Wpis z mikrobloga

521 435 + 1019 = 522 454

Przed wyruszeniem w drogę należy nabrać pokory.

Już od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie żeby zrobić na rowerze tysiąc kilometrów. Na raz.
Pomysłów na trasę było kilka, terminów też, sił za to nie było. Aż do teraz.

Przed wyruszeniem w drogę postuję na #rowerowyrownik i na #rower czy komuś by się nie chciało pojechać choćby kawałek. Info ląduje też na Stravie. Zbieram chętnych… I sprawdzam pogodę. Dramatu niby nie ma. Dopiero później się okaże że pogoda będzie chciała ze mnie zrobić truchło...

23 lipca, czwartek, 5:20 wstaję. Zaraz po moim powstaniu z ciepłego i wygodnego łóżka dostaję wiadomość od @metaxy. Wstawaj – pisze. Zanim mija mi 50km dostaję wiadomości od znajomych i kilku osób, również na Instagramie i Wykopie. Trzymają kciuki:) I jest to cholernie miłe uczucie. Kiedy często obcy ludzie piszą ci że jak będzie jakiś problem w trasie, to mam pisać (i wysyłają numer telefonu do siebie:)) @porywacz_zwlok zapewnia w Wielkopolsce pomoc w razie potrzeby :)

Początkowy etap mija całkiem przyjemnie. Może poza stukaniem „czegoś” w tylnym kole (chyba luźna szprycha) ale niepomny na lekkie niedogodności jadę przed siebie. W związku z tym że wstaję nico później niż planowałem (mamo, jeszcze 5 minut) śniadanie zjadam dopiero na Orlenie w Herbach. Do tego momentu ratuję się batonikiem.

Później następuje deszcz. Pada przez ok 10km ale szkoda mi marnować czasu na przeczekiwanie na jakichś przystankach… Których i tak nie ma, Jadę więc w tym w rześkim jesiennym deszczyku, targany wiatrem w ryj, który będzie przeszkadzał do samego wieczora. Jest 18 stopni, odczuwalna znacznie mniejsza, ale jakoś idzie. Po deszczu robi się jakoś przyjemniej więc lecę sobie zgodnie z planem w kierunku Kalisza z którego ma po mnie wyjechać @Tomahawk. Zakładam że pojedzie moim śladem. Źle założyłem. Uznaje on bowiem że jazda naprzeciw po śladzie jest passe i jedzie po swojemu. Kiedy udaje się nam skomunikować okazuje się że @Tomahawk jest w Czajkowie ja zaś w Grabowie nad Prosną… A mięliśmy się spotkać w Kraszewicach. Typowe :) Wracam się kilka km i od tego momentu jedziemy już we dwóch. Adam nie prowadzi mnie po mojej trasie za to pokazuje kawałek miasta i obrzeży, bardzo urokliwych. I BARDZO pobocznych. W stosunku do całości jestem jakieś 40 kilometrów na plus… Będzie można później skracać jakby co ;) W Kaliszu (bardzo ładne miasto) robimy przerwę w Maku, gadamy o pierdołach i jedziemy dalej, W Tursku @Tomahawk życzy mi powodzenia w dalszej trasie i wraca do siebie. Żegnamy się, szczerze dziękuję za towarzystwo i jadę dalej. W noc. Zimną noc. Będąc jeszcze w Koszalińskim McDonaldzie zakładam pod koszulkę longsleeva termo. Do 22:00 jedzie mi się całkiem przyjemnie. Później temperatura zaczyna spadać drastycznie. Na Orlenie w Pyzdrach zakładam nogawki i ubieram pierwszego ultralighta (bluzę już dawno mam na sobie). Przed Wrześnią zrównuje się ze mną radiowóz. Jest środek nocy, ZEROWY ruch na drodze a panowie uprzejmie pytają czemu nie jadę po DDR… Nie będę dyskutował z nimi w środku nocy, zjeżdżam na ten ich niby DDR (nie widziałem żeby tam jakieś znaki były ale cóż, niech będzie że ten trakt z polbruku to DDR). Jadę tym czymś jakiś czas. Później kiedy przeskakuje w CPR poprzecinany wjazdami na posesję olewam i jadę drogą. Nie mija mnie żaden samochód. Ja za to mijam jakiegoś bobra na zjeździe (omal w niego nie walnąłem) który postanawia swoje bobrze sprawy załatwiać po nocy na środku drogi. Klnę niecnie i jadę dalej bo co mogę zrobić.

