Wpis z mikrobloga

Zaczynam mieć tego dość. Choćbym nie wiem jak próbował racjonalnie wytłumaczyć to, co dzieje się z zawodnikami Legii, i tak by mi nie wyszło. Oni sami chyba do końca nie wiedzą, co się właściwie stało.

Znowu dali się zbyt łatwo zaskoczyć. Jeśli nie wejdą od razu dobrze w mecz, to potem ciężko jest im się z tego odkręcić. Nie musi to koniecznie oznaczać gola w pierwszym kwadransie, ale choćby wymiana paru podań, stworzenie sytuacji... A tutaj tego nie widzieliśmy praktycznie w ogóle. Zero kontroli nad meczem, masa błędów, i wymuszonych, i niewymuszonych... Mogło się to skończyć nawet gorzej.

Zagłębie pokonało Legię jej własną bronią. Tak agresywnego pressingu przez cały mecz dawno już w naszej lidze nie widziałem (nie licząc naszych niektórych spotkań). Nasi obrońcy, niezbyt wprawieni w wyprowadzaniu piłki, nie wspominając o bramkarzu, łatwo oddawali piłkę pod naciskiem. I chociaż mieliśmy piłkę dłużej przez cały mecz (tylko w drugim kwadransie pierwszej połowy było po 50%), to szybko ją traciliśmy, a Zagłębie jeszcze szybciej wyprowadzało akcje. O pomyśle na grze z naszej strony trudno mówić, bo samej gry za bardzo nie było. Nawet gdy już udawało się przedostać pod pole karne, to jedynym sposobem na stworzenie sytuacji było wbiegnięcie Guilherme i efektowne pady w szesnastce. Ani nie było tam fauli, ani większego zagrożenia. Jedyne naprawdę groźne sytuacje mieliśmy wyłącznie dzięki Nikolicowi. To jest jakiś obłęd - to jest zawodnik, który okazje zwykle wykańcza, a nie kreuje. Dziś jednak, jak i w kilku innych meczach, to głównie na nim spoczywał ciężar stwarzania sytuacji i sobie, i kolegom. O co tutaj chodzi???

Tak naprawdę to jest jedyny zawodnik, którego można od biedy pochwalić. Starał się jeszcze Kuchy, tyrając w środku pola, grając w obronie lepiej niż Borysiuk. Generalnie jednak zbyt często byliśmy spóźnieni. Sporo było stykowych piłek, gdzie nawet szliśmy do końca, a i tak górą w tych starciach byli piłkarze Zagłębia. Nie wierzę, żeby piłkarze Legii nie mieli na to siły ani chęci. Coś jednak było nie tak - może po prostu to Zagłębie zagrało aż tak dobrze, biegało aż tak szybko itd. W dalszym ciągu jednak od Legii wymaga się o wiele więcej niż takiej żenady...

Nie trzeba było większej analizy poprzednich meczów lubinian, aby wiedzieć, jak strzelają gole. Koniecznie trzeba było wyłączyć z gry Starzyńskiego, nie dopuszczać do zbyt wielu stałych fragmentów, jak i wrzutek z gry. Kontr raczej i tak byśmy nie uniknęli, ale w tym przypadku chociaż można lepiej się ustawiać i reagować. W końcu jednak słabszy mecz w defensywie musiał przyjść. To się zdarza, już i tak mieliśmy sporo minut z rzędu bez straconego gola, ale nie słabość w tyłach była największym problemem. Zagłębie tak naprawdę nie stworzyło bardzo wielu sytuacji, bo nie musiało. My zaś musieliśmy i nie radziliśmy sobie z tym. W pierwszej połowie nie było tak naprawdę ani jednej. Dopiero w drugiej były dwie warte uwagi. To jest bardzo, bardzo mało. Na tym można się w ostateczności prześlizgnąć, ale nie o to nam przecież chodzi. W tym meczu było jednak widać, że albo zdecydowanie poprawimy naszą grę, albo nic z tego nie będzie. Nawet nie było za bardzo okazji, żeby strzelić choćby przypadkiem. To zdecydowanie nie był nasz dzień.

Przykra będzie tym razem ocena indywidualna piłkarzy, zupełnie odmienna niż w piątek. Nie poznawałem wielu zawodników, wśród nich chyba najbardziej Malarza. Kto wie, może to jego kiksy w pierwszych minutach były najpoważniejszym sygnałem, że dzieje się coś złego. Można przepuścić jeden czy drugi strzał, ale takimi wybiciami w aut, czy do przeciwników, wprowadzało wszystko, ale na pewno nie spokój i pewność. Do puszczonych bramek akurat nie mam do niego większych pretensji, ale tym razem nas nie uratował, a w wyprowadzaniu piłki wręcz przeszkadzał. Niepokojący mecz w jego wykonaniu.

