Wpis z mikrobloga

Człowiek, który został przegrywem. Mircy, do tej pory nie byłem zbyt aktywny na tagu. Jednak atmosfera ostatnich dni skłoniła mnie do udostępnienia tego wysrywu światu (kto nie chce, czytać nie musi). Mianowicie, chciałbym opisać swoją historię życia i to w jaki sposób zostałem (a raczej uświadomiłem sobie bycie) przegrywem. Za tydzień mam 19 urodziny, właśnie skończyłem liceum i czuję się bardzo stary, wręcz przygnieciony swoim wiekiem. To straszne wiedzieć, że już za rok nie będę nastolatkiem, że już prawdopodobnie nie doświadczę tego szczególnego uczucia, jakiego doświadczyła większość moich rówieśników. Opowiadanie historii zacznę jednak od początku mojej edukacji, jako początku moich interakcji społecznych (a raczej groteskowej parodii tychże). O klasach od I do III nie można mówić zbyt wiele. Byłem dzieckiem skłonnym do płaczu oraz niespodziewanych wybuchów gniewu, które w nauce radziło sobie co najwyżej średnio. Jednakże wyróżniała mnie z grona innych dzieci jedna cecha - z jakiegoś powodu w tym wieku nie byłem w stanie nawiązać trwałej relacji z kimkolwiek w mojej szkole. Dzieci zawiązywały pierwsze przyjaźnie, które miały czasami trwać całe życie. Jednak w moim przypadku nic z tego (przynajmniej nie tutaj). Mogłem sobie porozmawiać z paroma osobami w szkole, ale nigdy nie przenosiło się to poza szkołę. Na domiar złego całe dnie spędzałem przed komputerem, przez co moje zachowanie stawało się jeszcze dziwniejsze dla ludzi otaczających mnie. Wtedy jeszcze jednak nie przywiązywali do tego tak wielkiej wagi, jedyny raz w życiu miałem "dziewczynę" gdzieś pomiędzy III a IV klasą podstawówki. Należy podkreślić, że już wtedy objawiło się moje #!$%@? we wczesnej postaci. Naczytawszy się różnych mądrych książek (czytać nauczyłem się już w wieku 3 lat), nie naciskałem na kontynuację znajomości, a wręcz byłem spłoszony podczas rozmowy. Myślałem, że mam jeszcze całe życie na to. Jak bardzo się myliłem! Na nawiązywanie relacji z płcią przeciwną nigdy nie jest za wcześnie, a im wcześniej je nawiązujesz, tym bardziej to życie będzie udane. Objawiła się też wtedy jedna z rzeczy, która będzie mnie prześladować do końca życia i będzie kamieniem węgielnym mojego przegrywu. Mianowicie - nieporadność fizyczna, a także skrajny antytalent do uprawiania sportów. Siły mi nie brakowało, jednak zaburzenia koordynacji ruchu sprawiały, że nie byłem tak szybki i zwinny jak rówieśnicy. W rezultacie, mój słaby punkt został odsłonięty. Denerwowanie mnie stało się jedną z ulubionych klasowych rozrywek - taki wielki - w tamtym czasie byłem najwyższy w klasie (i ulany) ryczący ogr to śmieszny widok, a dopóki miałeś możliwość ucieczki - nie mógł ci nic zrobić. Tak zaczął się kolejny (i chyba najgorszy) okres mojego #!$%@?, czyli klasy od IV do VI. Wtedy utraciłem nawet możliwość spokojnego odzywania się do ludzi z klasy na przerwie, stałem się podczłowiekiem, którego wszyscy mogli bezkarnie gnębić, a on nawet nie mógł odpowiedzieć, tylko od razu uciekał w ryk. Z drugiej strony, właśnie wtedy zaczęto uczyć nas przedmiotów bardziej "na poważnie" i objawił się mój ukryty talent - na lekcjach historii oraz języka polskiego nie miałem sobie równych, zdaniem nauczycieli mój zasób słownictwa kilkakrotnie przekraczał ten należący do rówieśników. Oczywiście nasiliło to gnębienie jeszcze bardziej, ponieważ dzieci z odmiennością radzą sobie zazwyczaj w ten sposób. Na ocenach im jeszcze aż tak bardzo nie zależało, aby przestać. Co gorsza, pewien uczeń ze starszych klas (w przyszłości wyrósł na chada, który zaliczył dziesiątki płodnych nastolatek) również