Temperatura spada do 6 stopni. W lipcu. Ubieram na siebie wszystko co dam radę i jadę przed siebie. Organizm bardzo szybko traci temperaturę i zaczyna zużywać bardzo dużo energii na ogrzanie się. Energii której potrzebuję do kręcenia korbą. Idziemy na kompromis. Jadę trochę wolniej ale nie dzwonię zębami. Co nie zmienia faktu że jest mi tak zimno że ledwie jadę. Dobrze że już nie wieje tak jak za dnia…
W nocy robię przerwę na herbatę na Orlenie, smaruję się maścią rozgrzewającą, krtóra nic nie daje i jadę dalej w ten ziąb… Po wschodzie słońca dojeżdżam do kolejnego Orlenu… Który z jakiegoś powodu jest zamknięty. Przemarznięty do szpiku, zmęczony ponad miarę siadam na chodniku i zerkam na telefon… Gdzie by tu zwiać na pociąg i pojechać do domu. Najbliżej mam Bydgoszcz który i tak jest cholernie daleko. Postanawiam zrobić sobie drzemkę. Ustawiam budzik żeby obudził mnie za 20 minut i odpływam… Co jest najlepsze? Z Rafałem i Pauliną jestem w ciągłym kontakcie. Mimo że Rafał jedzie tysiąc po swojemu a Paulina pracuje, cały czasu czuję że ktoś tam jest i czuwa. Momentami mam wrażenie że za chwilę wylecą gdzieś zza zakrętu i dadzą posiedzieć na kole :)

… Trochę mi to pomaga. Wsiadam szybko na rower i kontynuuję jazdę. W międzyczasie opiernicza mnie Paulina. Myśleniem mam się zająć w pracy, teraz mam kręcić (to tak a propos moich rozmyślań o porzuceniu planu). @ZgnilaZielonka też mnie motywuje więc jadę.

Temperatura się podnosi, wiatr póki co się uspokoił, zaczyna się jechać całkiem przyjemnie. Po drodze, za Bornym Sulinowem, obok jeziora Komorze robię kolejną 20min drzemkę. Jadę dalej… Po południu witają mnie pierwsze chmury z których zaczyna kropić . Wiatr też się wzmaga. Zaczynam zwiedzać pierwsze pomorskie ujeby. Plus jest taki że kiedy pada to mam równy, gładki asfalt. Kiedy zaś przestaje padać… Trafia się i leśna ścieżka i szuter. A kiedy już jest asfalt to z takimi dziurami i tak nierówny że na MTB byłoby wesoło… Pogoda ewidentnie chce mi przeszkodzić. Kropi od 640km a pada od 680 do Słupska, gdzie na chwilę przestaje. Akurat żebym na sucho przejechał przez miasto w którym „ścieżki rowerowe” tworzył ktoś o inteligencji pawiana (nie obrażając przy tym Bogu ducha winnych pawianów). Skacze toto z jednej strony drogi na drugą, oznakowanie tego ktoś miał ewidentnie w dupie, przygotowanie asfaltu (marzenia!) kostki czy nawet płyt to jakaś katastrofa na której można rozwalić rower. Warszawo, nie jesteś najgorszym miastem po którym miałem przyjemność jechać na rowerze.

Jakoś udaje mi się te „DDRy” przejechać i lecę na Ustkę. Ale żeby nie było za łatwo, znów zaczęło padać. @ZgnilaZielonka pisze że w Koszalinie już przestało więc jadę pełen nadziei:) Nadzieja jakby pryska im bliżej Darłowa. Za sprawą wiatru. Mówiłem że pogoda mnie nie lubi? To powiem tak: wieje w ryj tak bardzo że zatrzymuje w miejscu.

