Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
To pewnie będzie długi wpis, ale mam potrzebę podzielenia się.

Wychowywałam się w rodzinie z ojcem alkoholikiem. Pił od zawsze, już jak mama była w ciąży, to #!$%@? ganiał ją z siekierą po wiosce, bo coś mu odwaliło po ciągu alkoholowym. Nie był on jednak alkusem-patusem, swego czasu miał bardzo duży majątek, przeprowadził się z mamą do miasta, był prezesem dużej firmy, był szanowany i otoczony wianuszkiem przyjaciół. Biznesy upadły jednak po jakimś czasie, a on jak był, tak pozostał alkoholikiem, tylko zamienił metaxę na jakąś tanią wódę. Równią pochyłą upadł na dno, nie pracował przez SIEDEM (!!) lat. Żyliśmy na pensji mojej mamy, która jest pracownikiem socjalnym. Nie było kokosów.
W domu odpieprzały się dantejskie sceny, ulubiona zagrywką taty było straszenie, że idzie się powiesić. Brał ucięty od żelazka sznur i wychodził z domu, a ja jako mała dziewczynka, kilkuletnia, zimą czy latem, wybiegałam za nim zapłakana, żeby wracał do domu. A on szedł dalej. Oczywiście do monopolowego i z powrotem. Były krzyki, awantury, wyzwiska, życie w ciągłym stresie. Stres jest najgorszy. Gdy dziecko ma stres w szkole, na podwórku i wśród znajomych, a nie odnajduje spokoju i wsparcia nawet w domu, czuje się tak, jakby siedziało na bombie zegarowej. Jest kłębkiem nerwów, a nikt nawet tego nie widzi, bo ono się nie skarży.
Wszystkie te sytuacje spowodowały, że odczłowieczyłam sobie tatę. Albo inaczej - uważałam, że miałam dwóch. Jeden pijany, którego nie traktowałam jak człowieka i z całą tą złością, która nazbierała się we mnie przez całe życie, cieszyłam się z każdego jego potknięcia, gdy jęczał z bólu nad kiblem, bo już nie miał czym rzygać. Nie dlatego, że jestem bestią, a dlatego, że myślałam, że moze coś do niego dotrze i dlatego, że go nienawidziłam. Drugim tatą był ten trzeźwy tata, bardzo zresztą fajny i niegłupi facet z fajnym poczuciem humoru, polubilibyście go.
Musiało minąć trochę czasu, musiałam stać się dorosła i świadoma, nim zdałam sobie sprawę z tego, że to przecież jeden i ten sam tata, a jego chlanie wcale nie musi być przyczyną, a skutkiem pewnych rzeczy. Nie chcę zabrzmieć źle - wiem, że są różne rodziny i różni alkoholicy, niektórzy są niereformowalni i niezdatni do resocjalizacji, ale ja o swojego tatę postanowiłam zawalczyć. Przestałam jak reszta rodziny osaczać go i obarczać za całe zło świata, bo pije. "Nie masz pieniędzy, bo pijesz. Nie odnosisz sukcesów, bo pijesz. Żona Cię nie szanuje, bo pijesz. Dzieci się od Ciebie odwracają, bo pijesz. Jesteś śmieciem, jesteś nikim, zwykłym pijakiem". Albo najlepsze: "przestań pić". Dla mnie to jest na tym samym poziomie pomoc, co "idź pobiegać" skierowane do osoby z depresją. Alkoholizm to choroba, często zresztą idąca wesoło pod rękę z depresją. I jak się okazało, tata ją też miał. Po poważnej, emocjonalnej i pełnej łez rozmowie z ojcem, w której obiecałam mu pomoc emocjonalną, finansową i jaką tylko chce, zapukałam do drzwi dziesiątek specjalistów i lekarzy, tata zaczął przyjmować leki. Alkohol rzucił z dnia na dzień, bo nie potrafił inaczej. Początki były bardzo trudne, na początku tej drogi, płakałam razem z tatą, gdy nie było mnie obok, bo byłam już w trakcie studiów, dzwoniłam codziennie i dawałam mu wsparcie, chociaż nie było wcale łatwo, miewał dołki psychiczne, fizyczne objawy odstawienia, miał dość, chciał się poddać. Małe niepowodzenia eskalował do ogromnych problemów, bo nie czuł stabilnego gruntu pod nogami. Świętowaliśmy małe sukcesy, jak pierwszy miesiąc bez alkoholu. Drugi, trzeci. Stawialiśmy małe kroki. Razem.

