Wpis z mikrobloga

Nie rozumiem powodu, dla którego film Photon autorstwa Łukasza Banacha (pseudonim artystyczny Norman Leto) uzyskuje wysokie oceny i jest polecany przez oglądających.
Osobiście ujrzałem go w instytucie badawczym podczas dni otwartych (po obejrzeniu go w kinie żałowałbym wydanych pieniędzy). Liczyłem na dokument, ewentualnie film popularnonaukowy klasy dawnego Discovery/Animal Planet/NGC lub Planete albo chociaż przynajmniej cokolwiek w okolicy poziomu filmów z końcówką "czytała Krystyna Czubówna". Tymczasem otrzymujemy jakiś nieokreślony zlepek milionów niedokończonych, a czasem niewypowiedzianych myśli, opinie, poglądy, politykę. Odczułem to jako zalew tego, co przyszło autorowi do głowy. Nazwałbym to grafomanią, gdyby to była książka. Oglądałem już filmy-szmiry, ale nazwanie tego kiczem byłoby obrazą dla kiczu.

Film w większości składa się z CGI, do którego jakości można przyczepić się może w kilku miejscach. Nie jest wyjątkowo piękne, ale nie razi, przedstawia sens i nie wymaga zmiany. Jednym z obrazów, które całkowicie nie pasują do całości jest choćby rysunek Stanisława patrzącego na arbuza. Wraz z lektorem można poczuć się jak podczas oglądania filmów edukacyjnych pochodzących z PRL z telewizora kineskopowego umieszczonego w szafie. Sam schematyczny rysunek z wyblakłymi kolorami z pewnością wypełnia kryteria, zaś niski głos lektora jedynie go podkreśla.
Wstawki aktorskie jak dla mnie można całkowicie wyciąć i film na tym nie ucierpi (z resztą podczas seansu cierpi widz...). Nie wnoszą nic, wręcz sieją zamęt, gdyż jako widz miałem wrażenie, że powinno odbywać się tutaj coś znaczącego, a tymczasem widzimy, że "biolog molekularny" za pomocą Ludwika, alkoholu i nieznanych kropli jest w stanie oddzielić ze śliny DNA i wziąć je na szpatułkę. Cały eksperyment przeprowadza w... szklanej popielniczce.

Ujęcia z ręki są roztrzęsione. W większości przypadków jest to raczej zapychacz, bo nie rozumiem sensu pokazywania dorobionej małpy grzebiącej w kamieniu, rzutu okiem na wodę i zanurzenia w niej kamery, po którym następuje cięcie (całość bez komentarza lektora).
Samo użycie lektora w dokumencie niewątpliwie jest koniecznością, jednak tutaj nie odgrywa on praktycznie żadnej roli. Najczęściej objawia się on w taki sposób, że na ekranie pojawia się obraz, a lektor mówi o czymś innym, nie związanym z "akcją". Pojawiły się również animacje, na których oznaczono okręgiem pewne obszary, ale lektor przez cały czas ich prezentacji pozostaje niemy. W innych momentach - pokazywana jest animacja reakcji między cząstkami (wycinek płaszczyzny animowany w osi Z), na którym oznaczone różne fragmenty nie różnią się praktycznie niczym, ale lektor mówi coś zupełnie innego. Zdarza się też, że lektor mówi o jednym, a oczom widza ukazuje się zupełnie nie związany z tematem obraz.
Przysłowiowej "kupy" nie trzyma się również przedstawianie elementów materii i zjawisk zgodnie z nomenklaturą. Zapamiętałem jeden przykład, który sparafrazuję:

Użyłbym nazwy "komórki", ale jest brzydkie i będę używał "kapsuły".