obrał mnie za cel gnębienia. Wymyślił przezwisko, które młody ja uznał za największą obelgę pod swoim adresem i samo jego wypowiedzenie na głos potrafiło doprowadzić mnie do wściekłości. Również wtedy, przez 3 lata praktycznie nie wychodząc z domu i żywiąc się śmieciowym jedzeniem, dołożyłem skrajne ulaństwo do swoich problemów. Jednak pod koniec tego okresu coś zaczynało się zmieniać. Poznałem pierwszą osobę, z którą mogłem się spotykać po szkole. Kolejny przełom nastąpił podczas wakacji pomiędzy VI a I klasą gimnazjum. Zostałem skierowany do psychologa, który zdiagnozował u mnie zespół Aspergera. W połączeniu ze zmianą otoczenia dało mi to motywację do pracy nad sobą. Stwierdziłem, że skoro cokolwiek robiłem w poprzedniej klasie, kończyło się to dla mnie źle, to w tej nie będę robił nic (chyba, że mnie o to poproszą). Stwierdziłem także, że nie mogę sobie pozwolić na okazywanie emocji. Mój pierwszy kolega jednak w tamtym okresie zaczął twierdzić, że posiada 13 dziewczyn na raz. Okazało się to wierutną bzdurą, ale częściowo ukształtowało to mnie i moje postrzeganie relacji damsko-męskich. Pogłębiło we mnie kompleks niższości, przekonanie że jestem gorszy od innych. Uważałem, że jeżeli zdobędę kolegów i poważanie wśród innych mężczyzn, to zostanę automatycznie zaakceptowany także przez płeć przeciwną. Pielęgnowałem wtedy wizję miłości jako czegoś wielkiego, wartości która powinna być wynoszona na piedestał. Życie pokazało mi po raz kolejny, że się myliłem. Nie uprzedzajmy jednak faktów. Strategia, którą przyjąłem w gimnazjum okazała się być na wpół efektywna. Zyskałem drugiego w swoim życiu kolegę - była to osoba, która podeszła do mnie po lekcji historii i ….. zapytała się o detale tego, o czym mówiłem. Znajomość ta nie przetrwała próby czasu ze względu na różnicę w naszych stylach bycia, jednakże wywarła na mnie niezaprzeczalny wpływ. Z czasem większość klasy (mężczyzn) zaczęła być dla mnie z pozoru miła (jednakże większości zależało na pomocy w nauce bardziej niż na mojej przychylności samej w sobie). Dziewczyny jak mnie ignorowały, tak mnie ignorowały nadal (przynajmniej w 4 oczy). Raz tylko jedna z nich powiedziała, że jestem brzydki, ale wierząc w głupoty wygadywane przez mamę i babcię zignorowałem to. W połowie gimnazjum klasowi chadzi zaczęli wchodzić w pierwsze związki. Cieszyłem się ich szczęściem, ponieważ uznawałem ich za niemalże anioły z tego i wyłącznie tego powodu, iż mnie otwarcie nie gnębili (było to bardzo naiwne z mojej strony). Bałem się jednak, czy powrót do gnębienia nie nastaje ponieważ moi znajomi zaczęli poznawać ludzi z mojej klasy z podstawówki. Do mojego zachowania przylgnęła nuta nerwowości, a w głowie zaczęła świtać myśl o zemście na dawnych oprawcach i udowodnieniu im, że mną nie można pomiatać. Poznałem wtedy też mojego trzeciego kolegę, z którym więzy przetrwały poza mury gimnazjum. Stało się to tak, że nie miałem z kim usiąść na plastyce, a jego ławka była wolna. Wkrótce okazało się (czego sam wcześniej nie przypuszczałem), że mamy mnóstwo wspólnych tematów do gadania, a poczucie humoru tak podobne, że nigdy nie cichnął śmiech. Jednak znajomość ta miała też swoją złą stronę (na początku nie wyglądało to na złą stronę, a za jej zepsucie jestem odpowiedzialny wyłącznie ja) - mój kolega zaczął opowiadać mi o fajnej ekipie, którą poznał w podstawówce, mówił także że mógłbym się wpasować w to otoczenie. Ja, podekscytowany tą perspektywą autystyk, zacząłem sobie wyobrażać Bóg wie co, i planować "zemstę" na ludziach z mojej podstawówki (których na dobrą sprawę g* obchodziło co ja robię). W tym czasie powoli zacząłem też uświadamiać sobie własne #!