Piszę to wszystko, bo mija 48 miesiąc bez alkoholu i muszę wam Mirki powiedzieć, nigdy nie miałam spokojniejszego życia. Moja rodzina jest pogodzona i szczęśliwa. Tata zdobył pracę parę miesięcy po rozpoczęciu walki, dziś jest już po awansach. Nie jest to co prawda wyższy stołek, ale zarabia przyzwoicie na tyle, by móc rozpuścić czasami mamę i młodsze rodzeństwo, czego nie robił nigdy, gdy ja byłam w ich wieku. Po rozmowach z tatą wiem, że jest mi wdzięczny, a ja z kolei jestem bardzo z siebie dumna, że chociaż jedna z wielu przykrych historii o rodzinie trawionej przez alkoholizm ojca, kończy się... dobrze. Nie jest idealnie, ale jest dobrze.
Tata jeszcze nie wie, ale właśnie do niego jadę, żeby zjeść z nim i z mamą wspólny obiad, a później pójdziemy na kompocik, bo przecież nie na drinka ( ͡° ͜ʖ ͡°). Przez pandemię nie widziałam ich od grudnia, to będzie dobry dzień.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #5ece7511b940832ef250ec8b
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Precypitat
Roczny koszt utrzymania Anonimowych Mirko Wyznań wynosi 235zł. Wesprzyj projekt
  • 30
  • Odpowiedz
BliskiPiwniczak: Podobnie było u mnie, może mój ojciec nie miał takich zagrywek jak u ciebie, ale i tak była mocna patola i spraszanie do domu różnych pijaków :c przestał pić po zawale, byłam już wtedy dorosła. Teraz tylko od czasu do czasu piwkuje, ale rzadko w sumie. Też jest fajnym ojcem i zawsze był gdy nie pił. Szkoda tylko, że tak późno przestał, bo dużo czasu jako rodzina na tym straciliśmy.
  • Odpowiedz
DestrukcyjnyZiomek: Fajnie,fajnie,ale wielu może zinterpretować twoje ogromne wysiłki i poświęcenia jako objaw współuzależnienia. Tak tu radzą na wykopie, zostaw alkoholika na pastwę losu, pozwól mu być bezdomnym. Jakoś średnio widzę szanse bezdomnego na wyleczenie, spotka sobie podobnych, pracy nie znajdzie itp.

Zaakceptował: LeVentLeCri
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: Wykonałaś kawał roboty. Podziwiam Cię jako człowieka. Sam miałem problem z alkoholem, nie mam jeszcze dzieci, jestem około 30tki. Mi niestety nikt z rodziny nie pomógł, tylko same przytyki i puste frazesy typu "nie pij". Całe szczęście Bóg mi pomógł, gdyby nie postawił jednej osoby na mojej drodze, choć nie jestem religijny i nie chodzę do kościoła. Chyba bardzo ważne jest by choć jedna osoba nie przekreśliła człowieka gdy już
  • Odpowiedz
Troche łza pociekła może kiedyś poznam taką osobę jak Ty bo na razie to popełniam wysokoprocentowe samobójstwo za słaby by żyć za silny by umrzeć zawieź ojcu kompociku z rabarbaru albo wody z miętą i miodem bo gościa doskonalę rozumiem
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 8
@AnonimoweMirkoWyznania:

Tak tu radzą na wykopie, zostaw alkoholika na pastwę losu, pozwól mu być bezdomnym


Gorzej, kiedy taka osoba nie chce dać sobie pomóc. Kiedy próbujesz przemówić różnymi sposobami, a ta osoba albo się cały czas wypiera, ucina każdą próbę porozmawiania o problemie, albo, co gorsza, reaguje agresją. Nigdy nie wiesz, ile prób podjęła bliska alkoholikowi osoba i ile sama wylała przez to łez, zanim postanowiła odejść. Co też na pewno
  • Odpowiedz