Wpis z mikrobloga

Jestem instruktorem szkoły jazdy w pewnym mieście wojewódzkim, pandemia mocno to i mnie ciśnie góra żeby o kursantów dbać, bo cienko, a skarbiec pusty tak, że szef już ze trzy tygodnie w tym samym garniturze chodzi, do tego go nie pierze.

Trzeba uważać.

Ale to, jak moja cierpliwość została ostatnio wystawiona na próbę to nawet święty papież by nie wytrzymał.

Siedzę w swoim i20 i na nowego kursanta czekam bo się ma pojawić dzisiaj na pierwsze jazdy. Trzy miesiące do osiemnastki mu podobno zostało i chce od razu na osiemnastkę prawko, no chwali się bo to im wcześniej tym lepiej. I nagle słyszę coś brzęczy na zewnątrz, muzyka jakaś, nawet tekst w miarę dobrze było słychać, to szło jakoś tak:

It's all about performance
That's the name of the game
I pump up my tires and I oil my chain
Performance, the name of the game
Carbon fork, carbon stem, an aluminum frame...
(God, I gotta get a carbon frame!)

Myślę "ki #!$%@?", ale nie widzę za bardzo skąd to. No i w pewnym momencie zza winkla wychodzi, w ręku głośnik bluetooth, koleś ubrany w obcisłe rowerowe galoty, obcisłą bluzkę i kask rowerowy. I to wszystko różowe. Tak myślę sobie że kurde w styczniu na rower to trochę za zimno, ale co kto lubi.

I ten koleś do mnie do samochodu podchodzi i w szybę puka, trochę w szoku ale otwieram i słyszę że dzień dobry i czy pan Anon. No to odpowiadam że tak, zmieszany trochę, a ten mówi że on się nazywa reddin i że na jazdy do mnie przyszedł. Kyrie elejson ratuj, no ale przypominam sobie słowa janusza szefa żeby grzecznym być dla kursantów, więc dzień dobry panie reddin, gadka szmatka i go pytam czy na rower nie za zimno. A ten mi mówi, że piechotą przyszedł bo tu niedaleko mieszka ulicę dalej.
No nic, mówię mu żeby wsiadał, problemów trochę chłopak miał bo do tyłu się chciał pakować na początku, ale to pierwsze jazdy to i można zrozumieć że stres chłopaka zżerał, ale co się później zaczęło dziać, to w swojej instruktorskiej karierze nigdy czegoś takiego nie widziałem przysięgam na rozporządzenie Ministrów Infrastruktury oraz Spraw Wewnętrznych i Administracji z dnia 31 lipca 2002 r. w sprawie znaków i sygnałów drogowych.
Jak się już ogarnął i usiadł na miejscu kierowcy, załatwiliśmy papierki i mówię mu żeby ten kask chociaż zdjął, a ten że nie, że tak bezpiecznie i on w kasku będzie jeździł. Ja mu mówię, że to nowy samochód, że bezpieczny, że pasy, poduszki powietrzne, cztery gwiazdki NCAP. A on na to, że kamaz ma w dupie moje gwiazdki ncap (ktoś wie o co chodzi?). Gdyby wyższy był to by podsufitkę mi szorował tym tanim plastikiem, ale chłopak 170 cm to w tym kasku z ledwością ma, więc myślę dobra, niech już tak jeździ jak mu zależy. Nie wiedziałem że to dopiero początek przygody z panem rowerzystą.
Zawsze przed pierwszą jazdą przeprowadzam z kursantem krótki wywiad. Niby wiadomo że prawka nie ma, że nawet osiemnastki jeszcze nie skończył, ale prawo sobie, a życie sobie, miałem i takich którzy bez prawka od 15 roku życia jeżdżą, więc pytam zawsze, bo często można podstawy pominąć. Jak się okazało pan reddin do takich nie należy, mówi że ojca taksówkarza ma i fana motoryzacji i że go ojciec chciał nauczyć jeździć zawzięcie i próbował ale nie szło, jakoś tak mu się głos łamał przy tym więc nie chciałem drążyć. Wiadomo, nie każdy uczyć potrafi. Mówię że spokojnie, że się wszystkiego nauczymy i że będzie dobrze, a ten nagle eksplodował jak niewybrane szambo. Że on nie chce i że się boi, że on chce na swój rower i że mu petrojanusze (?) nie będą nic kazali robić i że on to #!$%@? bo się nigdy samochodem nie nauczy jeździć bo się nie nadaje ale ojciec taksówkarz powiedział mu, że albo prawo jazdy zrobi albo ma #!$%@?ć z domu. Nawet mi się go trochę żal zrobiło, no ale z takim podejściem to się chłopak na pewno niczego nie nauczy. A ten dalej swoje, że on ostre koło chciał na osiemnastkę ale ojciec blachosmrodziarz (?) mu zamiast tego kurs prawa jazdy opłacił. I taki zaryczany i zasmarkany wysiadł w tym różowym kasku z samochodu i jebnął drzwiami aż mi w uszach zadzwoniło i pobiegł z powrotem ulicą chlipiąc i wrzeszcząc dalej coś o petrojanuszach.
Patrzę w kalendarz, a tu w środę kolejna lekcja, no po takiej akcji to już pan rowerzysta raczej się nie pojawi. Jak ja to przed szefem wytłumaczę to nie wiem. No nic, może jeszcze przyjdzie.

