Wpis z mikrobloga

A też sobie zrobię #podsumowanie2017

Styczeń nie zaczął się dobrze. Miałam wtedy złamane serce, było mi smutno i jakoś mało cokolwiek pamiętam z tego miesiąca. Chodziłam na siłownię, stale szukałam siebie i stale byłam zagubiona.

Luty był miesiącem, który chyba nadal nic nie wnosił do mojego życia. Poczułam się wtedy dobrze ze swoją samotnością i zrozumiałam, że dobrze mi samej. Samej ze sobą. Wtedy zaczęły się też moje problemy na studbazie. Nie te z ocenami, ale z ludźmi. Jakoś w lutym wiele osób się ode mnie odwróciło. Straciłam dobrych kumpli, których traktowałam jako swoich przyjaciół.
Ściągnęłam też aparat z zębów, który nosiłam 2.5 roku :C

W marcu kompletnie nie pamiętam co się działo. Chyba wtedy zaczęłam się spotykać z kimś. Ale na poziomie kumpelskim. Bardzo tego wtedy potrzebowałam. Miałam się komu wygadać, miałam z kim chodzić na spacery.

Kwiecień był #!$%@?, dowiedziałam się, że mogę być chora. Parę tygodni musiałam czekać na wyniki badań. Lekarze prawie nic nie chcieli mi mówić. Nagle poczułam, że to wszystko co mnie otaczało kompletnie nie miało znaczenia w obliczu tego, że mogę być poważnie chora. Praktycznie cały miesiąc spędzałam na rozmyślaniu. Osoba o której mówiłam wcześniej cholernie mi pomogła. Bez niej nie wiem czy bym dała radę. Bardzo mu za to dziękuję, że był przy mnie.

W maju dowiedziałam się, że jestem zdrowa. Że to co mi jest nie jest groźne, nie umrę. Może trochę za bardzo dramatyzowałam, ale byłam przerażona. Nagle wszystko wróciło, pierwszy raz zaczęłam doceniać życie. Wtedy całkowicie wróciłam do pisania. Miałam z tego mnóstwo problemów na uczelni. Powstała masa, masa plotek na mój temat. Tworzyły je osoby, które miałam kiedyś za przyjaciół.
Przeprowadziłam się. Zagubiłam się znów. Wydarzenia wcześniejsze dały mi dużo do myślenia i znów się pogubiłam. Gdzie jestem? Co robię? Pełno pytań. Stwierdziłam, że czas swoje życie ogarnąć.
Zastanowiłam się - co chcę robić? Ludzie. Przypomniałam sobie jak bardzo jestem szczęśliwa wśród ludzi. Pomimo tego, że introwertyzm motzno - lubię otaczać się nimi, trochę mnie to przeraża, ale lubię to. Jestem typowym obserwatorem. Uwielbiam obserwować z ukrycia obcych. Przypomniałam sobie jak bardzo byłam szczęśliwa jak pracowałam w sklepie, gdzie było tysiąc nowych twarzy. Zupełnie obcych. Nie bałam się tam, że ktoś mnie skrzywdzi. Byliśmy tylko randomami.
Szukali kogoś do pomocy przy Juwenaliach - to poszłam. Zaczęłam otwierać się na ludzi. Zaczęłam zauważać, że nikt nie chce mnie skrzywdzić. Że sporo osób pomimo tego, że obcych, chcą dla mnie dobrze. Miałam wiele rozmów z nowo poznanymi osobami, wszyscy byli dla mnie mili. Poczułam pierwszy raz jedność z innymi. Poczułam, że przynależę gdzieś.
Ktoś mi wyznał też miłość. Musiałam ją odrzucić. Miłość była ostatnią rzeczą, której wtedy potrzebowałam. Nie chciałam kochać kogoś, jeśli nie byłam w stanie pokochać samej siebie.

Cały czerwiec był zabawny. Była sesja, mieszkałam z @Grzesiek4 #!$%@?śmy się, siedzieliśmy do późna w swoich pokojach gadając o pierdołach. I ogólnie to było super. Fajnie mi się z Tobą mieszkało, ale mógłbyś częściej sprzątać swój pokój i nie zalewać łazienki po prysznicu.
Na studiach poszło fatalnie, chyba najgorszy mój semestr do tej pory. Ile ja rzeczy #!$%@?łam to ja nawet nie. #!$%@?łam, bo siadła mi psychika. Nie wierzę w siebie, bałam się, nie chodziłam na egzaminy chociaż byłam przygotowana. Strach mnie paraliżował.
Chodziłam z tamtym ziomkiem często na piwo. Piliśmy na wałach, często się spotykaliśmy, nadal dużo rozmawialiśmy. Ostro się też pokłóciliśmy, nasłuchał się dziwnych plotek, które nadal na mój temat się tworzyły. Byłam w szoku, że on znając mnie jak nikt inny uwierzył komuś innemu. Ale dostałam kwiaty na przeprosiny. Wybaczyłam :D Chyba był w friendzonie.
Mój pies zachorował.

