Wpis z mikrobloga

Mircy, co się przedwczoraj #!$%@?ło to ja nawet nie, a to wszystko przez mojego dziadełe. Jest podwójnie winny, bo pośrednio przyczynił się do narodzin takiego przegrywa, na jakiego wyrosłem, no i sprowokował mnie do wypróbowania ryzykownej koncepcji podrywu. No i na wojnie strzelał do p0lakuw ale tego nie liczę, bo to mniejsze przewinienie.

No więc, było tak. Dziadek jest już stary, więc jego codziennym ulubionym zajęciem jest wycieczka komunikacją miejską po całym mieście, bo co innego by miał robić niż #!$%@?ć roszczeniowych milenialsów i normików spieszących się do korpo w celu całodniowego #!$%@? przy skrolowaniu hehe memów. Pewnej niedzieli po kościele siedzieliśmy przy stole czekając na schabowe z kartoflami, które babełe szykowała w ten upał i zgadało się o dziewczynach. Z uwagi na to, że mój kontakt z innymi ludźmi, poza piwnicą, najbliższą rodziną i gównopracą w biedrze na kasie, właściwie nie istniał, postanowiłem trochę się pożalić dziadkowi, a nuż zarzuci jakąś oldskulową radą, którą mógłbym wykorzystać w tworzeniu scenariusza do co-wieczornej pamięciówki.

Okazuje się, że dziadełe nie jest tak ślepy na jakiego wygląda i dobrze to wykorzystuje. Opowiedział mi, że jak tak jeździ każdego dnia w kierunku wybranego marketu, w którym akurat babcia zwietrzyła promocję na kiełbasę śląską, to lubi popatrzeć na rozmaite różowe paski, dzielące los pasażera zapoconego autobusu w niedorzeczny upał. Aby urozmaicić sobie takie podróże i nie znudzić się widokiem podobnych dupeczek, czasem ładnych, czasem spasionych, to dziadek postanowił obserwować ich dłonie. Szalony pomysł doprowadził go do stworzenia pierwszej własnej teorii filozoficznej, opartej na quasi-empirycznych dowodach. Otóż według dziadka, należy przyjrzeć się, w jaki sposób kobieta trzyma rurkę w autobusie i wtedy już wiesz, jak będzie trzymała twojego benisa. Stąd jest całkiem niedaleko do wykonania pierwszego kroku, bo już coś o tej świni wiesz. To niezwykłe socjologiczne doświadczenie pozwoliło na wyróżnienie kilku rodzajów różowych. Pierwsza trzyma mocno i całą dłonią, taka zdecydowana i silna, wie czego chce. Jak jest upał i rurki są mokre od łap wielu pasażerów, to ta ręka jej przejeżdża w dół i w górę, no jakby fapała komuś. Druga lekko i delikatnie, czasem nawet samymi palcami, bo chce sprawiać takie wrażenie, że jest księżniczką i to ktoś ją powinien ścisnąć mocniej, żeby się otworzyła. Trzecia trzyma przez jakiś materiał, a jak jest za ciepło i nie ma jakiegoś rękawa, żeby robił za kondom podczas interakcji z autobusem, to ma taką minę, jakby ją to strasznie obrzydzało, no ale musi trzymać, żeby się nie #!$%@?ć na jakiegoś przegrywa stojącego obok. Czwarta to silna i niezależna, więc nie trzyma się wcale. Jeśli andrzej za kierownicą zahamuje zbyt gwałtownie, to ewentualnie poleci w ramiona jakiegoś hehe Chada. No i jest jeszcze piąty typ, który trzyma się plecaków lub odzieży innych ludzi, oczywiście po drodze do wymarzonego miejsca siedzącego - ale to są grażyny. Żeby osiagnąć sukces, czyli beniz do wagany, to trzeba się nastawić na te pierwsze, co tak mocno trzymają za rurkę, bo one są chętne i dziadek już widział, że dobrze reagują nawet na sebiksów suchoklatesów i wcale nie są aż tak zainteresowane chadami albo eleganckimi korpo normikami, bo oni stanowią w autobusach rzadkość. To są takie typowe Agnieszki, nie widują za wielu ogarniętych ludzi, no bo jeżdżą autobusami, więc nawet przegryw nie jest dla nich taki zły, bo wizualnie nie ma takiego kontrastu z innymi brudasami, nawet żulami.

