Wpis z mikrobloga

Przeczucie mnie nie myliło. Wielki Piast Waldka Fornalika nadal boli. Historia prawie zatoczyła koło – przedostatnie nasze „zwycięstwo” z Piastem to… remis w PP w 2018 roku, po którym był awans po rzutach karnych. Półtora miesiąca później drużyna Sa Pinto pokonała Piasta 2:0 i na tym się skończyło. Od tamtej pory dwa nędzne remisy i cztery razy w plecy.

Te mecze często wyglądały podobnie. W uproszczonej i podkoloryzowanej wersji Legia gra, a Piast strzela i muruje. Oczywiście jeżeli prześledzimy je dokładniej, to ciężko będzie stwierdzić, że to zawsze jest tylko nasz pech i ich fart. Z drugiej strony, rzeczywiście Piast broni w tych meczach wyjątkowo głęboko, a pod naszą bramką pojawia się rzadko i wykorzystuje to do maksimum. Sam chciałbym wiedzieć, jak oni to robią.

Cztery z tych sześciu meczów idą jeszcze na konto Vukovicia i wtedy mówiono, że przebieg i wyniki tych meczów biorą się bezpośrednio z poziomu trenerów. Przyjęto, że Fornalik pokazywał w ten sposób swoją wyższość nad Vuko. Tylko że już dwa kolejne mecze zagrał z Piastem Michniewicz i wyglądało to tak samo. Może po prostu Czesław nadaje się tak samo jak jego poprzednik, na razie zdążył przegrać już trzy rozgrywki, o dwóch poprzednich pisałem już w krótkim podsumowaniu jego pracy po meczu z Wisłą Płock.

Na Michniewicza, tak jak na pozostałych trenerów, patrzę w Legii pod kątem tego, czy będą w stanie odmienić problemy, które od pewnego czasu toczą ten klub. Chyba można już powiedzieć, że do listy tych problemów doszedł Puchar Polski. Niby nie jest szczególnie priorytetowy, ale wcześniej wiele razy w tych rozgrywkach szło nam bardzo dobrze. Za to teraz trzeci rok z rzędu nie wchodzimy do finału, i znów za każdą z tych porażek odpowiedzialny jest inny trener. Mecze z Widzewem i ŁKS-em nie były wybitne – pierwszy został wymęczony do bólu, drugi powinien zostać zamknięty wcześniej, ale były nerwy do końca. Ciężko było jednak narzekać, skoro podstawowe zadanie było wykonane, ale teraz sytuacja jest zupełnie inna. System pucharowy jest tak bezlitosny, że ten jeden mecz przekreśla wszystko, co do tej pory zrobiliśmy w tym sezonie w tych rozgrywkach. Michniewicz nie przełamał zatem tego, co nie udało się rok temu Vukoviciowi i dwa lata temu Sa Pinto.

Odnośnie już samego boiska, jedna rzecz jest jasna, i chyba już nawet nie ma sensu jej za każdym razem powtarzać. Nie możemy bez przerwy tracić 1-2 goli w każdym meczu, bo nawet kozacka ofensywa (gdybyśmy ją mieli) nie byłaby w stanie czegoś takiego odrabiać za każdym razem. Nas było stać w lidze na odpowiadanie z przodu, dziś też udało się jednego gola wbić, ale w ten sposób do niczego nie dojdziemy. Z drugiej strony, ten mecz był słaby także z przodu. Potrzebowaliśmy więcej sytuacji niż Piast, aby w ogóle wyrównać, a pudło Gwilii w ostatniej minucie stanowi podsumowanie naszej siły rażenia. Zdaję sobie sprawę, że ciężko się gra, gdy nie możesz liczyć na kolegów z tyłu i co mecz musisz odrabiać straty lub w najlepszym razie mieć nikłe prowadzenie. Z takiej przewagi piłkarskiej należałoby jednak wycisnąć znacznie więcej i jest to po prostu niezdany test, jeżeli chodzi o grę w ataku pozycyjnym.

Legia przespała kompletnie pierwszą połowę. Było bardzo dużo błędów technicznych, każdy musiał poprawiać sobie piłkę, wszystko działo się za wolno. Próby szybszej gry albo dalszego podania dla zyskania pola najczęściej kończyły się spalonymi, faulami lub stratami w inny sposób. Teoretycznie było komu grać, bo poza napastnikiem wyszedł galowy skład, ale tego w ogóle nie było widać. Ciężko zrzucać wszystko na Kostorza, który rzeczywiście zagrał słabo, urwał się raptem parę razy, ale tutaj nic nie funkcjonowało, a przecież grali ci, którzy jeszcze niedawno pokazywali się z niezłej strony.