Linia defensywy, pod nieobecność Rzeźniczaka, musiała ulec pewnym drobnym modyfikacjom. Była to zresztą jedyna zmiana w składzie w porównaniu do meczu z Cracovią. Jak by jednak ci goście nie byli ustawieni, każdy z nich powinien był zagrać lepiej. I tak po kolei: Broź dawał się ogrywać Tosikowi (!!!), to ten zawodnik uciekł mu zresztą przy golu na 1:0. Lewczuk zawalił z kolei drugą bramkę, gdy dogonił Piątka, ale nie spychał go do boku, ale został w miejscu. Jędrzejczyk zbyt często był spóźniony, także nie był sobą. Hlousek też obniżył swój poziom, często był przy piłce, celnie zagrywał ją w 71% przypadków. Gdy jednak dochodziło do straty, to zwykle w sposób spektakularny, a Czech nie zawsze był w stanie naprawić swój błąd.

Najgorsze jest jednak to, że choć defensywa nie zagrała dobrze, to i tak było nieźle w porównaniu z pozostałymi formacjami. Zagłębie owszem, było dużo lepsze, ale sytuacji nie stwarzało bardzo dużo, a po prostu było skuteczne. Skąd się to brało? Odpowiedzi należy szukać w środku pomocy. Był on zestawiony identycznie, jak z Cracovią, a postawa zawodników diametralnie inna. Borysiuk znów był tragiczny, Guilherme często zaś schodził na boki, a w środku zastępował go Kucharczyk. Okazało się, że bez Jodły nie jesteśmy w stanie wygrać środka pola z tak dobrze nastawioną drużyną, jak Zagłębie. Kapustkę było dużo łatwiej zneutralizować, niż miało to miejsce z Piątkiem, Kubickim i Starzyńskim. Teoretycznie ci zawodnicy, którzy są, powinni wystarczać na mecze w lidze, ale jak widać nawet na nią potrzebujemy lepszej linii pomocy. Nasza linia obrony nie jest wcale zła, napastnicy raczej też częściej pomagają nam niż przeszkadzają. Ale ich praca będzie na nic, jeśli nie pomogą im - jak sama nazwa zresztą wskazuje - pomocnicy. Nie jest trudno dostrzec, jak ważna jest gra tej formacji. Wystarczy prześledzić mecze z Cracovią i Zagłębiem. To jest proste do opowiadania, ale jak widać - trudniejsze do wprowadzenia.

Nad wymienionymi zawodnikami można się pastwić i znęcać, ale sami widzieliśmy, jak słabo to wyglądało. Do tej trójki należy także dorzucić Dudę, o którym mówi się teraz więcej, przypominając o jego potencjale. Ja się z tym zgadzam, ten chłopak ma ogromne możliwości, ale dziś znowu się skompromitował. Przykro mi to pisać, ale wydaje się, jakby znowu nie uniósł ciężaru. Musi się nauczyć grać takie mecze, Zagłębie obrzydziło mu grę do reszty, mam wrażenie, że zbyt łatwo się zniechęcił. Po prostu szkoda.

Najgorszym zawodnikiem Legii był dla mnie dzisiaj Prijović. Tylko raz widziałem, aby ładnie wyprowadził piłkę, ale został wtedy sfaulowany (trzeba zresztą podkreślić na marginesie, jak dobrze robili to piłkarze Zagłębia - szybko kasowali większość akcji, często tak, że kończyło się to bez kartki. Legii takiego wyczucia brakowało). Był jednak bardzo mało widoczny, a jego gra głową przy takich warunkach fizycznych kolejny już raz woła o pomstę do nieba. Słabe także zachowanie przy pierwszej bramce, dopuścił do przedłużenia zagrania przez Woźniaka, a przed czymś takim trudniej się broni, niż przed bezpośrednią centrą z narożnika. Zszedł jako pierwszy, a liczyłem na to, że stanie się to jeszcze wcześniej niż w 59. minucie. Może to też jego postawa była kluczowa, pisałem niedawno, że on idealnie oddaje grę Legii - gdy on prezentuje się nieźle, to i zespół daje radę. A może jest na odwrót?

Mały plus na zachętę dla Nikolicia. On akurat szukał gry, nie czekał na piłkę w polu karnym, bo wiadomo, że by się jej tam nie doczekał. Brawa należą się za stworzenie sytuacji sobie i Aleksandrowowi. Niestety, nie zrobił najważniejszego, czyli nie strzelił na 1:2. Na pewno nie był to też jakiś jego super mecz, nie ma co zaklinać rzeczywistości, ale jeśli rzeczywiście miałbym naciągać komuś ocenę w górę, to raczej jemu.

Im dłużej trwał mecz, tym częściej spoglądało się w kierunku ławki. Nie była ona super imponująca personalnie, ale przynajmniej była nadzieja, że wejdzie ze dwóch ofensywnych zawodników i może oni coś rozruszają. Niestety, nic z tego. Ani Hamalainen, ani Aleksandrow nie odmienili gry, byli mało widoczni, a z piłką przy nodze popełniali takie same błędy, jak pozostali. Jak wiemy, Bułgar miał dobrą sytuację, ale nie wziął przykładu z Piątka i z podobnej pozycji strzelił dużo słabiej. Wciąż nie może się przełamać. Czy to kiedyś wreszcie nastąpi?

