kotła u Janusza Kowalskiego, stopniowo zarasta on sadzą, pracuje w zakresie 10-50% mocy przez większość żywota, opał ma lepszy lub gorszy z przewagą gorszego, a komin jest zarośnięty, krzywy i nieszczelny. Siłą rzeczy cyferki byłyby dalekie od 80%
Ważna jest ogólna tendencja: im niższa moc, z jaką w danej chwili pracuje kocioł, tym
efektywność wykorzystania paliwa jest niższa, ba, leci w dół na łeb, na szyję!
W czym tkwi groza przewymiarowania?
Weźmy za przykład jednorodzinny dom o powierzchni 160m2, zbudowany w 2000 roku. Załóżmy, że jego rzetelnie ustalone maksymalne wymagania co do mocy grzewczej to
10kW, a roczne zużycie energii na ogrzewanie to 15 tys. kWh. Porównajmy więc, z jaką efektywnością pracować będzie w tym domu kocioł
10kW oraz
25kW.
Średnia temperatura w sezonie zimowym to zakres +5 do -5 stopni, zależnie od regionu, z przewagą okolic zera stopni. Średnia moc, z jaką pracuje kocioł, również wypadnie między 50 a 60% maksimum, czyli 5-6kW.
Kocioł 10kW
5kW to 50% mocy nominalnej tego kotła. Dla takiej mocy sprawność wyniesie ok. 50% (wykres powyżej). Taka będzie sprawność średnioroczna. Tak więc aby uzyskać 15 000kWh ciepła, trzeba spalić paliwo zawierające 30 000kWh energii. Dla średniego polskiego węgla (1t = ok. 7500kWh) będą to
4 tony, czyli załóżmy 4 * 750zł = 3000zł.
Kocioł 25kW
5kW to
20% mocy nominalnej tego kotła. Dla takiej mocy sprawność wyniesie niecałe
30%. Tak więc w ciągu roku dla uzyskania 15 000kWh trzeba kupić paliwo zawierające 50 000kWh, tj. niecałe
7 ton węgla, czyli ok. 5500zł.
Efekt w obu przypadkach taki sam: dom będzie ogrzany.
Kocioł o właściwej mocy zrobi to za 3000zł.
Kocioł mocno przewymiarowany - za 5500zł.
Strata z tytułu zbyt dużego kotła: 5500 - 3000 =
2500zł
Czy już widzisz absurd sytuacji? Kupując kocioł węglowy z dużym zapasem mocy, którego nigdy nie wykorzystasz, robisz sobie krzywdę finansową, a okolicy - estetyczno-zdrowotną. Tyle że nikt nie powie ci, w czym rzecz ani jak to naprawić, ale powołają Gminny Alarm Smogowy i będą ganiać z widłami i pochodniami za zadymianie im świata.
25kW to niestety częsta propozycja dla osób szukających kotła do nowego domu. Zdarzali się nieszczęśnicy, którym ktoś wcisnął 40kW...
Tymczasem dziś budowane 150-metrowe domy w największy mróz wymagają zaledwie 5-7kW mocy! I nie chodzi tu o superenergooszczędne, drogie budynki, ale zwykłe domy budowane zgodnie ze współczesnymi normami.
Moc pi razy okno
Orientacyjną moc grzewczą dla danego budynku można wyznaczyć bardzo łatwo:
moc = metraż * 100W
Tak więc dom o powierzchni do ogrzania 100m2 wymaga ok. 100 * 100 = 10 000W = 10kW.
Przy czym te 100W dotyczy domów z lat 80. i starszych,
nieocieplonych. W stuletnich budynkach o niezbyt pewnej jakości wykonania można przyjąć 150W. W domach z lat 90. i nowszych, zwłaszcza ocieplonych, współczynnik ten wynosi do 70W, a we współcześnie budowanych - do 50W.
Jak właściwie wyznaczyć moc kotła?