Druga połowa zaczęła się podobnie, dopiero po jakimś czasie zaczęło się rozkręcać. Mogło trochę pomóc wejście Gwilii i zmiana formacji, ale moim zdaniem nie to było decydujące. Piast cofnął się już tak głęboko, że chcąc nie chcąc byliśmy cały czas pod jego polem karnym, a to już miejsce dość niebezpieczne. Droga do bramki była krótka i parę akcji udało się tam zawiązać. Mladenović potwierdził, że indywidualnie może decydować o losach meczu i w polu karnym może stać ktokolwiek, nawet Lopes – on i tak go znajdzie.

Wtedy wydawało się, że już ich mamy i teraz można spokojnie grać o rozstrzygnięcie przed dogrywką. Tak się stało, ale nie w tę stronę. Można się zastanawiać, czy należało stać tak wysoko, skoro mieliśmy już remis. Też bym wolał się cofnąć, trochę rozciągnąć pole i wyciągnąć Piasta, ale oni się nie dawali i cały czas siedzieli głęboko na 30 metrach, to co mieliśmy zrobić? Tu nie dość, że był błąd indywidualny, to jeszcze brak szybkości, bo Alves na tej murawie nie mógł się nie wiadomo jak rozpędzić i dałoby się go dogonić. Niestety, to są braki, o których mówiło się w przypadku Szabanowa tuż po jego przyjściu. Do tak wysoko grającej obrony ewidentnie nie pasuje. Tylko że nie ma wyjścia – jesteśmy skazani na tych obrońców, których mamy, bo ktoś tę kadrę tak zbudował. Dla Szabanowa to dopiero pierwszy tak nieudany występ, ale niestety dość szybko on nadszedł i dodatkowo od razu z takimi skutkami. Poza tym pewnie będzie ciężko go zatrzymać na dłużej.

W tej chwili naprawdę nie wiem, jak rozwiązać tę sytuację. Zmiana ustawienia, jeżeli chodzi o indywidualne błędy, raczej nic nie dała. Tylko z Rakowem udało się zachować czyste konto. Na innych obrońców w tej chwili nie możemy postawić. Jedyną nadzieją może być powrót Lewczuka, ale to tylko jeden zawodnik z dwóch/trzech na tej pozycji. Przy nim Jędza zwykle gra lepiej, ale nie zawsze, co pokazały eliminacje pucharów. Ciężko sobie wyobrazić, aby Hołownia miał wygrać rywalizację z Szabanowem. Jest Juranović, ale postawienie go w trójce wymaga wstawienia Wszołka na wahadło, a on w tej chwili jest w bardzo słabej formie. Każde rozwiązanie ma swoje wady, a zalet za bardzo nie widać. Przypomniało mi się też przy tej okazji, że na powrót Vesovicia choćby do pełnego treningu czekamy już ponad 8 miesięcy. Nie ma się co łudzić, że on w tej rundzie na serio nam pomoże. Nawet jeżeli zacznie trenować i grać, to może nie odzyskać formy po tak długiej przerwie. Oczekiwania, które będą mu towarzyszyły, skoro tak dobrze grał rok temu, tym bardziej nie będą pomagały.

Podobnie jest z nowymi zawodnikami ofensywnymi. Dwóch z nich weszło dziś w trudnym momencie i niestety nic nie pokazali. Muci być może mógłby nas uratować przed popisami Gwilii, ale sam uderzył koszmarnie. Rusyna zapamiętałem z jednego niezłego utrzymania się przy piłce przy linii bocznej, ale jako drugi napastnik praktycznie nie istniał. Czasami mam wrażenie, że ktoś sklonował Lewczuka i Slisza i zaprezentował ich jako nowych zawodników pozyskanych z Dynama Kijów. O ile Szabanow jeszcze zagrał na tyle, że można coś o nim powiedzieć, to o Rusynie jest ciężko. Rzecz jasna wszystkich, łącznie z Mucim i Jasurem, nie można skreślać. Tylko znowu pewnie trzeba będzie czekać, aż będą jakkolwiek przydatni, a to może potrwać kilka tygodni, a może i miesięcy.

