Wpis z mikrobloga

Raz w tygodniu Paweł przyjeżdżał z Warszawy, odbierałam go ze stacji PKP Ciechanów, bo to właśnie w Ciechanowie uczęszczałam do liceum, i to właśnie lekcje w liceum opuszczałam, by chadzać z moim amantem nad rzekę Łydynię, a następnie oddawać się zajęciom o wiele przyjemniejszym niż pisanie kartkówek z fizyki.
Nie wiem, o czym w tym momencie pomyśleliście, ale ja miałam na myśli rozmowy o rybkach.
Poznaliśmy się przez internet, na portalu akwarystycznym. Był to czas, w którym fascynowały mnie trzy rzeczy: książki o miłości, skandynawski black metal i rybki akwariowe. Dokładniej rzecz biorąc - pyszczaki. Pyszczaki to takie rybki, które inkubują ikrę w pyszczkach. W pyszczkach trzymają również narybek. Niedoświadczeni rodzice często przypadkowo połykają swoje dzieci. Bywa, że się nimi krztuszą.
Pyszczaki to naprawdę fascynujące rybki.
Najczęściej akwaryści hodują pyszczaki z jezior Malawi albo Tanganika. Ja wybrałam to pierwsze - w 2006 roku miałam dziesięć zbiorników biotopowych. Słowem, dostałam szmergla na punkcie pyszczaków. Pisywałam nawet do magazynu „Nasze Akwarium”, podszywając się pod czterdziestoletniego, samotnego eks-alkoholika, który w ramach autoterapii poświęcił się rybkom.
Jeździłam do Łodzi na giełdę zoologiczną, by kupować egzemplarze z przemytu. Raz, pamiętam, pewien Chińczyk sprowadził mi harem (samca i trzy samice) bardzo rzadkiego gatunku pyszczaków. Na cztery rybki wydałam chomikowane przez rok kieszonkowe, za które miałam kupować pączki i soczki w szkolnym sklepiku.
Przez rok nie zjadłam ani jednego pączka. A mogłam zjeść sto osiemdziesiąt.
Chciałam rozmnażać moje pyszczaki, sprzedawać młode, i pławić się w luksusach - niestety, samice nie interesowały się samcem. Interesowały się sobą. Jedna złożyła ikrę, a druga usiłowała tę ikrę zapłodnić. Jak się pewnie domyślacie, to nie mogło się udać. Moje rybki jednak, niezrażone niepowodzeniem, dalej brnęły w lesbijską iluzję macierzyństwa. A więc, jedna z samic wypchała sobie buzię niezapłodnioną ikrą, a druga, jak na samca przystało, straciła zainteresowanie partnerką.
Minęło kilka dni. Samica inkubująca odkryła, że ikra w jej pyszczku pleśnieje. Zmieniła kolor. Przestała jeść. Zdechła.
Wkrótce zdechła również jej partnerka.
Zrozumiałam wtedy, że lesbijska miłość to same problemy.
Po tym epizodzie zaczęłam pisać na forach internetowych. Poznałam wielu akwarystów, którzy z dobroci serca wysyłali mi skany anglojęzycznych publikacji ichtiologicznych, dzięki czemu wkrótce zostałam ekspertką w rozmnażaniu nielegalnych gatunków, i w końcu zarobiłam na nowoczesny komputer do gier.
Jednym z tych uprzejmych akwarystów był właśnie Paweł. Pewnego wieczoru opowiedziałam mu historię o rybkach lesbijkach. On zaś opowiedział mi o problemach, jakie sprawiły mu sumy.
Poruszyła mnie opowieść Pawła, i zaproponowałam mu spotkanie. W owym czasie wydawało mi się, że wspólne zainteresowania są podstawą miłości.

#nunkunpisze
  • 29
Pyszczaki to takie rybki, które inkubują ikrę w pyszczkach. W pyszczkach trzymają również narybek. Niedoświadczeni rodzice często przypadkowo połykają swoje dzieci. Bywa, że się nimi krztuszą.

Pyszczaki to naprawdę fascynujące rybki.


@nunkun: To brzmiało jak wstęp do Pana Pawła, nauczyciela połyku.