Wpis z mikrobloga

Jak ktoś lubi amerykańskie, ale mniej sztampowe #komiks to mam (można znaleźć online ( ͡° ͜ʖ ͡°) niezłą sugestię, propsuję, bo bardzo mi podpasował: The Department of Truth z wydawnictwa Image Comics.
#minirecenzja
Mogłoby się wydawać, że tematyka teorii spiskowych sama w sobie jest już dość oklepana i od czasów co najmniej X-Files trudno w niej zrobić coś odkrywczego. Może DoF nie jest najbardziej przełomowym pomysłem od czasu chleba w kromkach, ale pracujący dla DC Comics James Tynion czwarty* przynajmniej się stara. Nie spojlując za wiele (bo pomysł na "setting" zdradzony jest już w okolicach 1-2 zeszytu tej obecnie 11-zeszytowej serii) mamy do czynienia ze współczesnym światem, w który wprowadzono dość Pratchettowski twist - jeżeli wystarczajaco dużo ludzi wierzy w istnienie jakiejś rzeczy lub zjawiska, to owa rzecz lub zjawisko... zaczynają faktycznie istnieć, "retroaktywnie" zmieniając rzeczywistość. W dobie internetu, powszechnego dostępu (i rozsiewania) informacji, mass-mediów zaczyna być to z oczywistych powodów duży problem.

W dalszych odcinkach mamy również dość "klasyczny" dla conspiracy stories wątek dwóch konkurujących ze sobą agencji/organizacji (w tym tytułowy Departament Prawdy) o przeciwstawnych celach. Przy czym to, że obydwie agencje posługują się dość obrzydliwymi, a niekiedy wręcz zbrodniczymi metodami nie jest również szczególnie oryginalne, ale na uwagę zasługuje, że - przynajmniej na stan 11 odcinka - każda z nich prezentuje głównemu bohaterowi, a zarazem czytelnikowi - równorzędne i całkiem rozsądne ideologie, nie do końca zatem mamy wyraźnego "antagonistę". Zgodnie z klimatem najlepszych teorii spiskowych zaczynamy sami zastanawiać się, czy aby rządowy Departament Prawdy nie okłamywał bohatera (i nas) od samego początku :)

Do tego - choć historia jest zdecydowanie polityczno-szpiegowsko-konspiracyjna - mamy w niektórych zeszytach naprawdę dobrze zrobione wątki horrorowe, a całość klimatu wspomaga może nienajłatwiejszy w odbiorze, ale doskonale pasujący do klimatu historii styl... hmm, rysunku? Martina Simmondsa. Mimo onirycznej i totalnie nie-superbohaterskiej stylistyki sam układ kadrów, scen itp. jest dość klasyczny, czytelny i nie nastręcza problemów w lekturze i śledzeniu fabuły.

* będący również scenarzystą innej, dostępnej w papierze w PL serii horrorowej "Coś zabija dzieciaki", którą równie gorąco polecam