Wpis z mikrobloga

Przeglądając nagrania, jakie wykonałem w czasie świąt swoim telefonem komórkowym, zobaczyłem rozmowę przy stole, w czasie której mój dziadek opowiadał o weselu swojego syna, a mojego wujka. W czasie tej rozmowy podniesiono temat wódki weselnej. Zaciekawiłem się. Dziadek mówił, że wódki było tak wiele, że musiał zakopać kilkanaście butelek pod drzewem. A dokładniej - pod orzechem. Jeszcze dokładniej - „pod drugim orzechem”.
Zatrzymałem nagranie i zadzwoniłem do babci. Zapytałem ją o tę wódkę.
- To była wódka z Peweksu - powiedziała babcia.
- Butelki półlitrowe?
- Trzy czwarte litra.
- Słodki Jezu.
- Siedemnaście sztuk. Albo siedem. Nie, siedemnaście raczej.
- Musimy ją odzyskać. Tę wódkę.
- Po co?
- Jak to po co. Karnawał się zaczyna.
Rozłączyłem się i pojechałem do Falenicy, gdzie w ogrodach rodzinnej rezydencji ukryta była wódka z Peweksu. Siedemnaście butelek. Albo siedem. Nieważne.
Wesele odbywało się właśnie w tym ogrodzie, ale już ponad trzydzieści lat temu i jeden z orzechów usechł był, zmarniał i został wycięty. Drugi rósł dalej. Poszedłem do piwnicy po szpadel i zacząłem kopać. A mróz był straszliwy. Chyba minus piętnaście stopni. Ale nieważne. Wódka. Siedemnaście butelek z Peweksu. Trzy czwarte. Kopałem pod orzechem. Dziadek wyszedł do ogrodu i zapytał, co robię.
- Wykopuję wódkę z wesela - odpowiedziałem.
- Po co.
- A po co ludziom wódka? Żeby odejść od Boga, tańczyć i śpiewać w ramionach diabła.
- Ziemia zmarznięta - rzekł dziadek. - Nie dokopiesz się.
- Dokopię.
- Nie dokopiesz.
- Dokopię.
- Nie dokopiesz się.
- Dokopię się.
- Dobra, to kop.
Dziadek odszedł, a ja kopałem dalej. Od godziny dziesiątej rano do południa. Potem przyszła babcia i dała mi herbaty i chleba ze smalcem ze skwarkami i ogórkiem kiszonym. Zjadłem, wypiłem i kopałem dalej. Za wódką. Siedemnaście butelek, każda trzy czwarte litra. Każda z Peweksu. Sprzed trzydziestu lat.
Około szesnastej dokopałem się wreszcie do czegoś. Odłożyłem szpadel, otarłem pot z czoła. Wyciągnąłem z ziemi wielki wór parciany. Zawołałem dziadka, zawołałem babcię. Przyszli, stanęli nad dziurą w ziemi opodal orzecha.
Otworzyłem wór i zacząłem wyjmować z niego butelki. Jedną, drugą, ósmą, dwunastą. Wszystkie siedemnaście. Ustawiłem je w rzędzie obok wykopu, znów pot z czoła otarłem. Spojrzałem na dziadka, potem na tę wódkę, potem na babcię, potem znów na wódkę.
- Te butelki są puste - powiedziałem.
- No, a jakie mają być - odrzekł dziadek.
- Mówiłeś, że zakopałeś butelki z wódką.
- Mówiłem, że zakopałem butelki po wódce. Bo nie było co z nimi zrobić.
- A gdzie jest wódka?
- Co?
- Gdzie jest wódka, pytam.
- He, he. Jak to gdzie. Wypita, idioto.

  • 4