Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Jestem pieprzonym nosowym faszystą. Ogólnie jestem dość tolerancyjnym człowiekiem i nie specjalnie jest dla mnie problemem fizjonomia i ogólny wygląd innych osób, z którymi gdzieś tam spotykam się w życiu codziennym. Być może jestem pod tym względem znacznie bardziej otwarty niż większość wykopków, sądząc po tekstach jakie czasami zdarza mi się tu przeczytać pod adresem wyglądu tej czy owej osoby, co do których w życiu by mi nie przyszło do głowy aby się nawet nad tym zastanawiać. Jednak jeśli chodzi o kwestię dziewczyn jako potencjalnych obiektów mojego zainteresowania jest jedna rzecz, nad którą obojętnie przejść nie potrafię, a jest to mianowicie kształt i wielkość nosa. Choćby nie wiem jak zgrabna była panna, jak miała idealne proporcje, jak seksowny tyłek, wyraziste, roześmiane oczy, jedwabiste włosy, zmysłowe usta, jędrne piersi itp. to jeśli towarzyszy temu nos krogulczy, garbaty, haczykowaty, mięsisty, ogórkowaty, wklęsło-wypukły po bokach, plackowaty o wydętych otworach, nadzwyczaj długi i wąski, taki którego lina grzbietu jest przedłużeniem czoła bez wklęśnięcia itp. to z miejsca w moich oczach taka dziewczyna traci bardzo wiele na atrakcyjności. Co więcej nie wiem czy potrafiłbym przekonać się do takiej kobiety jako partnerki nawet gdyby jej osobowość była z gatunku takich, w towarzystwie których czuje się świetnie. Nie wiem czy zdołał bym przezwyciężyć tą fiksację. Nie potrafię odpowiedzieć na jakieś głupie pytania czy wolę blondynki czy brunetki, czy niskie czy wysokie bo to są rzeczy dla mnie względne i w każdej kategorii jest coś ciekawego. Nie rozumiem też zawiści do rudych, czy dziewczyn, które mają tam 10, ba 20 kg ponad jakąś optymalną wagę (prawdę mówiąc pierwszy raz z pogardą do osób otyłych spotkałem się poza placami zabaw i przedszkolami na wykopie) Ale nos? Nos musi być zgrabny, proporcjonalny prosty bądź ewentualnie lekko naiwnie zadarty i to jest bezdyskusyjne. W sumie kłóci się ten mój odruch nieco z moją naturą, która mówi mi "nigdy nie dopieprzaj się do ludzi za to jacy są z urodzenia, bo nic za to nie mogą", a nazistowskie #!$%@? jakichś przygłupów o antropometrii, rasach i innych tego typu bzdetach, co łączą to w dodatku z jakimiś wydumanymi cechami kulturowymi, mentalnymi itp. napawa mnie pogardą do takich jełopów. Jednak w kontekście jednostkowej urody kobiecej i fizycznej atrakcyjności jest to coś silniejszego ode mnie. Właściwie to wstyd mi jest czasami, że jestem takim #!$%@? w tym temacie. Co więcej, jak tak teraz o tym myślę to dotyczy to także mężczyzn, ale raczej w kontekście estetycznym, a nie jakiejś atrakcyjności, a nawet w pewnym stopniu takim gościom współczuje, co w sumie jest śmieszne, bo przecież kobiety mogą to zupełnie inaczej odbierać. Jednak jeśli chodzi o moje takimi gośćmi relacje, to nie ma to absolutnie jakiegoś znaczenia, a nawet chyba jakoś tak się śmiesznie złożyło, że większość nochalowych kolesi jakich w życiu spotkałem okazywało się jednocześnie zabawnymi kawalarzami. Zastanawia mnie jednak czy jestem jakoś dziwnie odosobniony w tej swojej fiksacji? Bo właściwie z tego co sobie przypominam tylko raz w życiu zdarzyło mi się spotkać typa, z którym patrząc na dziewczynę gdzieś w knajpie zgadaliśmy się w tym samym momencie co do tego, że „gdyby nie ten nos…”. Tak ogólnie to zauważyłem, że ten niuans urody kobiecej czy w ogóle ludzkiej jest przez wielu ludzi pomijany, co powoduje, że zastanawiam się skąd u mnie ta fiksacja.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( http://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Asterling
  • 6