Opowiem wam zaległe #ragestory z piątku. Przyturlałem się o godzinie 7:40 na krakowskie RDA by wsiąść w autobus o 8:10. Po 15 min wsiadłem i jak nieprawdziwy Polak, usiadłem na miejscu które miałem na bilecie. Jako że to był 1.11, to cały autobus zajęty. Obok mnie siadł jakiś brodaty facet, przypominał mi bohatera Into The Wild w końcowej fazie.

Wreszcie ruszamy. W tym momencie (nawet jeszcze nie opuściliśmy dworca!) zauważam jak kobieta
@Sepang: a miałem też przypadek kolesia, który jadł gęsty jogurt łyżeczką zręcznie uformowaną ze sztywnego wieczka owego jogurtu... szło mu nawet nieźle, ale łyżeczka nie sięgała do końca i musiał wciskać rękę, to opakowanka i mazał resztkami jogurtu dłoń, po czym ją oblizywał - wszystko w starym zasyfionym autobusie PKS marki Autosan H9...
A ja jadłem po imprezie kluski śląskie w Kolejach Śląskich! To było coś! I to ciepłe, bo koleżanka przed wyjściem nagotowała na drogę ;) Przynajmniej nie waliło, ale czułem się jak typowy Polak co na wakacje gdzieś jedzie i 50km od domu otwiera pierwszą kajzerkę z pasztetem :)