Wpis z mikrobloga

203 891 + 765 + 10 = 204 666

Nienawidzę kolarstwa (co najmniej przez trzy dni)

Czyli moja druga wyprawa nad morze, tym razem skuteczna. I tym razem w towarzystwie.

Z Jaworzna do Świnoujścia

Startuję kilka minut po trzeciej rano i obieram kierunek na Olkuski McD, gdzie chwilę czekam na współtowarzyszy. Po chwili z Krakowa dojeżdża @metaxy z Tomkiem i Mateuszem oraz @Mortal84 ze Ślunska i nim wybije piąta rano jesteśmy w drodze. Temperatura wynosi... No, zimno jest. Poniżej 10 stopni. Pierwszy podjazd po w kierunku Kluczy nieco rozgrzewa, ale komfortem tego nie nazwę... Zresztą, rześko będzie mi do samej Częstochowy.

Droga do Częstochowy mija całkiem spoko. Po drodze podziwiamy malowniczy pożar w jakichś zakładach przemysłowych w Myszkowie. W samym mieście dalszą jazdę odpuszcza Tomek który wraca w kierunku dworca. Po godzinie dwunastej robimy pierwszą dłuższą przerwę w Zduńskiej Woli, w tamtejszym Macu. Kawałek dalej, w Szadku opuszcza nas Mateusz który jedzie na pociąg do Łodzi.
W Uniejowie dołącza @radoslaw-szalkowski oraz Szymon i jedziemy wspólnie do Konina do kolejnego McD. Po napełnieniu pustawych brzuchów lecimy dalej by kawałek przed Gnieznem zrobić sobie fotkę tablicy z przepiękną wręcz nazwą miejscowości... Małachowo Złych Miejsc. Za tym uroczym zadupiem dołącza @byczys i już niemal niezmienioną ekipą kierujemy się w stronę Świnoujścia.

Za Gnieznem a jeszcze przed zmrokiem dostajemy niespodziewany Support... Gość w kabrio (podobno niegdysiejszy kolarz) robi nam przez kilka kilometrów "tunel aerodynamiczny". Lecimy więc za osobówką przez kilka km, prędkość zacna bo ok. 40Km/h... A za nami korek na dobre 2 km :D Nie ma co wkurzać kierowców, zwłaszcza że w Wielkopolsce trafiło się kilku tęgich dupków za kierownicami swoich rdzewiejących trupów. Odbijamy z głównej. Powoli zbliża się noc...

Pada mi termoregulacja organizmu. Jestem wykończony. Nie idzie się w żaden sposób rozgrzać, omijam kilka zmian i zostaję na kole bo wiem że nie dam rady. Zastanawiam się czy nie odpuścić i do Świnoujścia nie dojechać później... W stanie bycia nieco zzombifikowaną inkarnacją pedalarza dojeżdżamy na Orlen w Wieleniu chwilę po drugiej w nocy. Udaje mi się złapać kilka minut drzemki, wypić Redbulla który troszkę pomaga. Co ważniejsze jednak – udaje się nieco ogrzać. Jest nieco lepiej kiedy ruszamy dalej, a okaże się że za chwilę zrobi się jeszcze bardziej... "zabawnie"

Kawałek za miejscowością Huta Szklana i Kuźnica Żelichowska dojeżdżamy do czegoś co zapewne było kiedyś ładną drogą wojewódzką... A teraz jest jednym wielkim ujebem... Placem budowy znaczy się. Sterczące druty, kamienie, piasek. Offroad godny dobrego MTB a nie rowerów szosowych. Jest około 400 kilometra, średnia prędkość to równiutkie 30km/h, ale to się już ne vrati... Metaxy ogarnia mapę i okazuje się żeśmy są w czarnej dupie bo żadnej alternatywnej drogi tam nie ma... Ruszamy więc tym czymś. Jest ciemno i cholernie zimno. Są takie momenty że czasami trzeba rowery prowadzić lub wręcz nieść. Kilka razy udaje mi się omal nie zaliczyć gleby kiedy ucieka przednie lub tylne koło. Około 15 kilometrowy odcinek robimy w nieco ponad... Godzinę. Ale, było nie było, kiedy wyjeżdżamy na DK jest mi gorąco i po chęci walnięcia się na przystanku i przespania do rana nie ma śladu... Około 4 rano wita nas Zachodniopomorskie...

... Z drogami za które będę to województwo przeklinał często i plugawie. Tutaj już asfalt co prawda jest, ale musiał być kładziony przez kogoś z zamiłowaniem do geologii... Kanion! Kanion na kanionie! Śladowe ilości nowego asfaltu na śladowych ilościach starego asfaltu, który miał przykryć dziury w asfalcie, który miał przykryć dziury pozostawione tam przez konie pierwszych Słowian... Spomiędzy oszczędnie wydobywających się przez zaciśnięte zęby słów zdecydowana większość zaczyna się na K i nie są to imiona. W stanie niemal nieprzerwanego drgania rowerów i kolarzy, spowodowanego, jakby to ładnie drogowcy określili, ubytkami, do Maca w Stargardzie (już nie Szczecińskim). Przeszedł mi kryzys, zrobiło się cieplej i jedzie się zdecydowanie żwawiej. Tak żwawo że w Goleniowie wypada mi telefon z kieszeni (dobrze że "pancerny" więc poza kilkoma zadrapaniami nic mu w zasadzie nie jest). Rozmijam się nieco z resztą która źlew sobie skręciła i jadę dalej. Po chwili udaje mi się skomunikować z Metaxym i okazuje się że muszę chwilkę poczekać. Moja żwawość kończy się chilę przed Wolinem, kiedy łapię kapcia. Reszta jedzie dalej żeby zdążyć dokręcić do... 800km :D

Radka i Szymona doganiam przy znaku "Świnoujście". Jedziemy stamtąd wspólnie na plażę (choć początkowo dojeżdżamy nie tam gdzie ja chciałem) po to żebym mógł sobie zrobić zdjęcie z rowerem nad morzem... Po to też pedałowałem ponad 700km :)
Podczas gdy reszta tej zacnej ekipy dokręca co swoje, ja dojeżdżam na dworzec, robię zapas jedzenia i picia na drogę i pakuję się do pociągu. Od teraz (piątek godzina 17) za łącznie 12 godzin będę w domu:)

Nieco statystyk z jazdy:
Dystans: 765,48km
Czas netto: 27:31:17
Prędkość średnia: 27,8
Kalorie: 14830

#rowerowyrownik #100km #200km #300km #400km #500km #600km #700km (1)
Pobierz MordimerMadderdin - 203 891 + 765 + 10 = 204 666

Nienawidzę kolarstwa (co najmniej...
źródło: comment_IQqQ2MMSBdi1WNQxpfZVXv8ThVa2osrs.jpg
  • 29