Wpis z mikrobloga

"Reminiscencja osmańskiego zagrożenia" - polecam lekturę całości, poniżej wybrane fragmenty:

Coraz częściej zastanawiamy się nad celami obecnej polityki tureckiej. Recep Erdogan wywołuje konflikty na wszystkich frontach, stara się demonstracyjnie okazywać niezależność od wszystkich podmiotów zewnętrznych, rozgrywa własne partie w różnych regionach dawnego Imperium Osmańskiego, rzuca wyzwania wszystkim obecnym na tym obszarze graczom.

Ekspansywna polityka Turcji w basenie Morza Śródziemnego ma co najmniej kilka przyczyn. Jej intensyfikacja i przybranie przez nią najbardziej agresywnych od wielu lat form związane są z powstaniem po tzw. arabskiej wiośnie całych obszarów wyjętych spod kontroli państwowej, pasów ziemi niczyjej kontrolowanych przez lokalne bojówki i niepodlegających de facto żadnej zewnętrznej jurysdykcji. Ambicje tureckie na Bliskim Wschodnie znane są od dawna, jednak w epoce Erdogana uległy one radykalnemu rozszerzeniu, w tym na kraje afrykańskie. Bolesna strata spowodowana odsunięciem od władzy ekipy sudańskiego prezydenta Omara al-Baszira przyspieszyła tylko decyzję o zwiększeniu zaangażowania w konflikt libijski, a nawet oficjalnym udziale w nim jako strona. Po wspomnianej utracie wpływów w Sudanie, Ankara została bowiem niemal z niczym. Na południowym brzegu Morza Śródziemnego przetrwały relatywnie silne struktury państwowe, przede wszystkim w postaci Egiptu i Algierii.

Geopolityczne znaczenie BM polegało przede wszystkim na jego wykorzystywaniu przez graczy zewnętrznych dążących do osłabienia narodowych i suwerenistycznych tendencji w krajach arabskich. W okresie zimnej wojny stało się ono instrumentem w rękach Brytyjczyków i Amerykanów. Po roku 1970 w Egipcie uzyskało ono wsparcie wysoko postawionego urzędnika brytyjskiego resortu spraw zagranicznych Jamesa Craiga, który wraz z ówczesnym ambasadorem Zjednoczonego Królestwa w Kairze Richardem Beaumontem lobbował na jego rzecz, uznając je za skuteczną przeciwwagę wobec sprzyjających Związkowi Radzieckiemu lewicowych ruchów narodowowyzwoleńczych w rodzaju egipskiego naseryzmu.

Francuski politolog i publicysta dr Alexandre del Valle, znany jako propagator poglądu o instrumentalnym wykorzystywaniu islamu przez Stany Zjednoczone przeciwko Europie, zauważył, że „obok Kataru to Turcja jest krajem, który najbardziej przyczynił się do zniszczenia Syrii czterema działaniami: sponsorując przestępczą strukturę Bractwa Muzułmańskiego, które próbowało przejąć władzę w Syrii; przekazując broń różnym ugrupowaniom islamistycznym; interweniując bezpośrednio i zbrojnie w konflikt syryjski; i organizując ze swego terytorium przerzut tysięcy zagranicznych dżihadystów do Syrii”.


#syria #turcja #libia #geopolityka #bliskiwschod
źródło: mysl-polska.pl
  • 12
@Martwiak: Turcy w ,,przedsionku do Unii'' czekają nie owe ,,dwie minuty'', ale 30 już lat. Tu nie chodzi Erdogana .Cały naród czuje się upokorzony.Nie należało czynić Im nadzieji i podtrzymywać złudzenia. To dumny naród.
@resumer: @ediz4: moim zdaniem wasze rozważania pomijają kwestie cywilizacyjne.

W zależności od cywilizacji nie dość, że inaczej można rozumieć kwestię praw człowieka, to podobnie inaczej wygląda postrzeganie pojęcia prawda.
@ediz4: UE z 2004 roku to coś zupełnie innego niż UE po traktacie lizbońskim.

Nie ma też precyzyjnych definicji państwa prawa czy praw człowieka. Co więcej nie ma nawet definicji człowieka...

Ten proces, który opisujesz był próbą podporządkowania Turcji za pomocą "władzy biurokratów", którzy będą sobie dowolnie interpretować rzeczywistość.
@babisuk
Nie taki fatalny. Mało jest tak dumnych, pełnych patriotów narodów jak Turcy. Mi się kojarzy, że Łotysze mogą nie być specjalnie dumni, ale może to moje uprzedzenia... :D