Lipiec to już w ogóle karuzela #!$%@?. Wróciłam na miesiąc do domu rodzinnego. Odpocząć od tego toksycznego środowiska, które się utworzyło wokół mnie. #!$%@? miałam totalnie na ludzi. Spełniłam swoje marzenie - pojechałam na koncert Marilyna Mansona. Marzenie z czasów nastoletnich. Nie wierzyłam w to, że na koncertach można się rozpłakać, ale rozpłakałam się jak zobaczyłam go. W inne dni leżałam w basenie w ogródku i nie robiłam nic.

W sierpniu miałam wrócić do miasta gdzie studiuję, iść do pracy. O jak mi się nie chciało. Nie dlatego, że byłam leniwa i lubiłam nic nie robić. Nie chciałam wracać do tego miasta. Wszystko kojarzyło mi się źle. Ludzie mnie nie lubili, znów czułam się jak w gimbazie, gdzie jesteś nielubiana. Do tego kolejny raz moi byli przyjaciele coś komuś nagadali i ten dobry kolega wyjechał na mnie z mordą. Ja oczywiście znów nie wiedziałam co zrobiłam. Nic nie zrobiłam, ale tamci mi nadal zatruwali życie. Kolega przestał się odzywać. Nie rozmawiamy do dzisiaj.
Dobrze mi było na wsi u rodziców. Musiałam tylko wrócić na parę dni, bo w maju zgłosiłam się na wolontariat przy jednej imprezie masowej. Totalnie o tym zapomniałam i 2 dni przed imprezą zadzwonił do mnie organizator z pytaniem, jaki rozmiar koszulki noszę, bo nadal nie odpowiedziałam im w mailu.
Którego nie odczytałam, bo miałam #!$%@? na świat. Z wielkim bólem wróciłam na parę dni i od razu poczułam - ojajebe jak ja nie chcę tu być. Sama impreza była spoko.
Tamten kolega mnie przeprosił, ale do dzisiaj nie rozmawiamy. Było mi bardzo smutno, bo nasza znajomość naprawdę dużo dla mnie znaczyła. Może teraz to i dobrze, że tak wyszło.
Przeprowadziłam się, bo pokój był za mały. Nie przez Grześka - może dlatego, że nie karmił kota. Wkurzyłam się na niego wtedy i powiedziałam, że się wynoszę. Ale wyniosłam się przez mały pokój. Ale jemu wmawiam, że przez niekarmienie kota.

We wrześniu wszystko się zmieniło. Zaczęłam się spotykać z organizatorem imprezy. Zaczęłam w siebie wierzyć, zaczęłam wierzyć znów, że ludziom na mnie zależy. Poznałam jego znajomych, którzy od razu mnie polubili. Poczułam świeżość, nowość. Poczułam się dobrze. Dostałam się do ekipy organizacyjnej (nie, nie przez tego ziomka. zupełnie inna ekipa :D). Pojechałam na konwent, gdzie mogłam pokazać swój żałosny cosplay. Pierwsze razy są tragiczne. I mój też był, cosplay był beznadziejny.

Październik był spoko. Skończyłam 23 lata, miałam chłopaka. Jak się okazało - ja wcale nie chciałam być sama, ja po prostu wcześniej nie trafiłam na tego the one. Teraz trafiłam. Pojechałam na wyjazd 'służbowy' poznałam pierdyliard ludzi, zaczęłam być doceniana. Poczułam znów jedność z innymi, przynależność.

W listopadzie pożegnałam swojego 12 letniego psa, o którym pisałam tu nie raz. Nadal nie potrafię się pozbierać. Pisząc te zdanie rozpłakałam się w ciągu 2 sekund. Kocham Cie mordko i tęsknię.
Ale było też miło. Mój niebieski miał kolejną imprezę, gdzie byłam już nie zwykłym murzynem, a asystentką organizatora :D

Teraz mamy grudzień. Były święta, przez ten czas polepszyły mi się kontakty z moim bratem. Wow, jestem w szoku.
Nie wiem czy jestem szczęśliwa, chyba trochę tak.
Z tamtym kolegą do dzisiaj nie utrzymuję kontaktu, czasami chcę go zaprosić na piwo i pogadać, ale to chyba nie jest dobry pomysł. Sam zdecydował odejść i okej, jak będzie chciał to się odezwie.
Jak widać - przez pierwszą połowę roku straciłam wiele osób, wiele przyjaciół. Okazało się kto jest kim. Teraz jest okej. Nadal nie jestem idealna, ale staram się.

Jakie mam plany na 2018? Może tylko chciałabym schudnąć. A reszta - jakoś się zobaczy.
#gownowpis #sylwesterzwykopem
  • 3
  • Odpowiedz