Wpis z mikrobloga

Tak sobie czytam tag #patologiepolskiegobudownictwa a że również pracowałem na budowie to i też coś do napisania się znajdzie.

Pamiętam to była jesień, rok 2008. Moja pierwsza praca po skończeniu szkoły „taka na serio”. Pracowałem wtedy na obiekcie w Warszawie, dokładnie to na ulicy Taneczna 30 gdzie zlokalizowany jest dość spory budynek, taki podłużny. Praca jaką wykonywałem wtedy, była związana z szeroko pojętą wykończeniówką.

Na budowie, na tym etapie było bardzo dużo ekip - elektryków, kamieniarzy, malarzy itp. Chłopaki spoko, całkiem dobrze dogadywało się z nimi. Byli też wieczni żartownisie, osoby które pojawiając się znikąd potrafili wprowadzić swoim humorem uśmiech na twarzy u każdego.

Słowem przydługiego wstępu przechodzę do właściwej historii, a raczej jednej z wielu jakich byłem świadkiem.

U mnie w firmie pracował dla tej historii nazwijmy go Jarek. Jarek to był człowiek impreza, zawadiaka u którego w głowie mnożyły się pomysły jak tylko komuś wywinąć jakiś żart. Pracował też Wojtek. Wojtek natomiast, wszystko brał na poważnie. Kompletnie nie rozumiał żartów i można mu było wcisnąć dosłownie wszystko, a i tak słuchał z otwartymi ustami i potakiwał. Wiadomo, że osoba która nie rozumie żartów jest najczęściej ich obiektem.

Pewnego razu, przy wódeczce po pracy, bo wiadomo – zawód zobowiązuje, Jarek uknuł plan. Plan nie byle jaki. Wkręci Wojtka że wygrał grubą kasę. Oczywiście nie mógł tego zrobić sam. Pomocników było aż nadto.

Przygotowania do wkręcenia naiwnego jak dziecko Wojtka trwały jeden dzień. W jego obecności osoby, które go wkręcały poruszyły temat, że w radiu RMF FM jest bardzo duża pula do zgarnięcia. Wiecie, że wysyłacie SMS, dzwoni prowadzący z informacją że wasz numer został szczęśliwie wylosowany i jesteście bogaci. Temat zszedł na co by wydali taką sumę. Tak Wojtek został owinięty wokół palca przez łapserdaków, że wyciągnął przy nich telefon i takiego SMS’a wysłał. Bingo – przynęta została połknięta.

Na drugi dzień, wkracza do właściwego przedstawienia Jarek. Jako, że jeździliśmy autami firmowymi do Warszawy, to każdy miał do osób ze swojej ekipy numer telefonu. Bez żadnego problemu udało się zorganizować numer Wojtka. Jarek wyczekał moment, kiedy na budowie będzie największy ruch a w epicentrum całego tłoku będzie ofiara żartu. Wykręcił numer obserwując ofiarę. Wojtek odebrał. Bardzo szybko Jarek powiedział, że dzwoni z radia i zapytał, czy rozmawia z właścicielem numeru. Po twierdzącej odpowiedzi, oznajmił ze główna nagroda jest jego, pod warunkiem, że wykona okrzyk radości jak najgłośniej tylko potrafi. Długo nie trzeba było czekać, aż echo rozniosło przeraźliwy krzyk na cały piętro „WYYYYYGRAAAAŁŁŁEEEMMMM”. Wszyscy ludzie z innych firm co stali obok, osłupieli. Patrzyli się na biednego, nic nie podejrzewającego Wojtka jak na debila. Po chwili jednak, wszyscy zaczęli mocno cisnąć bekę z niego, bo z prędkością błyskawicy każdy wiedział o żarcie i wkrętce w jakiej brał Wojtek.

To by było na tyle jak na tą historię.

#budownictwo #heheszki
  • 2
@Baczy: Kto takiego numery nie wywinął znajomemu tech niech pierwszy rzuci kamień ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Wujo opowiadał że ziomka z roboty kiedyś tak wkręcili w wygraną że kupił tort i już taksówkę wynajął żeby pojechać po nagrodę.
Temat skopał zięć, typowy "pan maruda niszczyciel dobrej zabawy pogromca uśmiechów dzieci" który zadzwonił do sklepu z którego teoretycznie dzwonili z wygraną i się sprawa rypła.
@Baczy: Kolega urzędnik gminny (taki mocno starszy) opowiadał, jak za komuny jeszcze wmówili koledze, że ma jechać do miasta odebrać nagrodę (chyba do urzędu wojewódzkiego). No i biedny Józiu pojechał, wszedł do urzędu i mówi, że po nagrodę. Babki na niego popatrzyły i po chwili skumały, co się odjaniepawliło ( ͡° ͜ʖ ͡°)