No więc siedzieliśmy nad tymi schabowymi, pysznymi #!$%@?, smażonymi w głębokim tłuszczu zwierzęcym. I dziadełe opowiadał mi o tych autobusowych teoriach w taki mądry i światły sposób, że moje skamieniałe serce przegrywa zaczęło wierzyć, że jest jakaś nadzieja na zaparkowanie miniaturowego sierżanta w jakiejś białogłowie.
Niestety dziś muszę znów przyznać, że mądry cebulak po szkodzie i dałem się dziadkowi wyprowadzić na manowce gdzie raki zimują.

A było tak: jechałem do mojej gównopracy do biedronki na kasę, jeszcze w półśnie bo to było rano, jakoś po 6, a pół nocy płakałem w piwnicy po obejrzeniu filmu dla gimnazjalistek i przegrywów pt. “Ostatnia piosenka”. Dzięki temu dziełu mogę się wczuć w sytuację bohaterów i bezpiecznie dać upust emocjom kumulowanym przez całe dnie mało satysfakcjonującej pracy, oglądam ten film bardzo często. Tego ranka emocje jeszcze długo podtrzymywały mnie na duchu, film mieszał mi się ze snem, a w dodatku jeszcze z wczorajszym praniem mózgu ze strony dziadełe, no i w ten sposób zazwyczaj dochodzi do katastrof. Mianowicie przyuważyłem moją Agnieszkę, idealnie dopasowaną do opisu pierwszego typu różowych podróżujących autobusami. Trzymała się żółtej rurki zdecydowanym ruchem, kiedy pojazd chybotał się na boki na zakrętach, to też trzymała się #sztywniutko. Postanowiłem, że taka okazja nie może się zmarnować, a że byłem tak zaspany, to nawet nie przyszło mi do głowy, że coś może pójść nie tak. Nie obudził mi się nawet instynkt, który powinien zasugerować, że jeśli chcę zagadać do dupeczki, to powinienem to zrobić w odpowiednim momencie, aby móc #!$%@?ć z autobusu natychmiast po hipotetycznej tubie na ryj. Ale tym razem po prostu to zrobiłem. Podeszłem do Agnieszki i uwodzicielskim głosem (w moim mniemaniu), wskazując wzrokiem na jej dłoń otulającą szczelnie poręcz, wypowiedziałem: “a może zrobisz to samo z moim benisem? hmmm?”. Jak się pewnie domyślacie, ta wieprzowina nie była zachwycona pytaniem, po czym zaczęła się drzeć do kierowcy aby natychmiast się zatrzymał i otworzył drzwi, co andrzej uczynił. A ona wypchnęła mnie z autobusu, to było w centrum Warszawy!!! Wysiadła zaraz za mną i zaczęła krzyczeć, że nie będzie jakiś Ukrainiec się tak do niej odzywał.
Leżałem tak parę minut, żeby przechodnie pomyśleli, że po prostu jestem #!$%@? i odpoczywam sobie w takim niestandardowym miejscu jak krawężnik przed przystankiem.

Po tej dramatycznej kompromitacji postanowiłem wziąć odwet na dziadełe i zrobić mu karczemną awanturę, może nawet pod kościołem. O nie staruszku, kolejny schabowy nie posmakuje ci juz tak dobrze! Okazało sięjednak, że świadkiem incognito tego zdarzenia była karyna, która wracała o tej godzinie z imprezy w Explołżyn (leżała #!$%@? między siedzeniami dlatego jej nie zauważyłem) i powiedziała to przy najbliższej okazji swojej babełe, ktora jej somsiadką mojej i wszystko się wydało, zanim zdążyłem ochronić resztki swojej godności, bo Karczew jest małą miejscowością.

Kolejnego dnia na obiad były mielone, zdążyłem tylko wbić na chatę do dziadków i zostałem przywitany zapachem przypalonego oleju oraz gromkiego śmiechu dziadka, który mi powiedział, że wtedy to hehe zmyślał.

#pasta #przegryw #logikarozowychpaskow
  • 2