Ku mojemu zaskoczeniu w środę reddin pojawił się ponownie, znowu w swoim rowerowym wdzianku na rowerze szosowym B'TWIN. Ciarki mnie aż przeszły na myśl co się #!$%@? tym razem, no ale losy szkoły jazdy się tu ważą, więc spiąć się trzeba i wytrzymać. Pytam go czemu na rowerze przyjechał jak niedaleko ma, a ten mówi że się z ojcem petrojanuszem pokłócił, stary go z domu #!$%@?ł i on teraz u babci mieszka w innej dzielnicy i że do domu wróci jak prawo jazdy zrobi. Przypiął ten swój rower do słupka i wsiadł do elki.
Tym razem udało się nawet kawałek lekcji przeprowadzić, wytłumaczyłem co gdzie w samochodzie jest i do czego służy, zainteresował się pedałami, pyta mnie po co trzy jak w rowerze dwa są i wystarczy. No to mu powtarzam, że to gaz, hamulec i sprzęgło i co jak działa, ale jakoś błysku zrozumienia nie zaobserwowałem. No ale nic, może w praktyce załapie. Pierwsze uruchomienie silnika, mówię mu żeby powoli sprzęgło odpuszczać aż zaskoczy, a ten zaczął sprzęgło i gaz naprzemiennie wciskać jakby chciał na rowerze pedałować. Silnik oczywiście zgasł od razu, a ten dalej pompuje i krzyczy że nie jedzie i dlaczego. Oczywiście dalej w tym cholernym kasku.
Dwie kolejne próby przeszły dokładnie tak samo mimo tłumaczeń. Za trzecim razem w końcu przynajmniej załapał że sprzęgło trzeba powoli odpuszczać, jednak sukcesem ciężko to nazwać bo gaz depnął jak wcześniej i jak i20 pokazał swoją pełną moc, to już tylko szlifowany latami instruktorski refleks uratował samochód przed kolizją ze słupkiem. Niestety nie uchronił roweru szosowego marki B'TWIN, który do tego słupka był przypięty.
Histeria, w jaką wpadł pan rowerzysta jak zobaczył swój ukochany jednoślad znikający w czeluściach podwozia Hyundaia była nie do opisania. Wrzeszczeć zaczął jak opętany pięciolatek, tłuc pięściami w kierownicę, wyleciał z samochodu i wlazł pod niego próbując ratować resztki swojego wehikułu. Rower nadawał się już tylko na złom.
Tak minęła lekcja w środę.

Pomimo moich żarliwych modlitw pan rowerzysta nie zrezygnował. Na kolejne lekcje przyjeżdżał już autobusem, bo z jego B'TWINa nic nie zostało, ale rowerowe umundurowanie wciąż nosił, a samochodem dalej jeździł w kasku. Na piątej lekcji w końcu udało się opanować jazdę na jedynce. Na ósmej załapał jak zmieniać biegi, chociaż silnik gasił co drugą próbę, no ale powiedzmy że postęp był. Nie wiem o co chodzi, ale często zamiast za dźwignię biegów to łapie mnie za kolano.

Najgorsze jednak było jak z reddinem wyjechaliśmy na miasto. Na jezdni, przy której mieści się szkoła jazdy, znajduje się pas rowerowy wybudowany w ramach unijnego budżetu na rok 2020. Od razu po wyjechaniu za bramę szkoły zaczął jechać prawym kołem po tym pasie. No to pytam go co robi, że po drodze dla rowerów jedzie, a on że to nie jest DDR, że źle oznaczona i to kawałek jezdni jest. Tłumaczę cierpliwie, że nawet jeśli jakiegoś znaku brakowało, to pas wymalowany jest i trzeba przestrzegać, a jak mu nie pasuje oznakowanie to niech do zarządcy drogi zgłosi. Nic nie szło przetłumaczyć, w końcu się poddałem i już nie jeździmy tą jezdnią bo prawie potrącił rowerzystę.
Co do rowerzystów, to ich nie wyprzedza, jak trafimy na jakiegoś to zwalnia do 20 km/h i jedzie za nim wpatrzony jak w obrazek.
Jest taka DDR wyznaczona obok jednej z głównych dróg w naszym mieście, na szczęście oddzielona pasem zieleni, za każdym razem jak ją mijamy to reddin mruczy pod nosem coś o czerwonym chodniku. Najgorzej jak zobaczy rowerzystę na tej drodze, otwiera wtedy szybę i wrzeszczy na całe gardło "bracie rowerzysto, jedziesz po chodniku, powinieneś zjechać na jezdnię!". Część mu pokazuje środkowy palec, ale widać nie dociera bo im #!$%@? i uśmiecha się od ucha do ucha.

Oczywiście z jazdą sobie kompletnie nie radzi, na każdej lekcji przynajmniej cztery awaryjne hamowania. Totalny dramat. A najgorsze jest to, że szef nie chce z nim zerwać umowy.

Zostało nam jeszcze 10 godzin jazd. Mam zaawansowaną nerwicę, zapisałem się już do psychologa. Trzymajcie kciuki żebym przeżył te pozostałe jazdy.

#rower #heheszki #pasta
  • 3