$%@? jeżeli chodzi o relacje z lochami - mój pierwszy kolega postawił sobie za wzór do naśladowania o rok starszego od nas chada, z czego rzeczony chad nie był zadowolony i zaczął się z tego kolegi brutalnie dość wyśmiewać. Wtedy miałem pierwszy sygnał, że coś jest ze mną nie tak, i że nie mogę się zaliczać do tej samej wyższej kasty mężczyzn, co on. W tamtym okresie poznałem też redpill, którego z początku nie chciałem zaakceptować. Jednak, w miarę zbliżania się (jak się okazało - pozornego) do chadów, coraz bardziej kupowałem teorie redpilla. Widziałem, na jak wiele mogą sobie pozwolić z lochami. Przewyższając jeszcze wtedy ich wzrostem i będąc naiwnym autystykiem myślałem jednak, że to chodzi o zachowanie. W tamtym czasie (pod koniec gimnazjum) zaczęły się dziać dwie ważne dla mojego rozwoju rzeczy: a) poznałem pozornie bliżej pewnego chada z klasy, który złożył mi propozycję spróbowania sławnego "zielonego", którą przyjąłem. Uważałem go z powodu posiadania dużej ilości znajomych oraz gigajuli za dziewczynę za kogoś, z kim warto się kumplować. Co prawda żartował wcześniej z mojej nieporadności w kontaktach z loszkami, ale wydawało mi się, że to tylko koleżeńskie zaczepki. Poznanie znajomych mojego trzeciego kolegi miało dać mi status równy jemu. Zadawanie się z nim i poznanie detalu jego związku (z zewnątrz uchodzącego za idealny) zmieniło mój światopogląd na w pełni redpillowski. Uważałem, że wyłącznie zachowanie samca alfa ma znaczenie w kontaktach z płcią przeciwną. Wtedy także zacząłem gardzić betacuckami. b) Zaczęła się radykalizacja politycznych poglądów moich i mojego trzeciego kolegi, która na początku przybrała postać lekkiej, "memicznej" niechęci do "lewaków", a także fascynacji kulturą islamu. Rychło miało przerodzić się to w coś poważniejszego. Nadeszły wakacje, a wraz z nimi koniec gimnazjum. Miałem optymistyczną głowę, pełną nadziei, że w liceum będzie już dobrze. Gwarancją tego miało być wkręcenie się w paczkę znajomych. Miałem też plany ustanowienia siebie jako samca alfa nowej grupy. Zacząłem także chudnąć, więc z poziomu "tragicznie ulany" awansowałem na poziom "ulany". Jednak plany runęły, kiedy okazało się, że większość z tamtej grupy nie dostała się do wymarzonego liceum, a na dodatek moje papiery zgubiły się w rekrutacji. Od tej pory byłem przekonany, że jestem skazany na zmarnowanie 3 lat. Na dodatek nawet mój pierwszy kolega się nie dostał, a ja musiałem iść do pierwszej-lepszej nie-patologicznej dostępnej szkoły, pomimo że byłem laureatem konkursu kuratoryjnego z historii, a co za tym idzie miałem 200 pkt w rekrutacji i mogłem iść, do którego liceum tylko chciałem bez obawy o nie bycie przyjętym. Podczas tych wakacji poznałem także blackpill, historię życia Elliota Rodgera oraz ideologię inceli. Nie traktowałem ich jednak zbyt poważnie (i to był błąd). Postrzegałem je jako urozmaicający nudę dodatek do redpilla. Po pójściu do liceum początkowo wszystkie moje obawy się potwierdziły. W klasie mogłem się dogadać wyłącznie z jedną osobą. Sytuację poprawił jedynie fakt, że mój trzeci kolega przeniósł się do tego samego liceum. Co prawda u niego również nie działo się najlepiej, ponieważ pogłębiało się uzależnienie od gier, a jego paczka znajomych zerwała z nim praktycznie kontakt, jednak nawzajem wspieraliśmy się w tym obcym dla siebie środowisku. Kontakt trzymałem również z moim pierwszym kolegą, przez którego poznałem kolejnego chada, który stał się potem moim czwartym kolegą. Mój pierwszy kolega poszedł bowiem do liceum katolickiego, gdzie poznał ww. chada, którego posłała