Wpis z mikrobloga

#sen #sny #krzywajazda #mandzurfostrzyka

Ogólnie to bytło tak, że były ok 3 lub 4 miejsca, które śniłem 2/3 razy, w takiej samej kolejności (chronologia miejsc albo czasu, nie pamiętam) , tylko że rzeczy w mniejszym bądź większym stopniu się różniły. Byłem tego świadom i jak w jakiś sposób mi się przypominało o tym to wtedy niektóre osoby stawały się podejrzliwe. Czuję się jakbym był na kwasie i równolegle przeżywał te życia. Obudziłem się z takim rozstrzelonym mózgiem, bo to było tak absurdalne, tak niedorzeczne, że chodzę po domu i śmieję się do siebie jak debil, więc zrobiłem sobie herbatkę. Zastanawia mnie też to, że zapamiętuję mnóstwo szczegółów w snach. Jestem w stanie opisać po wybudzeniu dokładnie twarz, przedmioty, sytuacje, co gdzie stał za każdym razem. Mój mózg mnie coraz bardziej zaskakuje, lubię #!$%@? mimo że robi ze mnie sieczkę xD

Miejsce A:
1. Byłem u kumpla na mieszkaniu i była jakaś popijawa. Wyszedłem na zewnątrz na szlugę, bo czułem się pijany. Jak opuściłem dom to się okazało, że podwórze to jest z jego domu rodzinnego, co wydawało mi się naturalne. Po chwili dołączyła do mnie jakaś laska z winem, ale chyba było mokro, a też ja te wino rozlałem. Cośtam szukaliśmy miejsca, ale wszystko było mokre. Na paletach były jakieś drobne deski czy coś, przesunęliśmy je i usiedliśmy.

2. Za drugim razem, cała sytuacja wyglądała podobnie, tylko już wiedziałem, że ja te wino rozlałem, a ona nie, ona jak taki NPC. Wydawało mi się to dziwne, ale zrobiłem dokładnie to samo, tyle że na początku wspomniałem, że przecież już tu byliśmy i rozlaliśmy wino. Popatrzyła się dziwnie, odpowiedziała, że no jak to, kiedy jesteśmy tu pierwszy raz. Noooooo dooobra

Miejsce B:
1. Byłem u kuzynostwa na chacie wraz z dwiema kuzynkami i ich bratem. Akcja zaczyna się jak stałem u nich w salonie. Spojrzałem na zegarek... środa, 10:28, JESTEM SPÓŹNIONY W ROBOCIE... do której mam 100km! Powiedziałem im, że w sumie to luźno, nie mam urlopów, ale to ogarnę bez przypału (ich to nawet nie obchodziło hcyba xD). Chciałem pójść na szlugę, ale mój ojciec podjechał, a ja z niewyjaśnionego powodu chciałem się kitrać. Po dłuższej chwili, nic się nie stało. Wyglądało tak, jakby czas na zewnątrz domu stanął. Absolutnie nic się nie działo. Przeszliśmy na drugą stronę stołu i w tym momencie jedna wyciąga wafle ryżowe i kładzie je na pringles'y drugiej, młodszej. Młoda się pyta czy mamy gumę i oboje wyciągam ze starszą... mamby i oboje dajemy jej truskawkową.

2. Sytuacja się powtarza do momentu gdy ojciec podjechał (to akurat się nie stało). Wyszedłem na korytarz, a tam półmrok i pomniejszony do rozmiarów ok 1.2m, mój kuzyn, w dresie naciągniętym na bluzę z kapturem (który był na głowie, tak że była sama twarz widoczna), skoczył z barku na obraz, chwilę powisiał, przeskoczył na krzesło na korytarzu, obrócił i uśmiechnął się.

Miejsce C:
1. To jest związane z B. Akurat przechodziłem przez halę i jakiś typ z frezarek, coś mi zaczął tłumaczyć, mówi mi, że jest spoko (nie mam pojęcia o co mu chodziło, trzymał w rękach element, który wyglądał jak maska spawalnicza, ale to nie była ona). Nagle wpada kieras i się #!$%@? na mnie, że znów spóźniony i co to #!$%@? w ogóle ma być. Nagle jestem na końcu hali, frezarki są wyrównane jak ławki szkolne i... nimi są. Po prostu przekształciły się w stoły warsztatowe, jak na lekcjach zawodowych w technikum. Okazało się, że to jest jakaś lekcja i uczniami są dziewczynki 12/13 lat xDD Po chwili wstałem, ze schodów metalowych, perforowanych i się wydarłem do prowadzącej (jakaś strara baba, 60 lat, taka klucha a z mordy trochę jak żaba co zjadła kwaśną gumę... i oksy miała xD), że w dupie mam ten zakład. Nagle na zapleczu kierownik krzyknął "no i #!$%@?, zaczęło się", ale nikt nie wyszedł, tylko ten babsztyl z niedowierzaniem wymieszanym z zaskoczeniem i przestraszeniem spojrzał się na mnie. W tym momencie zachowałem się o 180st inaczej, aniżeli przed chwilą. Podszedłem do ostatniej ławki, stanąłem dumnie, ręce splotłem za plecami i przeprosiłem, że zachowałem się, jak kolega z pracy, który jakiś czas temu przestał pracować. Patrzę na tę babę, a ona nic a nic, nie zmieniła wyrazu twarzy, dalej rozdziawione usta, oczy jakby zdała sobie sprawę, że nie zdążyła na dwójkę, kwaśny grymas na twarzy. Pomyślałem sobie, że cała sytuacja jest z czapy a wszyscy zachowują się jakby było normalnie i w tym momencie ona, po prostu lekko drgnęła... nic więcej.
Ciszę i moją bitwę na wzrok z babą przerwała jakaś dziewczynka, która podeszła do nauczycielki, gdy tamta coś pieprzyła, że ona pracuje tu tyle a tyle lat (reszty nie słyszałem), stanęła obok niej i zaczęła starej bić brawo. Reszta tego sfeminizowanego pseudo technikum dołączyła się, a po jakimś czasie, sytuacja się odwróciła i babsztyl im bił. WTF?!
Totalnie już nie pojmując nic, usiadłem przy okrągłym, małym stoliku obok. Spojrzałem na blat i widziałem 2 wycięte serduszka, a wiedziałem, że były 3. Połączyłem fakt, że dziewczynka, która podeszła do starej, to zanim to zrobiła, właśnie wzięła brakujące serduszko.

2. Za drugim razem, jak się pojawiłem na zakładzie, to okazało się że bez spodni. Przyszedł kieras, coś pośmieszkował, poszedł dalej, a ja znalazłem moją zgubę, grzecznie złożoną obok tokarki. Ubrałem i poszedłem dalej, jak gdyby nigdy nic.

Tak teraz patrzę, to Kieras się wkurzył, bo zabalowałem u znajomego na imprezie, a się spóźniłem, bo obudziłem się 100km od roboty. Ma sens xD
  • 2