Wpis z mikrobloga

Dobry współlokator to skarb, a ja niestety nigdy nie byłem bogaty.

#studbaza to dopiero były chude lata. Cały hajs wydawałem na kasety VHS, więc pieniędzy ledwo mi starczało na kaszę gryczaną z tłuszczem w barze Miś. Na domiar złego wyprowadził się współlokator i musiałem szukać nowego.
Zaciskać pasa nie było już jak, więc decyzja była szybka. Padło na Maria z ogłoszenia na #olx

#wspollokator Mario - lvl 30, encyklopedyczny dres. Chuderlak w typie kaczego ogiera, czapka #!$%@?, dresik i obowiązkowe adldasy. Wisienką na torcie tego obrazu nędzy i rozpaczy był brak górnej jedynki. Taki gap na fajka,rozumiecie.

Mario był elektrykiem, ale marzenie miał. Chciał być DJem i grać gigi na Ibizie. Zainwestował więc w konsoletę i przybrał pseudonim artystyczny DiDżej Łajt, od zainteresowań ( ͡~ ͜ʖ ͡°)
Tak Mario został akolitą muzyki elektronicznej, a ja świadkiem tej kiepsko zapowiadającej się kariery.

Do dziś zastanawiam się czy Mario poza światełkami wykorzystywał choć minimum możliwości jakie ta konsoleta dawała. Pierwsze co Mario zrobił to #!$%@?ł instrukcje i powiedział, że on przecież wie jak się gra muzykę, bo do klubów chodzi c’nie?

Następnie w miejscu świętego obrazka nad drzwiami przykleił plakat DJ Hazel. Był więc gotowy do rejwów jakich wrocław jeszcze nie widział.

Pogoń Maria za marzeniami oznaczała, że najczęściej po powrocie z zajęć zastawałem taki obrazek:

Głośniki rozkręcone na cały regulator i dwóch tańczących do łupanki koleżków. Oczy jak spodki. Absolutny brak koszulek i samoświadomości zapachowej.

No bo właśnie - Mario miał przyjaciela - Adrianka. We dwóch kładli kable i sprawdzali alarmy we wrocławskich galeriach handlowych. Razem pracowali, razem imprezowali jak papużki nierozłączki spędzali ze sobą praktycznie całe dnie. A ja chcąc nie chcąc - razem z nimi.

Nastał dzień urodzin Maria, jako dobry frends Adrianek zabrał więc ich obu na balety. Ja miałem robotę od 6 rano, więc wystawiłem spektakl pod tytułem “jak mi przykto - następnym razem już na pewno”. No i uderzyłem do spania.

Około godziny 3 do pokoju wtacza się Mario. Ściągnął buty i poległ na łóżku. Nie wiem czy powalił go alhohol czy zapach własnych skarpet.

Godzina 4 rano. Dzwoni domofon. Raz, drugi. Nikt się nie zwlókł. Po chwili słyszę narastające wrzaski z podwórka “marioooooo” - Mario nieprzytomny. Po chwili słyszę jakiegoś Januszka, któremu dziecko się obudziło i wydziera mordę na Romea wołającego swojego Maria.

Wyglądam na podwórko - nikogo nie ma.

Po dłuższej chwili słyszę cichutkie pukanie do okna balkonowego.
Anon! Anon! Wpuść mnie.
Wstaję, a tam Adrianek wciśnięty między okno a barierkę wyrzygacza (balkonu nie mieliśmy). Skubany wlazł po rynnie na 2 piętro i wkomponował się między żelazne pręty jak jakiś wunż i stoi pokraka.

Wpuściłem Adrianka do środka, myśląc że chłopak legnie obok Maria i tak złapię jeszcze 2 godziny snu. Jednak Romeo nie to było w głowie. Wystartował jak Usajn Bolt prosto do Maria i drąc się jak zarzynane zwierze ruszył na nieprzytomnego przeciwnika z pięściami. I to tak pełna poważka, leciały buły prostu na ryj, słuchać było tylko odgłosy echa dudniącego w głowie Maria. Skutku jednak nie odnosiły, bo Mario był w dalszym ciągu nieprzytomny.

Jako dobry samarytanini odciągnąlem Adrianka pytając cosię-cosię stało. Jak to tak z miłości braterskiej od razu w status arcywrogów. Adrianek trochę sapiąc, trochę chlipiąc mówi
Bo on mnie zostawił!
Proszę więc o więcej szczegółów odciągając Adrianka w najdalszy róg pokoju.
#!$%@? mnie zostawił, poszliśmy do klubu. Spotkał tam jakąś Loszkę, zabrał ją gdzieś na bok, a o mnie zapomniał. Potem nie odbierał telefonów. Surczysyyyyn!
I zanim się zdążyłem zorientować Adrianek w szale bojowym leciał na Maria, a buły głucho odbijały się od gęby mojego nowego współlokatora.

Po chwili cisza. Jakby bateryjka Adrianka się wyczerpała, ostatkiem sił zapytał czy jest w domu jakaś wódka, po czym wyszedł jej szukać. Wrócił do pokoju z flaszką, nalał sobie do ulubionego kufla po piwie solidną porcję dobrze zmrożonej substancji. Łyknął i jakby go otrzeźwiło - spojrzał na kufel, po czym pizną nim w podłogę. Szkło posypało się po całym pokoju i drąc się do nieprzytomnego Maria
Ty złamasie i co Ty na to, rozbiłem twój kufel, jak ty rozbiłeś naszą przyjaźń.
Adrianek włączył tryb berserkera i nacierał ze szkłem w dłoni.
Trochę śmiesznie, trochę straszno, ale dość już miałem patrzenia na to wszystko. Złapałem Adrianka i pomogłem mu udać się do wyjścia.

Wróciłem do pokoju, a na łóżku przebudzony Mario - ryj puchnie mu w oczach, jakby nocował w ulu. Nic jednak nie daje po sobie poznać, bo pyta mnie śmiertelnie poważnym tonem czy ja jestem poważny, że #!$%@? takie amby o 4 rano skoro na 6 mam do roboty.

#pasta #truestory #mieszkaniadowynajecia #copypasta
  • 22
@AchacyK: Dzięki mordo za zawołanie, znowu dobre historie! :D
Uwielbiam takie flatmate stories, sam przez ostatnie 8 lat mieszkałem w 9 mieszkaniach i wiem co to znaczy zyebany współlokator - mieszkałem z emerytami co odcinali w nocy ciepłą wodę "bo jak brałem prysznic to ich budziłem" , 34 letnimi studentami na utrzymaniu rodziców, parą gejów, dziewczyną co miała konto na roksie czy czymś tam innym dla cichodajek, nie znam się
@perasperaadopelastra () szkoda-szkoda
Może wystarczy disklaimer z Klanu, że podobieństwo do prawdziwych osób jest przypadkowe?

Chyba, że masz jakiś mroczny sekret, który może wypłynąć przy okazji takiego opisu xD