tam jego matka. W pierwszej liceum poglądy moje i mojego trzeciego kolegi zaczęły już się radykalizować w całkiem poważną sympatię dla islamu, zabarwianą nutą lekkiej sympatii dla poczynań akwarelisty. W liceum poznałem także pewną p0lkę, która miała odcisnąć impakt na moim dalszym życiu. Udawała ona bowiem, że mnie kocha i że coś do mnie czuje. Co gorsza, sam przyłapałem się na tym, że mi się spodobała i coś zacząłem do niej czuć. Jednak w myśl redpillowskich zasad, postanowiłem udawać, że jej nie wierzę i zwyzywać ją przed całą klasą (gimnazjalni samcy alfa tak robili, więc myślałem, że jeżeli mnie kocha to będzie to okazywać także po tym). Po tym zdarzeniu zyskałem pewien poklask w środowisku klasowym, które było więcej niż zadowolone z pojazdu po p0lce. Jednak mnie nurtowała kwestia, czy ona mnie kocha czy nie kocha. Na dnie duszy dużo było we mnie jeszcze idealistycznego chłopaczka, szukającego swej wielkiej miłości. Odpowiedź na swoje pytanie dostałem szybko, bowiem ów chad ode mnie klasy z gimnazjum (chłopak gigajulki) zapytał się o imię i nazwisko najładniejszej dziewczyny ode mnie z klasy. Ja niewiele myśląc (byłem nietrzeźwy), podałem jej. Okazało się, że jemu wystarczyło dodanie jej na Instagramie i snapchacie, aby sama, z własnej inicjatywy wysłała mu nudesy. Nie mógł zachowywać się jak samiec alfa na zdjęciach, więc powoli zaczynała dochodzić mnie myśl - a co jeżeli blackpill to prawda? Jednak wtedy jeszcze oszukiwałem się, że "nie wszystkie takie są" i wahałem się pomiędzy redpillem a blackpillem. Moje wątpliwości szybko rozwiał (mimowolnie) chad z liceum katolickiego, mój czwarty (w kolejności) kolega. Zaprosił mnie on na imprezę do siebie do domu, były tam też dwie pozornie szare myszki. Z jedną z nich chad już tego samego dnia się przytulał (a widzieli się pierwszy raz w życiu). Za drugim spotkaniem, tydzień później, już się z nią całował, pomimo że jasno powiedział, że nie chce z nią związku, a ona przez to płakała (pocałował również jej koleżankę). Po tym dniu, stwierdziłem że blackpill to absolutna i całkowita prawda. Zająłem się sobą. Niespodziewanie, moja popularność w klasie urosła, po tym jak chłopak któremu wcześniej cały czas bezinteresownie pomagałem w polskim (z którym miał problemy) postanowił mi się odwdzięczyć i wyciągnąć na rowery. Okazało się, że dogadujemy się w miarę dobrze i zakolegowaliśmy się. Nadszedł koniec I klasy liceum oraz wakacje, na których pokłóciłem się ostro z chadem z liceum katolickiego. Stwierdziłem wtedy, że dla chadów i tak będę śmieciem, więc nie ma co żebrać o ich atencję. Nadal nie dostrzegałem jednak tego, że chad z gimnazjum mnie oszukuje na kasę. Po wakacjach wróciłem do szkoły, gdzie znalazłem się w dość niespodziewanej dla mnie sytuacji. Mój trzeci kolega oznajmił, że ma jej dość i nie będzie tam regularnie chodził. W miarę pogłębiającej się utraty przez niego poczucia sensu życia, której skutkiem było "uzależnienie" się od gier nasze stosunki zaczęły stawać się coraz bardziej napięte. Zarzucał mi zdradę ideałów ortodoksji islamskiej, które wtedy podzielaliśmy. Jego rodzice z kolei zaczęli twierdzić, że to ja jestem przyczyną niepowodzeń syna. Nawiązałem jednak kontakty z innymi ludźmi w klasie - mój piąty kolega zapoznał mnie bliżej z ludźmi z klasy, których do tej pory miałem za totalnych kretynów i betacucków. Okazało się jednak, że nie są oni tacy źli. Jednocześnie opadły mi też hamulce moralne i od tej pory wyśmiewałem romantyzm oraz motyw miłości damsko-męskiej, gdziekolwiek go zobaczyłem. Szczególnym do tego miejscem stały się lekcje polskiego, gdzie popisując się