Wpis z mikrobloga

#gorzkiezale ##!$%@? #niewiempocotowrzucam #kolejnychwedowydzien

Takie małe streszczenie ostatnich dni u mnie:

#!$%@?łem w pracy ostro, nadgodziny motzno i późno, czasu dla dziewczyny nie ma. Trwa to jakieś 2-3 tygodnie. Środa 17 grudnia, godzina 22 (oczywiście jeszcze jestem w pracy) dostaje telefon. Moją Babcie potrącił samochód, zmarła na miejscu.... Po śmierci ojca myślałem, że jestem odporny na takie rzeczy, ale myliłem się i to bardzo. Płacz, rozpacz i takie tam. Dzwonie do szefa powiedzieć co się stało, oczywiście nie odbiera, bo sobie gdzieś baluje w górach czy coś takiego, no to wysyłam opisującego sprawę smsa i piszę, że nie będzie mnie w czwartek i piątek, bo Babcia z #polskawschodnia .

Wracam do domu, moja mama rozpacz niesamowita, nie ma co się dziwić, dół jak nic. Stwierdzamy że jedziemy do Babci, w piątek jest pogrzeb. Czwartek rano dostaje zbieramy się, dostaje smsa od szefa, że (tu cytat) na śmierć Babci przysługuje mi jeden dzień urlopu i mam być w pracy. WTF? Wziąłem przecież dzień urlopu okolicznościowego, który mi przysługuje i dzień urlopu na żądanie, który również mi przysługuje.... No nic jedziemy na wschód, po drodze nic specjalnego, ale już w tamtych stronach nie mogłem patrzeć (jak za każdym razem zresztą gdy je odwiedzam, a teraz tym bardziej) co tam się dzieje na drogach - krajówka przez wioskę, ograniczenie 50, wszyscy jadą 90 i jeszcze co trzeci wyprzedza na wąskiej drodze z jednym pasem w każdą stronę...

Na miejscu już na wschodzie - dramat. Mój Dziadek - cień człowieka, ciało Babci zmasakrowane, miała połamane nogi, żebra, kręgosłup, dłonie, zniekształconą i poobijaną twarz... Zginęła na pasach, dobrze oznakowanych z ostrzegawczymi żółtymi światłami na ograniczeniu do 40 na głównym przejściu z wysepką po środku, w wiosce na której mieszkała całe życie, przechodząc przez pasy z inną kobietą na oczach świadków, będąc już tuż przy chodniku po przeciwległej stronie jezdni. Zazwyczaj przechodząc w tamtym miejscu Babcia potrafiła stać kilka minut aż będzie pewna, że ma bezpieczne przejście. Niestety widziałem zdjęcia, a nawet reportaż filmowy z miejsca zdarzenia.... czarny worek... auto które spowodowało wypadek było poważnie uszkodzone, szyba przednia wpadła do środka, było ślisko i policja ponoć ma problemy z ustaleniem ile jechał sprawca, ale szacują, że jakieś 70-80. Sporo łez nerwów, tabletek uspokajających.

Jeszcze do tego wszystkiego doszła jakaś tania #!$%@? z firmy, która zajmuje się profesjonalnym wyłudzaniem odszkodowań dla rodzin ofiar takich wypadków, która bezczelnie chciała się wprosić do domu, gadała o odszkodowaniu, zbieraniu rachunków itd. Moja Babcia nie została jeszcze nawet pochowana! Po wywaleniu jej z posesji oczywiście znowu dramat w wykonaniu moim i Dziadka. Co za #!$%@? brak szacunku, aż się mi gotuje jak to teraz piszę. Jeśli jest ktoś na wykopie kto się zajmuje taką działalnością to powiem mu tyle: WEŹ TY SIĘ #!$%@? #!$%@? W TEN DURNY ŁEB I ZASTANÓW SIĘ CO ROBISZ HIENO BEZ ELEMENTARNEGO SZACUNKU DLA LUDZI. Nie mógłbym patrzeć w lustro jakbym zawodowo musiał odwalać takie akcje...

Nie mogłem patrzeć na swojego Dziadka, który w mgnieniu oka stracił kobietę z którą przeżył ponad 50 lat, nawet dostali taki list od prezydenta z gratulacjami. Babcia miała niedawno problemy natury onkologicznej, czyli najzwyczajniej w świecie mówiąc - rak. Wtedy już się wszyscy zamartwialiśmy. Po ciężkich bojach wygrała z chorobą, nic nie wskazywało nawrotów, czuła się dobrze, wyglądała zdrowiej i była bardziej radosna. A tu taka tragedia....

