Wpis z mikrobloga

520 411 + 111 + 96 + 121 + 146 + 146 + 117 + 197 = 521 345

Na starość przychodzą człowiekowi dziwne pomysły, a że mi #woodstock odwołali w tym roku to wsiadłem na rower i pojechałem z bratem i ziomkiem nad morze:) Trasa Kraków - Gdynia, głównie wzdłuż Wisły, małym epilogiem Władysławowo - Jastrzębia Góra. W sumie to bez jakiegoś większego przygotowania poza tym że zrobiłem w tym roku już 3k na tym że śmigam codziennie 40 km do roboty.

W skrócie dni:

1. Kraków - Nowy Korczyn 111km (Niedziela) trochę nieświeży(dzień wcześniej mini wesele innego brata), ale tą trasę jechałem x-razy więc szybko mi zleciało(mimo że trochę wiało w gębę), wieczorem grill i parę piwek na wyrównanie ph
2. Nowy Korczyn - Sandomierz 96km (Pon) fajna traska, płasko, w większości asfalty, gorąco i komary które atakowały na każdym stopie mimo upału, no i ostatnie 5 km jakimiś dziwnymi trasami wymęczyło mnie bardziej niż wcześniejsze 90, ale byliśmy wcześniej to można było na spokojnie pozwiedzać, zjeść coś konkretnego i a jakże wypić jakieś piwko
3. Sandomierz - Puławy - 121km (Wt) rano trochę pochmurno, trasa spoko(sporo bezdroży), no i tu się już przekonałem konkretnie jaka jest różnica w podjazdach z dodatkowymi kilogramami na tylnym kole(sakwy miałem wypchane do granic możliwości), przed Kazimierzem Dolnym brat złapał pierwszego kapcia(w życiu się tak nie umordowałem na zmianie dętki, nowy rower i opona była jak przyklejona do obręczy że w trójkę ją odrywaliśmy), a potem obiad w Kazimierzu po którym mi się coś ciężko jechało, ale dotarliśmy na nocleg w agroturystyce za Puławami, a tam przywitały nas przemiłe Panie zimniutkim piwem z beczki i pierogami:)
4. Puławy - Warszawa - 146km (Śr) dzień kryzysowy, od startu jakaś niemoc mnie ogarnęła, do tego brak płynności bo na bieżąco modyfikowaliśmy trasę, potem doszła jeszcze walka z piachem w lasach, a jakby było mało to jeszcze złapałem kapcia za Warką i jeszcze sobie za słabo napompowałem tylne koło i jechało mi się jakbym ciągnął wóz z węglem. Na szczęście brat miał lepszą pompkę i udało się dobić powietrza do przyzwoitego poziomu i jakoś odzyskałem siły i dotoczyłem się do stolicy, gdzie czekała nas nowa rodzina(bratowa z siostrą + ciocia), później chińczyk popity piwkiem i szybkie spanie
5. Warszawa - Dobrzyń nad Wisłą 146km (Czw) rano wypasione śniadanie u cioci, potem lajtowo do Leszna gdzie dołączył do mnie i brata ziomek(rozdzieliliśmy się w W-wie bo miał w innym miejscu noclegu), potem bardzo relaksującym tempem przez Kampinos, wzdłuż Wisły do Płocka(południowa strona sporo szutrów), a tam wszedł placek po zbójnicku i dokręcenie 30 km do noclegu. Nie miejscu dostaliśmy talerz ciasta + pyszne mielone w chlebie, no a potem burzliwa narada nad modyfikacją następnego etapu zakończona opcją - skracamy żeby więcej skorzystać z plaży i jeziora
6. Dobrzyń nad Wisłą - Grudziądz(Jezioro Rudnickie) 117km (pt) rano szybki start, śniadanie dopiero w Lipnie, potem super trasa góra-dół równiutkim asfaltem, na koniec zjazd do jeziora i reszta dnia chillout zakończony tym że trafiłem na ognisko urodzinowe i niektórzy stracili we mnie że będę się w stanie rano podnieść:)
7. Grudziądz - Gdynia + Władysławowo - Jastrzębia Góra 197km (sob) o dziwo wstałem w dobrej formie, pierwsza cześć trasy do Malborka z postojem na śniadanie w Kwidzynie, potem miejscami strasznie dziurawy asfalt a że tyłek dostał już swoje przez te kilka dni to trochę bolało, z Malborka na Ujście Wisły(brat z kumplem przedarli się jakimiś chaszczami z rowerami na sam koniec, ja sobie w połowie odpuściłem:)), potem prom i super autostradą rowerową do Gdańska(jedynie dzikie tłumy w centrum trochę nam przejazd utrudniły, potem wzdłuż plaży, postój na molo, świętowanie i pożegnanie z kumplem i kilkanaście km do dworca w Gdyni na pociąg, a potem już po zmroku do celu:)

Także podsumowując otworzyłem niektórym niedowiarkom oczy(cześć ziomków z pracy już składała się na wieniec, reszta twierdziła że bez przyczepki z piwem dalej niż do Sandomierza nie dojadę:), w sumie z wniosków na przyszłość to od początku jakieś większe żarcie zostawiłbym na koniec dnia, bo ciężko się jedzie zaraz po obiedzie, a w ostatnich dniach krótkie ale częstsze przerwy były najlepsze, noclegi w agroturystyce + własne zasoby to była świetna sprawa(odpadła plaga komarów + taszczenie dodatkowego sprzętu), ogólnie wyjazd super, nogi po tygodniu dalej świeże, zmęczenia większego nie stwierdziłem, jedyne problemy to te z odciśniętym siodełkiem na tyłku i jak zdejmę okulary to wyglądam jak spawacz po tygodniowym maratonie spawania:)

#rowerowyrownik #rower
Scyzorro83 - 520 411 + 111 + 96 + 121 + 146 + 146 + 117 + 197 = 521 345


Na staro...

źródło: comment_1595779734BNo7Hj6RlznpNXye8A6CGP.jpg

Pobierz
  • 9
@AbaddonLincoln: Jechaliśmy zestawem gravel + kross(mój) + odchudzony góral to tempo rekreacyjne( ͡° ͜ʖ ͡°), a W-wa to końcówka na zmęczeniu i początek rano była to już nie kombinowaliśmy, na szczęście miejscówa na spanie była dobra bo blisko Okęcia także wlot od Piaseczna i wylot na Leszno poszedł gładko( ͡° ͜ʖ ͡°) No ale jak widzę ostatni wpis to moje 930+ w 7