Bez zbędnych pauz przejeżdżam prze Ustkę i kieruję się w kierunku Sławna, później Darłowa i dalej, na Mielno. Kawałek przed miastem ktoś mnie woła po imieniu. Nie zauważyłem a to Zielonka czeka na poboczu. Zawijam się, minutka na gadkę szmatkę, wymianę ogniw w lampce i zapoznanie się (bośmy się nie znali wcześniej) i jedziemy dalej we dwoje. W związku z tym ze jest ciemno i późno to widoków ujrzeć nie sposób. Jestem pełen podziwu że mirabelce w ogóle się chciało wyjeżdżać po mnie. Spotykamy się wszak po północy. Lecimy na Kołobrzeg. Zielonka pokazuje że po lewej jest Bałtyk, po prawej jakieś lotnisko, pokazuje bardzo ładny most oddzielający bagna od morza… Gdyby tak był dzień… :D Po tej krajoznawczej i krajobrazowej wycieczce podczas której wicher chce nam strącić głowy z ramion (rozstajemy się w Kołobrzegu, Zielonka wraca do siebie zrobić sobie setkę) jadę sam pośród drzew i nocy.

Mój mózg śpi. Ja nie. Co to oznacza? W moim przypadku przewidzenia. Omamy. Słuchowe też. O czym uświadamia mnie Rafał. Każde się zdrzemnąć i zresetować. Zatrzymuję się na ławce w jakimś miasteczku, ale że to imprezownia to… Nie ma spokoju. Nie będę ryzykował spotkania z jakimiś wesołymi lokalsami po kilkudziesięciu głębszych. 10 minut odpoczynku musi wystarczyć.
Już w Łazach było wesoło kiedy krzaki coraz bardziej zaczynały przypominać ludzi, teraz zaczyna się cyrk. Godzinę po tym jak Magda pojechała do siebie zaczynam się faktycznie bać tego co widzę. W moim kierunku obracają się drzewa, słyszę jakiś głos obok i nie wiem czy przywiał go niesłabnący wiatr czy to ktoś bliżej mówi… Znaki drogowe patrzą na mnie, a gałęzie drzew próbują złapać. Co chwilę coś przemyka obok. Głupi cień na ogrodzeniu wygląda jak starzec z laską który ewidentnie wskazuje tym drągiem na mnie o chyba coś mówi. Nie jest wesoło kiedy 200 metrów przed sobą widzisz drzewo które obraca „głowę” w twoim kierunku. Wiesz że to bujda, że takich rzeczy nie ma. Ale Twój mózg nie. Zimny pot strachu oblewa Ci plecy. Coś mruga z tyłu. Osobówka więc zjeżdżam. Patrzę w lusterko, obracam się do tyłu, droga pusta...W takich oto wesołych okolicznościach mojego mózgu, z niesłabnącym wiatrem jadę ku słońcu. Kiedy świta zaczyna być lepiej. Dużo. Już ciągle po wybrzeżu, w porywach słabnącego wiatru dojeżdżam do Międzyzdrojów. Udaje mi się ogarnąć w WC, kupić trochę jedzenia, posiedzieć na plaży. Zmierzam na dworzec. Pociąg po 14:00… Do Katowic, później na rowerze do domu…

Staty:
Km: 1019,99
Kalorie: 17854
Czas netto: 39:13:43
Czas brutto: 48:56:34
Temp min: 6 stopni, max 30 stopni

Życiówka

#rowerowyrownik #rower #szosa #100km #200km #300km #400km #500km #600km #700km #800km #900km #1000km
MordimerMadderdin - 521 435 + 1019 = 522 454

Przed wyruszeniem w drogę należy nabr...

źródło: comment_1595783086YKs3b5IlDTxB9Nrz1CO15c.jpg

Pobierz
  • 41
@MordimerMadderdin: gratki! Ja swoją relację wrzucę jutro. Miałem dziś, ale coś tam jeszcze muszę poprawić, a teraz praca.

Mój mózg śpi. Ja nie. Co to oznacza? W moim przypadku przewidzenia. Omamy. Słuchowe też. O czym uświadamia mnie Rafał. Każde się zdrzemnąć i zresetować.


@MordimerMadderdin: nie ma z tym żartów. Omamy z niewyspania są wręcz nierzeczywiste. I o tyle dziwne, że cały czas masz świadomość, że to nie jest prawda, po
Przed Wrześnią zrównuje się ze mną radiowóz. Jest środek nocy, ZEROWY ruch na drodze a panowie uprzejmie pytają czemu nie jadę po DDR…


@MordimerMadderdin: No ja bym chyba w pierwszej kolejności się zapytał, czy panowie są poważni, a następnie zadzwonił do dyżurnego, że policjanci sobie gulneli po setce na przeczekanie nocnej służby xD