Wpis z mikrobloga

Przykre jest, jak można z dnia na dzień, dla kogoś stać się nikim. Zwykłym śmieciem, którego chce się pozbyć, żeby zniknął na zawsze. Najgorsza jest ta bezradność, świadomość że nie można zrobić już nic.
I kończy się w wariatkowie, bo się już samemu nie wie co z sobą zrobić. Biegać po mieszkaniu pytając niewiadomo kogo, jakby się oczekiwało jakiegoś magicznego głosu który odpowie dlaczego mnie to wszystko spotyka. Dlaczego nakładane są na mnie kolejne cierpienia?
I to że na chwilę jest dobrze, nie znaczy że za godzinę jestem w stanie że chcę umrzeć.
Od 3 lat nie potrafią znaleźć leków, które by mi pomogły. Najprawdopodobniej po prostu nie istnieją. Pozostaje się jedynie pogodzić z cierpieniem. Nie ma co myśleć o nadziei. Ona jest złudna i dla naiwnych.
Nie będzie lepiej.

#dailypsychiatryk - mój tag do obserwowania, albo czarnolistowania
  • 12
  • Odpowiedz
W dużej części cię rozumiem - też się leczyłam psychiatrycznie, byłam na kilku turach terapii grupowej. Dało mi to dużo - uporałam się z traumami z przeszłości, nauczyłam się introspekcji i prawidłowych wzorców, nauczyłam się być otwartą i rozmawiać z ludźmi ( przy mojej poważnej fobii społecznej to był wielki wyczyn). Tylko problem jest taki, że jak jesteś w #!$%@? sytuacji życiowej i całkiem sama, to i tak ciężkie myśli wracają...
  • Odpowiedz
@Rosanemable: Masz brać leki a nie pić wódkę i ćpać. Leczenie polega na systematyczności a nie twoim widzimisię bo ty zjadłaś wszystkie rozumy i wiesz lepiej. Ciągnie cię do patusów jak muchę do gówna więc na psychoterapie też masz iść bo inaczej będzie tylko gorzej.
  • Odpowiedz
@Rosanemable: Dla kogoś? Jeśli będziesz żyć w pierwszej kolejności dla kogoś, a nie dla siebie to nigdy nie uwolnisz się od smutku. To jest podstawa, od której należy zacząć, później można pracować nad całą resztą.
  • Odpowiedz