Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania

Chciałbym poruszyć temat depresji. Przyznam się Wam przed Wami, że sam choruję od 2011 roku i gry były ucieczką od problemów, których doświadczyłem i nie mogłem sobie z nimi poradzić. Nie wstydzę się tego co napiszę i mam nadzieję, że ktoś pomyśli za nim zrobi coś głupiego czytaj: samobójstwo. Piszę to tutaj bo bardzo lubię tą społeczność i jestem zżyty z niektórymi osobami.

Od 11 roku życia choruję na padaczkę dziecięcą i przyjmowałem 300 mg dziennie Trileptalu, lek miał skutki uboczne: lęki, depresja, nudności, brak motywacji. To wszystko doświadczyłem, moje życie z miesiąca na miesiąc było coraz bardziej gówniane, nie radziłem sobie z ojcem alkoholikiem, nie żyłem w biedzie, ale no nie było tej atmosfery rodzinnej, człowiek jest na tyle zdrowy na ile się czuję, ale nie czułem nic, tylko modliłem się do kogoś na górze, że przyjdzie Bóg i zmyję to całe gówno, pomoże mi i gdy pomoc nie przyszła ja przestałem wierzyć, zostałem sam.

W międzyczasie ojciec bił mamę, pił i tylko miał pretensję bo sam był nieakceptowany przez rodziców, przyjeżdżał na dwa miesiące z Niemiec, a był tylko miesiąc, taki marynarz. Pewnego pięknego dnia jakoś po śmierci Prezydenta Kaczyńskiego tata wpadł na pomysł, aby przeprowadzić się na wieś, wiecie zero rozrywek, brak perspektyw, nowe środowisko dobiło mnie to strasznie, to nigdy nie jest łatwe dla dziecka, przestałem wychodzić do ludzi, wierzyć w siebie i grałem tylko w gry i to był jedyny mój kontakt z ludźmi, poza szkołą i piłką z chłopakami, ogniska, alkohol odpadał wiecie padaczka, a wracając do gry mp byli tam dużo starsi ode mnie, ale dawałem radę mentalnie, czułem radość z gry.

Trochę czasu zleciało, ja też zmieniłem się na lepsze, przestałem brać leki na padaczkę, to i lepiej poczułem się, ale przyszedł rok 2015, mama zaczęła mieć problemy z kręgosłupem, ja jej starłem się pomóc, czytałem artykuły w necie, zawoziłem ją do lekarza oraz pomagałem jej w domu, ojca nie było, a w szkole mi dokuczali. No ogólnie #!$%@?, nie życzę temu nikomu i pewnego dnia mam wyszła do kuchni i usiadła, nie mogła wstać, oparła
się o ścianę i kazała mi dzwonić w płaczu do taty, aby przyjechał z Niemiec, nie rozumiałem tego, ale zrobiłem co mi kazała. Tata przyjechał, ale zaraz pojechał, przyszła do nas sąsiadka i zadzwoniła na pogotowie, przyjechali i kazali pokazać pierś mamy, był na niej duży guz, rak...

Mama została zawieziona do wojewódzkiego szpitala i przebadana, stwierdzili rak złośliwi zostało Pani góra dwa tygodnie życia (ja nie wiedziałem o tym, byłem w szkole i ukrywała to wszystko przede mną, bo wiedziała, że złamię mi to serce, a i miałem matury niedługo i chciała, abym zdał dobrze). Mama zaczęła żegnać się z rodziną, a ja zostałem poinformowany tydzień przed wyjazdem do Niemiec (mama została przewieziona do szpitala w Hamburgu, aby miała lepszą opiekę), ale tam lekarze powiedzieli to samo, dwa dni przed śmiercią i trzy przed maturą zawiózł mnie tata do Niemiec do mamy i wyjaśnił wszystko, ryczałem znowu czułem tą wewnętrzną pustkę, która mnie dobijała, co mam powiedzieć, co mam zrobić itd

Przyjechaliśmy do szpitala, wszedłem do pokoju gdzie mama leżała i zobaczyłem ją przykutą do łóżka i nie mogącą mówić i podnieść się, ja do niej mówiłem, o maturze, kolegach i innych takich co mi przyszło na myśl, aż w końcu rozpłakałem się i powiedziałem, że ją kocham i pocałowałem w usta, spytałem się czy jest zmęczona? Odpowiedziała, że nie, ale poprosiłem, że spróbowała zasnąć bo potrzebuję do regeneracji ciała, zasnęła, rano gdy obudziłem się zobaczyłem jak ją zabierają, usłyszałem słowa od taty: mama nie żyje. Wybiegłem ze szpitala i miałem już totalnie dosyć tego życia, płakałem, dusiłem się z nerwów, miałem ochotę strzelić sobie w głowę.

Wróciliśmy do Polski i zaczęliśmy ogarniać sprawy pogrzebowe, na pogrzebie było dużo ludzi.

Po pogrzebie rodzina mamy chciała mnie wesprzeć, ale niektóre osoby były cholernie toksyczne dla mnie i tylko mi robiły krzywdę. Od śmierci mamy zacząłem ostro pić alkohol, nie wiem ile dokładnie przepiłem, ale grubo z 2-3 tysiące na spokojnie, przytyłem 10 kg i byłem pusty w środku, rodzina mnie zostwiła, zawaliłem szkołę, maturę, ale teraz chcę ucieć z tego gowna i zmienić moje życie.
Zastanawiałem się czy iść do psychoterapeuty/psychiatry no bo nie radzę sobie z tym wszystkim, jestem słaby, także proszę o radę, co zrobić, chcę walczyć. Szukam też pracę, gdyby ktoś mogł mi pomoc #szczecin i okolice to byłbym wdzięczny, obecnie nic nie piję, padaczki także nie mam robię badania co roku, leki mam odstawione od dwoch lat. Proszę o pomoc, nie mam rodzeństwa, rodziny, aby jej poradzić się co dalej robić. Pozdrawiam #depresja #feels

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: NowyJa
  • 3
@AnonimoweMirkoWyznania: Koniecznie pójdź na psychoterapię. Psychiatra raczej nie jest Ci potrzebny; wygląda na to, że depresja o której pisałeś miała charakter przejściowy i była spowdowoana braniem leków przeciwpadaczkowych. Twoje dzieciństwo nie było normalne i po prostu nie miałeś warunków żeby prawidłowo się rozwinąć jako jednostka ludzka. Masz tu ojca "marynarza" i alkoholika, nieobecnego + tramę związaną ze śmiercią matki. 1,5 roku i będziesz jak nowy. Nie ma się co bać psychoterapii