Za gówniaka, w trójmiejskim Cricolandzie też była taka zjeżdżalnia. Ale dużo, dużo dłuższa i z kilkoma garbami. Dostawało się kawałek materiału na którym sadzało się pupkę i jazda w dół po rynience, w której mieściła się jedna osoba.
Pech chciał, że cały zjazd przeszorowałem łokciami po krawędziach rynny. Skóra przypalona, słoneczko jeszcze ładnie wtedy dopełniło dzieła zniszczenia.
@apaczacz: Ja tak zjeżdżałam w Lublinie jak nad zalewem zemborzyckim otworzyli zjeżdżalnie - Słoneczny Wrotków. W połowie zjeżdżania nie wiem czemu, ale skończyła się woda, a ja zdarłam skórę z pleców i przetarłam majtki na tyłku ( ͡°͜ʖ͡°) Po moim zjeździe zamknęli zjeżdżalnie i potem przez jakiś czas remontowali. Ale ja drugi raz zjechać się nie odważyłam, twardziel z Ciebie ( ͡°͜ʖ
@chris-chrisi-35: nie mogłem sobie odmówić takich atrakcji. W latach 90-tych wizyta w Cricolandzie to było coś lepszego niż gwiazdka dla takiego gówniaka. Zwłaszcza jak mieszkałeś w niedużym mieście i największą atrakcją było pojeździć sobie na rowerze, albo pokopać piłkę.
Komentarze (103)
najlepsze
Za gówniaka, w trójmiejskim Cricolandzie też była taka zjeżdżalnia. Ale dużo, dużo dłuższa i z kilkoma garbami. Dostawało się kawałek materiału na którym sadzało się pupkę i jazda w dół po rynience, w której mieściła się jedna osoba.
Pech chciał, że cały zjazd przeszorowałem łokciami po krawędziach rynny. Skóra przypalona, słoneczko jeszcze ładnie wtedy dopełniło dzieła zniszczenia.
Zjechałem jeszcze kilka razy potem xD
Może to lubi?