Wpis z mikrobloga

Kiedyś cieszyłem się każdym piątkiem. To było jak plaster na rany po januszexie. Często wracając z pracy skręcałem do lokalnego marketu i kupowałem sobie 200ml cytrynowej lubelskiej i 2 komesy na wieczór. To było wydarzenie, pewien cykliczny rytuał, element radości, że celebruję pokonanie trudów mijającego tygodnia.

Jakoś czułem wtedy klimat… nie wiem. Nie wiem jak to opisać. Czułem też ból egzystencji i samotność. Ale czułem klimat i miałem nadzieję - o, to jest dobre określenie. Miałem nadzieję. Nadzieję na lepsze jutro.

Że przyjdzie czas, gdy zaświeci dla mnie słońce, zarobię, odłożę, wyprowadzę się w piękne miejsce. Opuszczę ten pato-dom, i zacznę nowe życie.

Dziś mam 25 lat, ceny odjechały… nadal jestem w patodomu a ja nie czuję już niczego. Nic mi się nie chce. Absolutna pustka.
Zostałem pozbawiony nadziei.

Wysiłek podejmowany przez tyle lat, a ja nadal w tym samym miejscu co w 2017 roku.
#przegryw
  • 1
  • Odpowiedz