Wyznaczyć potrzebną moc dokładnie i pewnie nie jest tak łatwo. Tzn. ludzkość wie, jak to zrobić i jest to dość proste: wystarczy dobra znajomość konstrukcji budynku, a potem zastosowanie odpowiednich norm budowlanych i już znasz moc, której potrzebujesz. Nowe budynki mają to wyliczone w projekcie.
Ale właśnie: w starym budynku trudno o dokładne rozpoznanie konstrukcji. To wprowadza niepewność, którą sprzedawca kotła i instalator chętnie podsyci. Jemu też zależy, byś nie wybrał kotła zbyt słabego - bo przyjdziesz do niego z pretensjami. Za to
z obojętnością na twoją krzywdę wpuści cię w przewymiarowany kocioł. Jego tył będzie chroniony - nie marzniesz przez brak mocy. Natomiast zupełnie nie będzie go obchodziło, jeśli
zmarzniesz przez nadmiar mocy, bo za duży kocioł, kisząc się na 10% mocy nominalnej, pożre zapas opału na całą zimę jeszcze przed Sylwestrem.
Jest
jeden pewny sposób, by poznać moc grzewczą, jakiej potrzebuje dom, z 90-kilkuprocentową dokładnością. Należy zlecić
fachowy audyt energetyczny (tzw. OZC). Fachowiec przyjedzie na miejsce, obejrzy dom i dokładnie zbada jego konstrukcję. Koszt takiej imprezy to kilkaset do tysiąca złotych, bo niestety
gwarancja dokładności kosztuje. Przy poważnych inwestycjach np. w pompę ciepła za 30 tys. zł, znajomość koniecznej mocy grzewczej co do kilowata jest krytyczna. Przy kotle węglowym już nie tak bardzo. Jeśli dom potrzebuje 10kW, a z lekkiej niepewności kupisz kocioł o mocy 15kW, to już i tak będzie
o niebo lepiej niż z kotłem 25kW.
Aby ułatwić życie kupującym kotły samodzielnie (czyt. na pałę), powstał serwis
CiepłoWłaściwie.pl, który w prosty sposób pozwala oszacować moc grzewczą dla danego budynku po podaniu prostych danych o jego konstrukcji, na podstawie tych samych norm, według których przeprowadza się fachowy audyt. Dokładność wyniku będzie różna (ze względu na uproszczenia i niefachowe oko, którym zbierane są dane), jednak narzędzie to pozwala prosto odróżnić dom wymagający kotła 30kW od tego, który ogrzeje kocioł 15kW - i to już jest duży sukces dla kupującego kocioł i jego sąsiedztwa.
Grzejniki też ważne
Tak jak moc kotła ma być dopasowana do potrzeb budynku, tak moc grzejników - do mocy kotła. Tutaj sprawa jest nieco bardziej złożona, bo moc grzejnika jest
względna - zależy od tego, jak gorącą wodę się przez niego przepuści.
Ale o tym poczytasz gdzie indziej, bo tutaj limit znaków nie pozwala popłynąć ;)
Sposób palenia właściwy dla twojego kotła
O samym rozpalaniu od góry
było już sporo, więc odsyłam tam po podstawy. Wkleję tu jedynie filmik prezentujący efekty oraz odniosę się do niektórych wątpliwości przedstawionych w komentarzach
w poprzednim znalezisku.
Gdybyś jednak miał kocioł dolnego spalania, to wygląda on jak poniżej i rozpalanie od góry w nim się nie stosuje, ponieważ fabrycznie działa on "odwrotnie".
Nie jest tez to takie różowe jak sie wydaje tym sposobem do pieca nie dorzucisz trzeba składać ogień na nowo
Są plusy dodatnie i parę ujemnych. Jednak po 5 latach palenia od góry stwierdzam, że
absolutnie warto. Dokładanie i szybkie hajcowanie nie jest konieczne, by w domu było ciepło za niewielkie pieniądze. Po pierwszym sezonie nabiera się takiej wprawy, że przy danej temperaturze na zewnątrz wiesz dokładnie, jaką ilość węgla i kiedy rozpalić, by w domu było ciepło.
