Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Mirki, historia którą tutaj opiszę jest na 100000% autentyczna i jest trochę dowodem na to, że zło wraca.

Wrzesień roku 2007 - idę do liceum, nawet dobrego, mającego renomę w okolicy. Kończyłem raczej podrzędne gimnazjum więc umiałem mniej, niż moi koledzy po prywatnych gimnazjach z czesnym na poziomie miesięcznego dochodu moich rodziców. W tym liceum trafiłem na panią (imiona zmienione) Annę. Anna jest około czterdziestoletnim archetypem najgorszej możliwej nauczycielki - drze się bez powodu, losuje w dzienniku zawsze te same numery (jak zadanie proste to ulubieńców, jak #!$%@? trudne to tych, którzy jej podpadli - oczywiście na ocenę), drze twarz z połowy holu, wstawia jedynki do dziennika za wszystko ale przede wszystkim gnoi uczniów. Ja miałem nieprzyjemność jej podpaść i można powiedzieć, że zniszczyła mi młodość: twierdziła, że nie wie jak się dostałem do liceum, że do zawodówki na kucharza powinienem iść bo "nawet wyglądam" (miałem parę kg za dużo, efekt chorej tarczycy jak się później okazało), że liceum to nie miejsce dla takich jak ja i rodzice powinni się mnie wstydzić za mnie. Na wywiadówkach nawet moi rodzice ledwo wytrzymywali. W tamtym momencie byłem kompletnym dnem emocjonalnym i nauka w tym stanie była niemożliwa, byłem stuleją, przegrywem a jak poprosiłem dyrektora szkoły o przeniesienie do klasy gdzie pani Anna nie uczy to zostałem oddelegowany "do książek a nie siania zamętu w szkole". Na domiar złego, jak rozpocząłem drugą klasę do szkoły przyszła Kinga, rok młodsza ode mnie córka Anny. Była szkolną terrorystką, osobą, którą po angielsku określa się jako bully. Oczywiście była objęta protekcją Anny, a za jej przewinienia (tłuczenie luster w wc, mazanie po wszystkim) obrywali wszyscy, tylko nie ona. A jako, że liceum było dość prestiżowe kary były spore, z relegowaniem włącznie. Tuż po osiągnięciu 17 lat przeniosłem się do LO dla dorosłych co wydawało mi się wtedy końcem świata - marna szkoła dla nieudaczników. Przegrałem życie. Amen.

Ale było zupełnie inaczej - tam poznałem Roberta, zdolnego designera który wylądował w szkole zaocznej z braku czasu na siedzenie w szkole - on już pracował. Od słowa do słowa zgadaliśmy się, że interesujemy się podobnymi rzeczami i mógłbym mu pomóc w projektach (on był dobrym grafikiem i niezłym frontendowcem, ja się zająłem backendem). Jakimś cudem zdobyliśmy spore zlecenie (później się okazało, że cudem były plecy ojca Roberta, urzędnika) i w wieku lat 18 i 2 miesięcy zakładałem z Robertem spółkę. Liceum skończyłem, matura zdana na 80% (po LO zaocznym!) i w całości skoncentrowaliśmy się na pracy. Ogarnialiśmy coraz więcej projektów, do zespołu dołączali coraz to kolejni ludzie. Firma kwitła, w wieku 20 lat kupiłem nowe auto z salonu (Golfa, ale zawsze coś) tylko moje życie nie - wciąż czułem się zniszczony przez tę jędzę. Emocjonalne dno. Miałem jakieś tam dziewczyny ale no nie umiałem. Nieważne.

To był maj pachniała Saska... No nie, nie było to w Warszawie. Ale był maj 2008 roku i kręciłem się w okolicach liceum żeby, czysto po męsku, spotkać tą babę i się z nią rozmówić. To znaczy: jeździłem w kółko nabierając odwagi, nie pierwszy raz zresztą xD. Ale około kilometr od szkoły widzę, że stoi Kinga. Osobiście ją znałem słabo, ale postanowiłem ją poderwać - to by był dla Anny cios. Szkolne zero z jej córką.

Ale życie okazało się jeszcze łaskawsze. Podjechałem, otwieram okno i nawijam jakąś tam bajerę (zauważyłem, że mnie nie poznała), nawijam nawijam a ona mi przerywa, pyta czemu się spóźniłem i czy mam gumki!!!! Okazało się, że córka postrachu szkoły została cichodajką, divą, prostytutką lub #!$%@?ą - jak kto woli - i czeka na klienta. 300 metrów od domu, kilometr od szkoły gdzie wszyscy ją znali. Na początku mnie zamurowało ale szybko powiedziałem, że zapomniałem, ale pojedziemy do żabki i się ogarnie. Szybko pojechaliśmy do "apartamentu na godziny" (miałem ogarnięty, bo współlokatorzy niestety nie zawsze chcieli współpracować) i wydymałem Kingę, córkę mojego szkolnego kata, płacąc jej jeszcze za to 150zł (w 2008 roku tyle to kosztowało). Potem regularnie się z nią jeszcze spotykałem i za każdym razem, kiedy kończyłem jej na twarzy lub w ustach czułem, jak ta część mnie, którą zabiła Anna, ożywa. Fakt, stałem się złym człowiekiem, ale najgorsze (dla Anny) dopiero miało nadejść.

Namówiłem Kingę na gangbang. "Namówiłem" oznaczało 1500 polskich złotych (wtedy to było dużo). Zapłaciłem też kilku kolesiom (no oni zbyt dużo nie wzięli xD) za to, żeby ją sponiewierali i pstryknęli ukradkiem kilka zdjęć. Zdjęć, które potem ktoś Annie uprzejmie doniósł. Ojej. Awantura, wywalenie córeczki z domu, płacze i dramy na pół miasta. Cała społeczność liceum trąbiła o tym. Anna była skończona, Kinga? Ona się tu już raczej nie pojawi.

Koniec historii można by się spodziewać, że będzie dramatyczny, no ale nie jest. Jeszcze. Anna co prawda praktycznie się wyrzekła córki, ale ta się przeprowadziła do Warszawy, w zeszłym roku wyszła za mąż i urodziła syna. W zasadzie ułożyła sobie życie.

Zgadnijcie do kogo zaadresowałem kopertę (do rąk własnych) ze zdjęciami tego gangbangu?

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Zkropkao_Na
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy studenckie - bogata oferta przez cały rok

Czy jestem złym człowiekiem?

  • Jeszcze jak 59.2% (29)
  • Tak 14.3% (7)
  • A jakże! 26.5% (13)

Oddanych głosów: 49

  • 7
@AnonimoweMirkoWyznania: jesteś żałosnym człowiekiem który po osiągnięciu sukcesu zamiast się nim cieszyć i być dumnym z siebie to rozmyśla nad jakąś nauczycielką sprzed paru lat i bawi się w jakieś zemsty, jakby ona ci kogoś z rodziny zabiła xD o ile historia jest w ogóle prawdziwa, bo z tego co napisał @tomasz_uchciok to wątpię. ( ͡° ͜ʖ ͡°) nie nauczyli cię w tym liceum dla dorosłych liczyć?