Dobra passa nie trwała długo. Osiągnęliśmy pewien szczyt z Wisłą Płock, a potem mecz z Górnikiem nie okazał się tylko wypadkiem przy pracy, bo dziś z Piastem wcale nie było lepiej. Na razie ciężko wyciągać wnioski, jak to może dalej wyglądać. Bez Luquinhasa we Wrocławiu niewątpliwie będzie ciężko, to może być strata punktów, a nawet jeśli nie, to nie można jej wykluczyć tydzień czy dwa później. Na szczęście sytuacja w tabeli w miarę szybko stała się komfortowa, ale to nie znaczy, że znowu nie może się szybko odwrócić na naszą niekorzyść. Jasne, że idealnie by było zdobyć mistrzostwo z dużą przewagą, ale nawet w zeszłym sezonie, gdy była taka szansa, to w końcówce już jechaliśmy na oparach. Na razie niestety sporo zostało przegrane w tym sezonie, więc trzeba się skoncentrować przede wszystkim na tym, żeby kolejny cel nam nie uciekł.

Odniosę się jeszcze do sytuacji po zakończeniu meczu. Moim zdaniem gest Badii był pod publiczkę i nie wyciągałbym z niego wniosków o atmosferze u nas czy u nich. Przy czym nie sądzę, żeby u nas była jakoś wyjątkowo dobra, wyniki i błędy nie pomagają, tak jak i ściągnięci nowi zawodnicy z trzech różnych miejsc. Niewątpliwie kibice czuliby się lepiej, gdyby zawodnicy Legii pokazywali zespołowość na boisku, np. wstawiając się za Luquinhasem (czy aby nie „przeoczono” kolejnej czerwonej kartki na nim?) czy okazując wsparcie Szabanowowi. Wystarczyło, że Boruc w przerwie meczu z Górnikiem zagadał do sędziego i wiele osób to propsowało, choć w sumie nic wielkiego nie zrobił. Lubimy takie zachowania i chcielibyśmy je widzieć i wierzyć, że są szczere. Ja nie do końca sądzę, że jest to aż tak bardzo potrzebne, bardziej wolałbym np., aby z szatni nic nie wychodziło, nawet jeżeli coś złego się dzieje. To jest większym problemem niż np. wściekłość Wszołka za zmianę z Wisłą Płock. Mimo wszystko muszę zgodzić się, że nie mamy przesłanek by uważać atmosferę w drużynie Legii za dobrą.

#kimbalegia #legia
  • 7
@Kimbaloula Też mi się wydaje, że z gestu Badii nie ma co wyciągać wniosków o atmosferze w drużynie, ale na pewno nie był to gest pod publiczkę.
Badia to po prostu spoko gość, raczej nie myślał: "o gość leży, pobiegnę do niego może mnie kamera złapie".
@Kimbaloula: Nie oglądam niestety wielu meczów Legii, ale zszokował mnie dziś Wszołek. Raczej kojarzę jego próby urwania się obrońcom, często skuteczne, szybkość, wygrywanie pojedynków na wyprzedzenie i wchodzenie w pole karne z czego często brały się groźne syuacje i gole. A dziś....w zasadzie każde dośrodkowanie zablokowane. A ilość jego pozycji spalonych była niewytłumaczalna. Często dobrze było widać w powtórkach, że powinien dobrze widzieć linię obrony Piasta i się odpowiednio ustawić, a
@stickman_123: Pewnie masz rację, może niesprawiedliwie potraktowałem Badię. W sumie nie dał do tej pory powodów, żeby coś takiego mu zarzucać. Bardziej adekwatna może być zatem dalsza część tego akapitu - nie był to aż tak wielki gest, żeby jego brak na boisku miał świadczyć o atmosferze w drużynie.

@kali84: Tak, te błędy Wszołka były rażące, nadawał się jako pierwszy do zmiany. W poprzednich meczach może nie było tak źle,
@Kimbaloula: To prawda. Niezależnie od tej słabszej formy Wszołka uważam, że powinien klub zaproponować mu nowy kontrakt. W dobrej dyspozycji (do której powinien powrócić) jest naprawdę wartościowym graczem i szkoda byłoby go tak łatwo puszczać. Oczywiście nie wiadomo jakich pieniędzy będzie oczekiwał, ale póki co nie zauważyłem informacji, że z nim w ogóle rozmawiają o nowym kontrakcie.
@kali84: Kucharski mówił ostatnio w Lidze+Extra, że rozmawiają, ale nie powiedział z kim i na jakim etapie są negocjacje. Z Wszołkiem, a na pewno z Vesoviciem będzie problem, jeżeli chodzi o pensję. Pod tym względem tak wczesne odpadnięcie z pucharu też ma swoje konsekwencje. Ciężko machnąć ręką na kilka milionów złotych nagrody za wygranie rozgrywek.