Wpis z mikrobloga

Tak sobie przy piątku rozkminiam, jakie "przegrywowe" zasady wprowadziłem w swoim życiu codziennym, by zwiększyć sobie jego komfort i unikać irytacji spowodowanej chłodem lub ogólną niechęcią, jaką ludzie często mnie obdarzali.

1. Nie odzywam się do nikogo pierwszy. Nawet w sytuacji, gdy wydaje się naturalne, żeby powiedzieć sobie parę słów, bo np. jest się skazanym na swoje towarzystwo. Zacząłem wychodzić z założenia, że to inni mają zabiegać o mnie, bo co do siebie jestem pewien, że mam dużo dobrego im do zaoferowania, a z ich strony prędzej spodziewam się kopa w dupę niż miłego słowa.

2. W miejscach publicznych słucham muzyki. Dodaje mi to pewności siebie, pozwala nie do końca być "tu i teraz", a jednocześnie bacznie obserwować otoczenie, jest jasnym sygnałem, że nie mam ochoty na kontakt z innymi, a nawet jeśli ktoś będzie coś chciał za mną krzyknąć, coś niedobrego mi powiedzieć, to mogę to zignorować i nie czuć się jak jakiś frajer, który daje sobą pomiatać.

3. Nie adoruję różowych pasków i trzymam je raczej krótko. Nie wykonuję żadnych gentelmanskich gestów, nie mówię komplementów, nie wychodzę z inicjatywą. Wymagam również uprzejmości wobec siebie, a wszelkie formy wredności staram się tępić w zarodku. Dzięki temu nie spotykam się z żadnym odrzuceniem czy przykrościami z ich strony, a jednocześnie niektórym nawet się podoba, że nie mają u mnie specjalnego traktowania, tylko takie samo jak drugiego faceta.

4. Nie robię żadnych przysług. Ileż to razy robiłem coś dla kogoś z myślą, że ta osoba może kiedyś mi się odwdzięczy albo w inny sposób wróci do mnie karma i w kryzysowej chwili ktoś wyciągnie mnie z kłopotów. A guzik prowda, nigdy nic takiego się nie stało. Kosztowało to parę zniechęconych do mnie osób, ale z czasem otoczenie nauczyło się, że jeśli ktoś coś ode mnie chce, to musi przyjść z konkretną propozycją wymiany, zaoferować mi coś w zamian. Nic na ładne oczy.

5. W znajomościach jestem mniej tolerancyjny niż dawniej. Jeśli czuję, że ktoś mnie atakuje, poniża, obraża lub nie szanuje, to albo z nim walczę dopóki tego nie zaprzestanie, albo zrywam kontakty z tą osobą. Dawniej angażowałem się w relacje z mniej wartościowymi ludźmi choćby po to, żeby nie być samemu.

6. Staram się nie udawać, że jestem zwyczajny i taki sam jak reszta grupy. Bo i tak każdy będzie ode mnie wyczuwał, że jestem kapkę "inny" i w pełni nie zostanę uznany za członka ekipy. Nie ma sensu być elastycznym dla normictwa, bo to nic innego tylko pajacowanie do niego. Lepiej siedzieć na uboczu i akceptować siebie. U niektórych z nich to wywołuje pewien respekt i szacunek.

7. Staram się nie wychodzić ze swej strefy komfortu częściej, niż to konieczne. Dobrze mi ze swoim życiem, jego trybem. Obniżyłem standardy i przestałem się przejmować jakimiś radami, że trzeba wyciskać z czasu jak najwięcej się da, nie marnować życia itp. Porównałem sobie poziom swojego zadowolenia kiedy starałem się bardzo rozwijać z teraźniejszością, kiedy spokojnie pielęgnuję swoje zainteresowania, ale daję sobie też czas na rozrywki czy piwniczenie. Teraz jest zdecydowanie na plus. Nie chodzi o to, że nic ze sobą nie robię, tylko o zaakceptowanie i czerpanie przyjemności z marnowania czasu.

Nie jestem pewien czy wymieniłem wszystko, bo są to reformy, które wprowadziłem u siebie gdzieś powiedzmy w ciągu ostatnich 10 lat. Ciekaw jestem czy macie podobne triki, by lepiej znosić otaczającą Was rzeczywistość.

#przegryw
  • 6
@dewanderer: props, z drobnymi różnicami wprowadzam od paru lat praktycznie całą listę (najgorzej jest wbrew swojej naturze nie ulegać prośbom o przysługi i przestać się przejmować, że jak powiem pewne rzeczy, to ktoś się obrazi) i w sumie nie czuję wymiernych korzyści w ogólnym poziomie życia społecznego, ale, co zdecydowanie ważniejsze, odczuwam poprawę samopoczucia i szacunku wobec siebie. Ale jeszcze sporo pracy czeka.
@BrockLanders: U mnie satysfakcja z życia społecznego przyszła później, najpierw było łamanie siebie, czasem poczucie winy, wątpliwości. Potem przyszła poprawa samopoczucia, szacunku wobec siebie. Na koniec efekty społeczne - nagle ludzie się nauczyli, ze trzeba się dwa razy zastanowić, zanim się zrobi mi coś złego.