Wpis z mikrobloga

Śniło mi się, że wylądowałam w jakichś brudnych Indiach (ewentualnie to mogła być Tajlandia) i zamieszkałam w oceanie. Ocean był, o dziwo, lodowaty. Cała rodzina płakała, że postąpiłam tak niegodziwie i zdecydowałam się na tak ekstremalne życie wygnańca.

Życie w oceanie polega na tym, że wchodzisz do oceanu, kładziesz się na wodzie i dryfujesz, dryfujesz tak miesiącami, woda jest lodowata, Twoje ciało albo przyzwyczaja się do tego zimna i zapadasz w długi sen/hibernujesz się albo umierasz. Ja przyzwyczaiłam się do zimna i dryfowałam sobie tak całymi miesiącami. Oczywiście jedzenie i picie jest potrzebne, dlatego od czasu do czasu budzisz się głodny i wyławiasz z oceanu jakieś śmieci po turystach, butelki i puszki z niezjedzonym żarciem. Czasem, dryfując tak, możesz zderzyć się z jakimś innym dryfującym, najczęściej bezdomnym hindusem, co może spowodować przejściowe wybudzenie i dezorientację.

Po paru miesiącach zorientowałam się, co ja #!$%@? z tym dryfowaniem, wyszłam z wody, zahartowana jak cholera, już nigdy w życiu nie miało mi być zimno.

Goliłam wąsy małym hinduskim dziewczynkom, a one płakały ze szczęścia, widząc w potłuczonych kawałkach luster swoje odmienione twarze.

#sny #spijzlucyferia
  • 20