retoryczną zręcznością wojowałem o tą kwestię z nauczycielką, przedstawiając wszystkim prawdy blackpilla, które połączone z moją szeroką wiedzą na temat różnorakich filozofii oraz religii pozwoliły mi uzyskać w klasie pozycję dyżurnego intelektualisty. Jednak nadal nie czułem się w pełni szczęśliwy, ponieważ wiedziałem, że czegokolwiek bym nie zrobił, przy chadzie będę i tak zawsze jak mrówka przy człowieku, ponieważ kobietę która jest dla mnie wszystkim - on może mieć na skinienie palca. Pod koniec II klasy liceum, niespodziewanie postanowił się ze mną pogodzić chad z liceum katolickiego. Nie wierzyłem mu z początku, ponieważ myślałem że chce mnie wykorzystać. Jednak powodowany ciekawością spotkałem się z nim. W miarę coraz większej ilości spotkać, dawna relacja powoli została odbudowywana. Przełomem był fakt, że chad z liceum katolickiego udowodnił, że chad z gimnazjum oszukuje mnie na kasę. Był to bolesny fakt, ale również taki, który pozwolił mi się ostatecznie od niego i jego środowiska odciąć (przy bliższym poznaniu okazało się, że chad z gimnazjum nawet jak na standardy chadów był głupi, a julka kopnęła go już w dupę, znajdując sobie innego chada). Moje życie towarzyskie się rozwinęło, zacząłem wychodzić na imprezy oraz wyjeżdżać z normikami. Nadal nie zaruchałem, nie całowałem się, ani nie potrzymałem za rękę :) W III klasie liceum sytuacja była mniej-więcej podobna jak pod koniec II klasy, poza tym że dokonałem paru mało ważnych osiągnięć naukowych jak zdobycie tytułu laureata olimpiady historycznej oraz polonistycznej (wraz z indeksem na studia) oraz kompletnie porzuciłem religie Abrahamowe, zastępujące je kultem rasy oraz nauki. Mój trzeci kolega całkowicie zniknął, a ja czuję jakbym cały czas tracił osoby, które są dla mnie ważne. Chad z liceum katolickiego starał się mnie przekonać, że nie jestem bez szans jeżeli chodzi o lochy. Po maturze nawet zastosowałem się do niektórych z jego rad - zapuściłem brodę, przeszedłem na restrykcyjną dietę, kupiłem lepsze ciuchy. Jednak tego, czego straciłem nie da się już odbudować. Nawet jeżeli zarucham, to prawdopodobnie będzie to już dwudziestolatka. Nie dane mi będzie zakosztować prawdziwej miłości i pożądania, jakie może dać tylko nastolatka. Nawet nie wiem, czy będzie mi dane zakosztować tej namiastki jaką mają ludzie w wieku dwudziestu lat. Bo nawet jeżeli uzyskam swój pierwszy związek, w którym locha oczywiście nie będzie mnie szanowała i będzie tęskniła do dynamicznych, pewnych siebie Chadów, którzy bolcowali ją w latach szkoły, kiedy jeszcze była młoda to jest to zależne od paru czynników - czy moja morda jest przeciętna czy brzydka? czy 180 to jeszcze wysoki wzrost czy już niski? Mam wyłącznie rok na odbudowanie straconych 8 lat, a nie wiem czy da się to zrobić. Czuję się bezsilny. Tak genialny umysł zamknięto w tak wadliwym ciele - obdarzonym skłonnością do otyłości, mierzącym zaledwie 180 cm wzrostu oraz na dodatek jeszcze z zespołem Aspergera (który połączony jest z upośledzeniem mięśni głębokich, a co za tym idzie - z antytalentem do sportu, a jak wiadomo sport przyciąga p0lki jak g* muchy). Im dłużej żyję, tym bardziej skłaniam się do wniosku, że tylko jedna kategoria facetów na świecie jest potrzebna - dynamiczni, pewni siebie, męscy faceci, którzy interesują się motoryzacją i piłką nożną (albo jakimś innym sportem), oni rozdziewiczają nastolatki, co daje im satysfakcję z życia. Resztę zaś można byłoby spalić żywcem, taki z nich jest pożytek we współczesnym społeczeństwie. Dla czysto biologicznego przetrwania wystarczy przecież mała ilość facetów. Przykładem niech będzie