Nurtuje mnie też inne pytanie. Jak taką wpadkę oceniać w kontekście innych meczów? To znaczy, wiadomo, że negatywnie, taka porażka nigdy nie jest niczym przyjemnym. Natomiast nie potrafię za bardzo wytłumaczyć aż tak nierównej formy zawodników Legii i nie wiem, jak to wróży na przyszłość. Ci sami piłkarze równie dobrze mogą zdominować dowolnego przeciwnika w lidze. O pucharach w ogóle trudno coś mówić, bo Czerczesow prowadził Legię w czterech meczach fazy grupowej LE, ale wtedy nie miał jeszcze swoich przygotowań, ani transferów. Tak naprawdę, nie mamy pojęcia, jak będzie z Lechem, Piastem, Lechią i Pogonią. Na bazie dzisiejszego meczu można powiedzieć, że beznadziejnie. Ale nie gramy tak co tydzień, a średnio co drugi lub trzeci. Nasz przeciętny poziom jest trudny do zdefiniowania. Albo gramy mecze bardzo dobre, albo bardzo słabe. Wyniki są różne, ale grę jest coraz trudniej zdefiniować. A można było liczyć na to, że im dłużej potrwa praca trenera, tym styl będzie bardziej widoczny, a forma stabilniejsza. Niczego takiego jednak nie ma i to jest obecnie główny zarzut wobec drużyny.

W tej chwili w grupie mistrzowskiej mamy bilans 2-1-1. Identyczny był... rok temu po czterech kolejkach, choć wtedy kolejność wyników była inna, a mecz z głównym rywalem mieliśmy za sobą i niestety go przegraliśmy. Teraz, bawiąc się w matematyka: wiemy, że dwa zwycięstwa u siebie dadzą nam mistrzostwo. Może dać nawet jedno, to z Piastem, pod warunkiem, że ten przegra z Pogonią. Sam nie wiem, jak powinno być. Jeśli gliwiczanie potkną się, to wtedy Legii znowu porażka ujdzie na sucho, a nie wiem, czy w dłuższej perspektywie to dobrze... Jeśli natomiast wygrają, to zrobi się bardzo nieprzyjemnie i przed niedzielnym meczem legioniści mogą się nawet przepompować. Pewne jest, że musimy ten zespół pokonać. Jeśli to się uda, powinniśmy ostatecznie potwierdzić, że minimalnie, ale jednak na to mistrzostwo zasługujemy. W przeciwnym razie może być naprawdę różnie.

Nie należy oczywiście zapominać też o finale Pucharu Polski. Siłą rzeczy nie oglądałem dzisiaj meczu Lecha, ale to chyba nie ma znaczenia. To tylko jeden mecz, w dodatku o trofeum, więc całkiem możliwe, że Kolejorz zagra z nami lepiej niż z Pogonią czy Lechią. Dla nas o tyle dobrze, że wróci Jodła, a Pazdan może będzie mógł zagrać od początku. Na resztę już nie mamy wpływu, to od nich i trenerów zależy, aby znów zagrali na tym dobrym poziomie. Tym razem jednak jednokrotne wzniesienie się na wyżyny nie wystarczy. Trzeba patrzeć dalej, i nawet gdy uda się wygrać trofeum, trudno będzie uciec myślami od meczu z Piastem. Na to trzeba będzie się perfekcyjnie przygotować. Dobrze, że ten mecz gramy u siebie - może to właśnie tu jest klucz? Z jakiegoś powodu lepiej nam wychodzą mecze przy Ł3 niż na wyjazdach. Tak szukam pozytywów, ale jakoś słabo mi idzie... Może daruję sobie, a na razie czekamy na wielki finał na Narodowym.

#legia
  • 3
@Kimbaloula: dodam że Zagłębie zagrało wyjątkowo dobrze w wysokim pressingu, wcześniej tak nie graliśmy. Legia dosyć często musiała oddawać piłkę do Malarza, po którym było widać lekką niepewność, choć ciężkiego błędu nie popełnił. Nikolić za często schodził na skrzydło, a potem w środku musiał wchodzić ktoś typu Duda, Aleksandrow (w końcówce), czy przede wszystkim Prijović. To marnowanie atutów Węgra. Najgorzej Legia wyglądała w płynnym przechodzeniu z obrony do ataku, choć chyba
@appylan: Tak było. Podpisuję się pod tym, bo doceniam, jak dobrze zagrało Zagłębie. Legia zaś nie radziła sobie ani z pressingiem swoim, ani przeciwnika. Piłka na połowie Zagłębia była tylko po długich wybiciach Malarza, a i to nie zawsze. Wygląda na to, że bez Jodły prawie zawsze będziemy przegrywali walkę w środku pola, a mecz z Cracovią raczej był od tego wyjątkiem. Dla najbliższych meczów to dobrze, bo ten zawodnik wróci,