Wpis z mikrobloga

#wesele #kaszuby #kaszebe #truestory #coolstory

Przeglądałem wcześniej mirko, i mi mignął wpis otagowany #czluchow #chojnice, i mi się ni stąd ni zowąd przypomniało, że byłem tam na weselu, i dostałem prawilnie po ryju (prawilnie w sensie, że ponoć wesela bez bójek są nieudane, a nie, że zasłużyłem). Taka sobie ta historia, ale opowiem:

Postaram się streszczać: na wesele zaprosiła mnie współlokatorka, to było wesele jej brata. Tam było trochę jak w Romeo i Julii: rodziny państwa młodych nie przepadały za sobą, ale młodzi po kryjomu się spotykali, zaszli w ciążę, no i ślub, bo co ludzie powiedzą. Ja byłem tam jedynym gościem "z zewnątrz", tzn spoza tych lokalnych waśni. Aha, jeszcze wspomnę, że pochodzę ze wschodu kraju, więc nie tylko nie kumałem ich rodzinnych stosunków, ale w ogóle obyczajów i historii tamtego regionu.

No i zaczyna się to wesele, tam się jeszcze skumaliśmy z siostrą tej mojej partnerki i jej chłopakiem. No i siedzimy, podają rosół, spoko. Zjedliśmy rosół, siedzimy, podają jakieś kotleciki, spoko. Zaczynam sobie w głowie nucić rapsy HST: "gdzie jest wóda, ej ty brat, brat, gdzie jest wóda", ale nic się nie odzywam, no bo tłumaczę sobie, inna kultura, pewnie tak tu mają.

Dobra, podali wreszcie tę wódę, ale coś się nie mogłem #!$%@?ć. Czytałem w podręczniku do psychiatrii, że są takie psychopatie, że ile by człowiek nie wypił, to mu się film nie zerwie. No ale nic, ten chłopak siostry mojej towarzyszki ogarnął browary (które miały być na rano na kaca), no i te browary wyleczyły mnie z tej patii. Dołączyłem więc do zabawy z poślizgiem, tzn. po kilku godzinach zamulania za stołem.

Te dwie rodziny siedziały w dwóch różnych częściach sali, tańczyły w dwóch różnych grupach, wychodziły na dwa różne kółka papierosowe. Załączyła mi się misja, żeby zbawić ich świat, i pojednać ze sobą:D. Tańczyłem na przemian z dziewczynami to z jednej, to z drugiej strony, zaciągałem typów na szluga do tych innych gromadek, itd. No generalnie wydawało mi się, że całkiem sprawnie idzie mi to integrowanie.

Wreszcie poszedłem do stołu, za którym zasiadali nachmurzeni Sir Janusz i Lady Grażyna, czyli rodzice panny młodej (my, przypomnę, byliśmy od młodego), oraz ich świta dostojnych wujków i ciotków. Przedstawiłem się, pogratulowałem urody córy, no i im tam nawijam. Że jestem ze wschodu, i zauważam różnice między naszymi kulturami. Że np. u mnie wóda jest na stole zanim poda się cokolwiek, ale szanuję, że u nich inaczej, bo w końcu oni są Kaszubami. I że fajnie, że znalazłem browary, bo wóda średnio mi wchodzi. I coś tam dalej, o fascynacji kaszubską kulturą, i różnicach pomiędzy nią a moją wschodnią.

No mówię im to, mówię, a oni coraz bardziej czerwoni, coraz bardziej zaczynają kipieć i pięści na szklankach zaciskać. Jakiś wujaszek się zerwał z drugiej strony stołu, i dawaj do mnie: taki kozak jesteś do picia? To chodź się zmierzymy!
I sięga po kieliszki. Ja tam za bardzo kozak nie jestem, ale mi się od tych własnych opowieści załączyła wschodnia duma, i całkiem nieźle popłynąłem. Mówię mu:
- Młodszy jestem, to ja poleję. I ostentacyjnie odsunąłem te jego mikroskopijne kieliszki, i polałem do szklanek, takich wysokich na napoje, ze 200 ml, do pełna.
Wiedziałem, że jak to wypiję, to padnę na ryj, ale atmosfera była już tam tak gęsta, że #!$%@?, trzeba się było postawić. No i patrząc mu w oczy wysączyłem jednym łykiem te dwie setki.

Wujaszek zmiękł, nie sięgnął nawet do szklanki:D Zerwał się za to z krzesła, i dawaj truchtem w okół stołu do mnie. Wszystko działo się w mgnieniu pijackiego oka, znikąd zjawiło się u moich boków dwóch kuzynów, którzy złapali mnie za ramiona, wujaszek podbiegł, podskoczył (bo to był taki drobny wujaszek) i - jeb! - #!$%@?ł mi z dyńki w czoło. Tamci mnie zgięli, ktoś tam mi sprzedał parę kuksańców pod żebra, zrobiło się zamieszanie - a potem trochę nie pamiętam, ale wyciągnęli mnie na zewnątrz, i wkopali do jakiegoś domku, gdzie miałem spać.

Co się okazało - oni wcale nie byli Kaszubami. Mało tego, oni Kaszubów nie cierpieli. To też jeszcze mało, oni byli przesiedleńcami ze wschodu, i ta ich rodzina chełpiła się, ze najbardziej ze wszystkich pielęgnuje te swoje wschodnie korzenie:D Więc z tą swoją przemową o różnicach kulturowych rzeczywiście trochę się nie wstrzeliłem.

Potem jeszcze, jak się ocknąłem, że jestem trochę posiniaczony i mam rozbite czoło, to tam wróciłem, ale nie że szukać zaczepki, tylko że po prostu nie pamiętałem i jako człowiek ciekawy świata chciałem się dowiedzieć, czemu mnie tam nie ma. Ale tym razem wynieśli mnie wujaszkowie pana młodego, powiedzieli że może i ja mam rację, ale to wujaszek jest wujaszkiem, a ja tylko gościem, więc to ja mam ustąpić.

No i tyle w sumie. Rano wujaszka już nie spotkałem, za to jacyś inni pokpiwali ze mnie, że teraz to już będę wiedział, żeby nie mieszać wódki z piwem. Wzruszyłem ramionami, i jebnąłem z nimi parę kieliszków zapijając je browarem, bo to przecież zupełnie nie przez to było to wszystko. Wiem, że trochę zepsułem humor tym rodzicom panny młodej - ale z drugiej strony zasłużyli, bo to oni najbardziej nakręcali tę niechęć między rodzinami. No i tak wyszli na plus, bo jako jedyny dawałem atencję ich owdowiałym ciotkom.

tl;dr: #!$%@?łem się i dostałem w nos