Co lepsze, w innych momentach sam autor nie utrzymuje swojego nazewnictwa w ryzach wymiennie nazywając "kapsuły" - "zbiornikami". Podobna rzecz ma się bodajże przy łańcuchu DNA nazwanym zupełnie inaczej, niż w źródłach naukowych. Jak laik ma się połapać w wykreowanym na życzenie autora świecie, kiedy jego podstawowe nazwy są wypaczane?
Dziecko, Bruno, zostało nazwane przez niego (mniej więcej) "środkiem transportu mojego łańcucha". Powiedziałbym nawet, że pokazywane jest w tym momencie Odpieluszkowe Zapalenie Mózgu, przydługi rzut okiem kamery na przewijanie tego dziecka. Nie, nie jakiś pobieżny. Tu udało się już nagrywać ze statywu, dzięki czemu otrzymujemy jakiś 40-sekundowy pokaz leżącego dziecka, od głowy po stopy, bez żadnego przykrycia. Co to wnosi oprócz odarcia dziecka z prywatności - nie wiem.
Kuriozalnych scen jest bardzo dużo. Ot choćby niezwiązane z odtwarzanym głosem pokazy kopulacji. Na początku goryla, następnie na wychodzącą z rzeki lub jeziora nagą niewiastę (w tym momencie można mieć już w głowie mniejsze lub większe zmieszanie), po czym na pełną kopulację ludzi z ujęciem spomiędzy nóg samca na genitalia obydwu osobników. Jeśli miał to być dokument, to nie widzę zastosowania sceny seksu w pokazywaniu powstawania wszechświata i materii, w tym ludzi (do których swoją drogą, w moim odczuciu, autor odnosi się pogardliwie). Jeśli miał to być pornos, to niezbyt wiele pokazano. Mało? Znajdzie się też animacja rodzonego dziecka w przekroju brzucha matki z odciętymi nogami. Nadal mało? Penis z moszną penetrujący biały pierścień, z którego wycieka ciągła strużka jakiegoś nieokreślonego płynu, czy też droga przepływu kału w jelicie grubym, przedstawienie animacji płodu (dość podobny do płodu Arlekina przez czerwoną skórę i mętne oczy) leżącego na stole z pikającym w tle pulsometrem bez podłączonych do płodu przewodów. W żadnym z tych przypadków lektor nie mówi o co chodzi, tylko ciągnie swoje niezwiązane z całością wywody.

Kontrowersyjna jest dla mnie również sprawa zatrudnienia własnej rodziny do kręcenia filmu mającego zadęcie do zostania wielkim tworem. Swoją drogą Staszek według mnie (a nie jestem lekarzem, jest to moja całkowicie subiektywna opinia) nie ma zespołu Parkinsona, a wygląda to bardziej na jakieś porażenie mózgowe lub efekty udaru.
Moim zdaniem można było pominąć kwestie przedstawiania rodziny i skupić się całkowicie na rzeczowym przedstawianiu tego, co zrobiono w dalszej części - opisu zachodzących w mózgu procesów. W końcu dzieją się one w każdym mózgu, stąd pełna anonimowość postaci w żadnym przypadku nie przeszkadza.

Bardzo chciałbym uznać ten film za nieudany dokument, jednak powyższe, jak również następny argument całkowicie wykluczają tę możliwość. Jest to wciąganie polityki pod płaszczyk filmu naukowego. W dobie LGBT w oczy rzuca się podanie przykładu wystąpienia choroby sprzężonej z płcią, gdzie "tu wykształci się chłopiec, ale z powodu słabej wrażliwości na testosteron będzie on miał mózg dziewczynki". Nie mówię, że jestem biologiem lub znam się w pełni na rzeczy, ale na wiki znalazłem tylko Zespół niewrażliwości na androgeny.

[Tu niestety trochę ad personam]
Moim zdaniem autor chciał zrobić coś wielkiego (ogólnie polecam zapoznać się z biografią na wiki), ale wyszło to bardziej jako parcie na szkło.

To są tylko niektóre rzeczy, które udało mi się zapamiętać.

#nauka #fizyka #ciekawostki #kultura #film #recenzja #biologia #biologiamolekularna #dokument #krytykamator #napowaznie #normanleto #photon
  • 2