Tutaj opisałem, jak to u mnie działa.
Grzejniki wolno się nagrzewają
Przywykłeś do tego, że grzejniki nagrzewały się szybko i od razu do temperatur powodujących poparzenia I stopnia. To błąd.
Celem ogrzewania nie jest szybkie nagrzanie grzejników, ale utrzymanie stałej, komfortowej temperatury w domu, a do tego szybkość nie jest konieczna. Gdy zrozumiesz, że
ekonomiczne ogrzewanie polega na niedopuszczeniu do zbytniego wystygnięcia murów, wtedy szybkość nagrzewania grzejników nie będzie miała takiego znaczenia - w momencie rozpalania, w domu nadal będzie godziwa temperatura. Po kilku dniach palenia od góry zauważysz, że 20 stopni na termometrze przy wygrzanych ścianach to zupełnie inny komfort niż 20 stopni w domu-chłodni.
Chcesz wiedzieć, jak w rzeczywistości wyglądają temperatury na grzejnikach i w domu przy paleniu w kotle od góry, w ciągu całej doby, w różne dni sezonu grzewczego -
zajrzyj do tego wpisu.
W piecach z rusztem wodnym i z płaszczem wodnym (większość), część płaszcza tam gdzie opał się jeszcze nie pali jest ogrzewana w niewielkim stopniu. Innymi słowy większość energii idzie w komin.
Płaszcz wodny jest właściwie wszędzie: w ścianach, sklepieniu paleniska oraz w kanałach spalinowych. Przy rozpalaniu, gdy nie ma jeszcze pokaźnej objętości żaru, ciepło odbierane jest tylko od spalin przez płaszcz wodny w kanałach spalinowych. Efekt jest marny nie dlatego, że
energia idzie w komin, ale dlatego, że jeszcze jej nie ma. Spaliny niosą jej niewiele. Konkretne grzanie zacznie się dopiero po rozpaleniu większej ilości opału.
Bez pompy wodnej w archaicznych instalacjach jak to ujął autor jest wysokie ryzyko wybuchu pieca lub rozsadzenia instalacji w domu ( siła czasami jest tak wielka że wywala okna )
Archaiczne instalacje są najbardziej niezawodne. Tam ryzyko zagotowania jest minimalne - olbrzymia ilość wody i naturalny obieg. Zagotowanie nie oznacza wybuchu kotła! Woda w instalacji wykonanej zgodnie z normami może się bezpiecznie gotować. Nie ma możliwości wzrostu ciśnienia ponad atmosferyczne, bo układ jest otwarty.
Jeśli dotąd ładowałeś węgiel wiadrami i wszystko działało, to paląc od góry nie masz się raczej czego bać. Ale jeśli zwykłeś palić małą kupkę węgla na środku rusztu, bo zasypanie całości wymaga dwóch wiader i powoduje przegrzanie chałupy (tzn. masz przewymiarowany kocioł i wszystkie tego w/w problemy), to zacznij od sprawdzenia,
jakiej mocy kotła potrzebujesz i odpowiedniego zmniejszenia powierzchni rusztu.
Nie każdym paliwem można palić od góry
Nie ma sensu palić od góry koksem (brak substancji lotnych do spalenia) i węglem kostką (zbyt duże wolne przestrzenie między bryłami).
Jest sens i da sie palić od góry węglem orzechem, groszkiem i miałem (do miału potrzebny kocioł z nadmuchem).
Problem może być z flotem i mułem. Jeśli przemiesza się pół na pół z grubszym węglem, to pójdzie od góry. Sam flot lub muł dobrze pali się tzw.
Komentarze (13)
najlepsze
Lepiej wywalić 50-70% ciepła w komin, a resztę w mury. Dlaczego w miejscach opalanych gazem ze świeczką szukać tych bez wymienionych okien,
interesujące podejście do ogrzewnictwa, w momencie gdy wszyscy schodzą z temperaturą czynnika grzewczego.
Skoro budynek jako całość wymaga określonej mocy grzewczej, to