Paragwaj po wojnie paragwajskiej (toczonej przeciwko koalicji Brazylii, Urugwaju i Argentyny), gdzie większość męskiej populacji zginęła, jednakże pozostali mężczyźni poradzili sobie z zadaniem odbudowy populacji. Już nawet lepiej byłoby się urodzić gejem, wtedy zamiast rozpaczliwego poczucia pustki i tęsknoty, za czymś czego mieć już najprawdopodobniej nie możesz, miałbyś szanse na znalezienie kochającego partnera, który wspierałby cię we wszystkich trudach. Zamiast złości na siebie, byłaby duma z tego z jakiego p****nika wyszedłem. Jednak heteroseksualizm, który jest klątwą dla wszystkich mężczyzn poniżej 8/10 uniemożliwił mi konsumpcję owoców zwycięstwa i skazał mnie na poddańczą rolę, z którą mój umysł nie chce się pogodzić. Dlaczego mam uznawać nad sobą władzę kolesia 190 cm i kwadratowa szczęka, skoro wiem, że większość z nich jest niemal upośledzona umysłowo (a tak jest - jest niewielu przeciętnych intelektualnie chadów, i jeszcze mnie inteligentnych chadów)? Dlaczego mam brać śmieci, które chad uznał za nieadekwatne, i wyrzucił na śmietnik? Kobiety niby dbają o propagację dobrych genów, a same nawet rozmnażając się z chadami propagują mimowolnie złe. I to już nawet nie chodzi o inteligencję samych chadów, ale to że kobietom uchodzą na sucho rzeczy, za które facet byłby skreślony. Podajmy za przykład jedną z "szarych myszek", o których napisałem wcześniej - pomimo lekkiej nadwagi i brzydoty ryja (ten sam chad określił ją mianem "3/10"), pomimo cięcia się i publicznego płakania (za które facet byłby skreślony jako "brzydal" i "#!$%@?") miała już na koncie 3 związki i cholera-wie-ile niezobowiązujących numerków z chadami #rozowepaski, wy naprawdę sądzicie, że wasze słabe geny znikną poprzez krzyżowanie się z chadami? Nie znikną i będą produkować nowych inceli, którymi tak gardzicie. Nawet największy chad, mając dziecko z taką laską jak opisałem powyżej spłodzi co najwyżej normika. Jeżeli normik również miałby dziecko z taką (a może nawet i gorszą laską) to pra
  • 28
  • Odpowiedz
@vargvikernes88: przeczytałem całe; trzymaj się Miras, olej tę karynę ;)

A tak serio, to według mnie przyczyna Twojego #!$%@? to na pierwszy rzut oka narcyzm i przeświadczenie o swojej wyjątkowości, genialnym umyśle, przejawiane już od klas I-III. Wbrew temu co piszesz, czujesz się znacznie lepszy od innych (nie wiedząc czemu), a ludzie takie rzeczy czują. Czytając to mam w głowie obraz Ciebie z klasycznego mema „freethinker, intelectually superior”.

No i podchodź
  • Odpowiedz
@vargvikernes88: zostały Ci trzy opcje: beta bankomat jakiejś ładnej dzieciatej karynki, znajdujesz loszke 2/10 albo znajdujesz sobie twórcze zajęcie zostajesz w nim naprawdę dobry i olewasz karynki a jak się dorobisz z tego zajęcia pieniążków za kilka lat to sama się pojawi jakaś w Twojej skali. A i schudnięcie nie jest takie trudne, możesz spróbować iść do dietetyka po jakąś fajną dietę.
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 3
@vargvikernes88:

Jednak w myśl redpillowskich zasad, postanowiłem udawać, że jej nie wierzę i zwyzywać ją przed całą klasą (gimnazjalni samcy alfa tak robili, więc myślałem, że jeżeli mnie kocha to będzie to okazywać także po tym).


Co?? XD
  • Odpowiedz
@Usvart: Nie. Tak może się wydawać po przeczytaniu tego wpisu, ale to jednak chyba nie to. Bardziej bym powiedział, że to brak wyczucia w sytuacjach społecznych i brak pewnych instynktów dołożył się do mojego #!$%@?, ponieważ to to sprawiło, że byłem obiektem do gnębienia. No i pozostaje jeszcze wygląd, ponieważ kolegów koniec końców udało mi się znaleźć, z różowym gorzej.
  • Odpowiedz