Wpis z mikrobloga

Dzień dobry mam na imię Tomasz. Jestem członkiem załogi zaginionej w rzece Buk beczki z wódką.

Będąc małym szczupłym chłopcem, zawsze fascynowała mnie Ukraina i zwyczaje tam panujące (głównie oddawanie czci alkoholowi). Wraz z okresem dojrzewania moja pasja i waga zaczęły się pogłębiać i tak oto zostałem przemytnikiem przez duże F. Moja przygoda z przemytem nie rozpoczęła się od zabawy w paczki papierosów, tylko od tak zwanego “szarego złota” zwanego przez tubylców chałwą. Dzięki niemu zostałem królem osiedla i próchnicy na Basaja ( tak nazywało się moje osiedle, Beferlihils wschodu).Moja praca wiąże się z ogromnym stresem nabawiłem się syndromu indiańskiego świńskiego ryja i nadciśnienia, a w brzuchu zalęgła mi się piłka lekarska . Bóg jeden wie ile jeszcze pochodzę po tej ziemi ale mam nadzieje że przeżyje mojego dziadka i umrę we śnie w wieku 37 lat. Przyjaciele. Koledzy i Koleżanki. Chciałbym jednak opowiedzieć wam historię która przydarzyła mi się tej jesieni, gdy kasztany nabierały blasku a upośledzona Wiola z klatki obok zaczęła chodzić z językiem na brodzie i pchać mi go do buzi co ubóstwiam. Mieszkałem z rodzicami i jako młody biznesmen chciałem im się odwdzięczyć, za te wszystkie pieniądze włożone w adwokatów (biznes w strefie szarego złota wiążę się niestety z wielkim ryzykiem) i za zniszczenie zabytkowej meblościanki podczas udaru - tak myślą oni, jednak tylko ja wiem, że była to pijacka furia.

Pewnego chłodnego poranka zabrałem moich drogich rodziców za granicę, na zagraniczną eskapadę do krainy restauracji, klubów, hot dogów wódy, piwa i czerwonych priluków - do Uściługa. Więc wziąłem do restauracji wykwintnej, podkreślam - bardzo dobrej zagranicznej restauracji mamę i tatę, banany na ich buziach pojawiły się już na tydzień przed naszą 15 kilometrową eskapadą i nie zniknęły z nich do dziś. Ostatni raz widziałem ich tak szczęśliwych jak pan Romek z pod siódemki został aresztowany za samogwałt przy użyciu prodziża. Jednak wracając do tematu, gdy już wybrałem stosowną restaurację podeszła do nas kelnerka, a ja jak to mam w zwyczaju proszę o karty menu - podkreślam - po ukraińsku, gdyż władam tym językiem jak muszkieter szpadą, bo język wroga trzeba znać drodzy przyjaciele, lecz biegle mówię także w języku niedźwiedzim, kiedy przeholuję z alkoholem - czyli prawie zawsze w wieczornych godzinach. Mama z tatem patrzą na te karty i oczywiście nie rozumieją nic (nie znają języków pomyślałem), to ja im pokazuję, tłumaczę na polski, wybieram i opowiadam o tych wspaniałych daniach, smakołykach i suwenirach, a oni takie oczy O.O że ja język znam, że się w restauracjach obracam tak wspaniałych, a przecież dla mnie to norma, ja tam jeżdżę co tydzień do przyjaciółek i zapraszam je na obiady, piwo i hot-dogi do świetnych restauracji i wspaniałych barów. Gdy przyszła kelnerka zagajałem ją po ukraińsku i śmieszkowałem z nią przez moment, a rodzice znów takie oczy O.O i banan na mordach oczywiście wielki jak księżyc.

Mame rzekła wtedy:

-Tomku, musisz nas częściej zabierać za granicę. Kochamy cię - jesteś wspaniały.

Wzruszyłem się, wtedy jeszcze nie wiedzieli co dostaną ode mnie pod choinkę, nie mieli zielonego pojęcia co wydarzy się w tegoroczne Boże Narodzenie i Sylwestra, a ja? Ja zacierałem czerwone i obolałe od masturbacji ręce...

C.D.N (min 100+)

#pasta #truestory #coolstory #tomekstory #bajkopisarstwo
  • 4