Wpis z mikrobloga

Narzeczona chciała iść, ale w sumie to ja też chciałem obejrzeć z ciekawości :)

Ciemniejsza strona Greya - nie wiem czy to wina gorączki, ale w sumie to podobało mi się. Taka urocza głupotka dla kobiet, ale da się to obejrzeć i nie ukrywam, że pod koniec nawet mnie zainteresowało. Nie wiem jak materiał wyjściowy, ale historia to totalny bzdet, nie za bardzo pamiętam część pierwszą i dlaczego Anastasia i Grey się rozstali, ale chyba nie było to nic ważnego, skoro po 10 minutach filmu ona mu wybacza i już lądują w łóżku. Film jest cholernie niekonsekwentny, urywa ciekawe wątki (pewnie zachowując je na 3 część - wątek wydawcy, wątek nauczycielki Greya i wątek psychicznie chorej uległej) i daje nam jakieś bzdety i rwane sceny, ale jest to tak uroczo sfilmowane i okraszone przyjemną muzyką, że w sumie łyka się to bez popity.
Dornan jest naprawdę fajny, ma w sobie jakiś magnetyzm i jego rola to najlepsza rzecz w filmie. Koleś ewidentnie bierze to na luzie i dzięki temu łatwiej kupić jego postać. Za to Johnson jest totalnie pozbawiona uroku, seksapilu i osobowości. Kocha, za chwilę nie kocha, kocha, ale się boi, płaszcze, za chwile się kochają. No paranoja :)
Ale podobało mi się bardziej niż część pierwsza i w sumie to jestem ciekaw niewyjaśnionych wątków. Dam 6/10.

Część pierwsza ma u mnie 5/10. Twórcy chyba posłuchali marudzenia o sceny sexu, bo tutaj ruchają się co 10 minut, z tym, że jest to sex w wersji ultra light. Nawet erotyki puszczane w latach 90 na Polscacie o 23:15 w piątki (jaka pamięć) miały więcej sexu.

Ogólnie nie takie złe jak mówią ludzie, ale też nie ma się czym zachwycać.
#film #kino #recenzja #50shadesofgray
  • Odpowiedz