Wpis z mikrobloga

Dlaczego najczęściej walczymy z czasem? Bo robimy coś na ostatnią chwilę. Tak też było w moim przypadku. Jestem ogromnym leniem i zawsze zostawiam robienie czegoś na później - w przypadku pisania magisterki, mówiąc z własnego doświadczenia, nie polecam takich praktyk. Niestety, tydzień przed oddaniem całości do dziekanatu i postraszona tym, że moja obrona może przesunąć się o kilka miesięcy jeśli nie wyrobię się na czas - wzięłam się w końcu za robotę. Zamknęłam się w pokoju z napojami energetycznymi i termosem kawy, przeanalizowałam dane, dopisałam trochę teorii, pousuwałam błędy i uwinęłam się w 4 dni z całą robotą. Jednak wyścig z czasem się jeszcze nie skończył. Musiałam swoje wyczekać w kolejce do promotorki, żeby dostać jej zgodę na oddanie pracy (bo się okazało, że leni jak ja jest więcej i nagle wszyscy szturmowali drzwi jej gabinetu). Potem lecieć do punktu ksero wydrukować i oprawić wszystkie egzemplarze (znów kolejka). By w końcu znaleźć się pod drzwiami dziekanatu (niespodzianka - kolejka), żeby oddać wydruki razem z płytą z magisterką. Jeśli ktoś myśli, że stres wtedy zniknął to niech wie, że teraz doszedł kolejny - program plagiat sprawdzający tekst. I choć byłam świadoma, że nie kopiowałam tekstów z innych publikacji, to zawsze jest pewna nerwowość w oczekiwaniu na wynik skanowania magisterki. Praca przeszła. Obrona też się udała, dzięki Bogu... albo raczej mnie.

#wyscigzczasem
  • 2