Wpis z mikrobloga

W końcu nadgoniłem 2 i 3 sezon przygód Jimmiego McGilla i muszę z siebie wyrzucić kilka słów. Cóż mogę powiedzieć: Vince Gilligan to po prostu chory sadysta. Pamiętam że przed emisją serial reklamowano słowami że jak #breakingbad to 80% dramatu i 20% komedii tak w #bettercallsaul te proporcje mają być odwrócone. Tymczasem dawno nie widziałem nic równie przygnębiającego. Prawdziwy emocjonalny rollercoaster.

Wpis zawiera ciężkie spoilery do obydwu seriali. Czujcie się ostrzeżeni.

Podczas oglądania Breaking Bad do wszystkiego podchodziłem raczej chłodno. Kibicowałem Waltowi i cieszyłem się jak dziecko kiedy z każdą sceną przeistaczał się w Heisenberga. Zupełnie odwrotnie mam natomiast z Jimmim. Vince wziął najbarwniejszą i najbardziej tryskającą energią osobę w serialu po czym na rozpoczęcie każdego sezonu pokazuje czarno-białe ujęcia jak tak ta osoba ponuro kończy. Gdy w Breaking Bad Walt otruł Brocka, gdy umierała Jane, gdy TaDrugaDziewczynaJessego dostała kulkę w głowę, gdy strzelali do dzieci czy nawet gry umierał Mike - jakoś niezbyt mnie to ruszało. Natomiast gdy raz za razem Chuck wbijał Jimmiemu nóż w plecy to uruchamiało się we mnie gigantyczne poczucie żalu. A skądinąd wiemy że będzie jeszcze gorzej.

Będzie jeszcze gorzej ze względu na postać Kim. Vince stworzył zupełne przeciwieństwo Skyler, której wszyscy tak nie cierpią (wołam @db95, @roberto76, @felixa, @sylvvy, @Desperated, @Ka4az bo ostatnio była na ten temat gorąca dyskusja). I o ile uważam że Skyler jest postacią dobrze napisaną i zagraną, tak nie sposób ją polubić. Natomiast Kim jest inteligentna, ambitna i zabawna. Akceptuje Jimmiego takim jakim jest, wspiera go w trudnych chwilach ale też potrafi go ustawić do pionu kiedy sytuacja tego wymaga. Jest ciekawa nie tylko jako dostawka do Jimmiego ale broni się nawet jako bohaterka samodzielna. I kiedy widzę te wszystkie chwile kiedy wspólnymi siłami pokonują przeciwności losu czy kiedy po prostu są szczęśliwą parą robiącą jakieś głupoty to nóż się w kieszeni otwiera. Bo wiadomo że nadejdzie taka chwila, że to się musi skończyć. Że wydarzy się coś co sprawi że Kim zniknie a Jimmy stanie się Saulem Goodmanem na dobre.

I ja wiem że przejmowanie się związkiem fikcyjnych postaci to jest wyższy poziom #!$%@? i nigdy w życiu bym się o to nie podejrzewał, ale za każdym razem kiedy o tym pomyślę to wypełnia mnie jakaś taka wewnętrzna pustka. Coś czego Breaking Bad ani żaden inny serial jakoś do tej pory nie zrobił.

Chyba pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że prawdziwa okaże się teoria w której twarz Chucka się roztapia od pożaru, przechodzi on operację plastyczną i staje się Saulem Goodmanem a Jimmy i Kim wiodą szczęśliwe życie z dala od Heisenberga. Albo że Breaking Bad to alternatywna linia wydarzeń.

Taguję #ladnapani i #usmiechboners bo pewnie nawet w połowie bym się tak nie przejmował gdyby Rhea Seehorn nie była tak niedorzecznie śliczna. A według Wikipedii ona ma 45 lat. Czterdzieści. Pięć.
narkotyki - W końcu nadgoniłem 2 i 3 sezon przygód Jimmiego McGilla i muszę z siebie ...

źródło: comment_3EbQDNzIrAaqiXheBAulG3YXgx9tOspa.jpg

Pobierz
  • 4
@narkotyki: #!$%@? się od Chucka xD Bo co, bo wierzył w literę prawa i uczciwość, to zaraz wbija nóż w plecy? Przecież Jimmy nigdy by się nie zmienił, co pokazała chociażby szansa, gdy dostał bardzo dobrą prawniczą fuchę. Wszystko, czego chciał Chuck, to by Jimmy nie przeistoczył się w Saula. I zobacz jak biedny skończył przez tego #!$%@? hedonistę.
Bo co, bo wierzył w literę prawa i uczciwość, to zaraz wbija nóż w plecy?


@zwierzetaniemajadusz: Hola, hola. Akt wbijania noża w plecy a słuszność tych działań to dwie zupełnie różne rzeczy.

Faktem jest że Chuck wbijał ten nóż Jimmiemu nie raz, nawet gdy ten wyciągał do niego pomocną dłoń. To czy jego czyny były ze szczytnych pobudek czy nie to kwestia odrębna. Tak jak von Stauffenberg zdradził Hitlera - nie