Podczas pobytu tam pewnie wziąłem więcej tabletek na uspokojenie niż przez resztę życia... Chociaż pomimo tego, że nie jestem zbyt rodzinnym człowiekiem to właśnie dzięki rodzinie łatwiej było znieść to wszystko co się stało, czuwanie nad ciałem i pogrzeb. Babcia byłaby zadowolona z tego ilu ludzi (bliskich czy nawet sąsiadów) na nim było, byłem na paru pogrzebach starszych osób, ale takich tłumów to nie widziałem dawno. W dodatku ludzie wykazywali tyle pozytywnych zachowań, to jedzenie ktoś zorganizował, to jakaś ciotka coś do picia zrobiła, to ludzie dostali wolne, żeby się zjawić na pogrzebie. Sam pogrzeb jako rytuał pomimo tego, że nie jestem zbytnio wierzący (określiłbym siebie jako agnostyka) był ciekawie oczyszczającym wydarzeniem, które (w małym, bo małym stopniu ale zawsze) pozwalało w jakiś sposób oswoić się ze stratą bliskiej osoby. Pogoda cały czas była paskudna, deszcz i niesamowicie zimny wiatr.

Po pogrzebie starałem się czymś Dziadka zająć, pomagać mu itd. Karmiliśmy wiewiórkę która mieszka u niego na podówrku od jakiegoś czasu. Kontakt z naturą zawsze dobrze wszystkim robi. W dzień odjazdu mój Dziadek znowu się rozkleił. Ciężko było go opuszczać, ale mam zamiar niedługo tam zawitać, zobaczyć jak sobie radzi. Wróciliśmy do siebie i kompletnie nie wyobrażałem sobie pójścia do pracy w poniedziałek, bo dalej byłem pod wpływem tych wydarzeń. Na szczęście kierownik mojej mamy zadzwonił do niej i powiedział, ze może wziąć wolne na poniedziałek i wtorek (od Wigilii i tak miała mieć wolne), chociaż sama się o to nie prosiła. Miły gest.

Mój powrót do pracy. Wylądowałem na dywaniku u szefa, mieliśmy niezbyt przyjemną wymianę zdań i dostałem #!$%@? po dwóch latach pracy i po tym ostatnim #!$%@?, którym ratowałem mu dupę WYPOWIEDZENIE za to, że mnie nie było! NO CO ZA #!$%@? #!$%@?!!! Próbował mi jeszcze wmówić, że urlop na żądanie muszę wypisać wcześniej, to samo dotyczy się urlopu okolicznościowego. Usłyszałem też, że powinienem za to dostać zwolnienie dyscyplinarne. Ja #!$%@? co za bezczelność.... Ciekawe jakby śpiewał kiedy by chodziło o jego rodzinę... Nie mówiąc już o tych pierdołach, które sobie wyssał z palca. To był mój pierwszy i ostatni urlop na żądanie w tej firmie. #!$%@?ł mi w najgorszym momencie, kiedy ledwo się potrafiłem pozbierać... Mam miesiąc wypowiedzenia. jakby tego było mało po tym wszystkie bardzo nasiliły mi się objawy znerwicowania(?) (nie wiem jak to nazwać) w postaci bólów brzucha, bólów w klatce piersiowej, drganie rąk, jakieś dziwne tiki nerwowe, niekontrolowane skurcze mięśni, bóle głowy itp. Wszystkiego tego nabawiłem się oczywiście w tej #!$%@? firmie stresując się w niej za psie pieniądze... Nawet teraz pisząc to poza tym, że mi się łezka w oku zakręciła, to trochę mi drżą ręce i ściska mnie w brzuchu. Po świętach pewnie wyląduje u psychiatry, bo już #!$%@? sobie nie daję rady i nie wiem co mam ze sobą zrobić.

Wigilia oczywiście przebiegała w ponurej atmosferze, a wszyscy do pogaduszek znaleźli sobie zajebisty temat - moje zwolnienie! Jakby mi #!$%@? była mało gadania i słuchania o tym....

SUPER #swieta #!$%@?!

Nie wiem po co to napisałem - chyba, żeby sobie ulżyć.
  • 26
  • Odpowiedz
@gaska: Dzięki za współczucie i trochę optymistycznego spojrzenia

@tomcioPL: również dzięki za optymizm

@thewickerman88: tak po prawdzie to kicha z w tej robocie zaczęła się wiosna 2014, wcześniej specjalnie nie miałem co marudzić, no może na wysokość wynagrodzenia

@avangarda: zastanawiam się nad tym

@leinad77: też się nad tym zastanawiam

@fmfd: polska firma zatrudniająca mniej niż 100 osób, będzie teraz moim naprawdę ostatecznym miejscem pracy jak się
  • Odpowiedz
@chwed: Zamiast sądzić się o przywrócenie do pracy możesz też o odszkodowanie. Sądy pracy są bezpłatne ew. kosztują grosze jeśli wartość przedmiotu sporu nie przekracza 50k zł (czyli zwykle twoje roczne zarobki). Kwestia napisania pozwu, z tym już musiałby podziałać ktoś, kto siedzi w temacie, może jakiś publiczny prawnik?

Sądziłem się z pracodawcą, wielką firmą. Wygrałem. Sądy pracy są przeważnie bardziej przychylne pracownikom więc naprawdę niewiele tracisz. Jeśli nawet wiele nie
  • Odpowiedz