Wpis z mikrobloga

Pierwszy raz od ponad 10 lat dałam się namówić na wyjazd na święto zmarłych. Pojechałam do rodzinnego, 15-tysięcznego miasteczka. I mam dwie obserwacje:
1. Kiedyś okolice cmentarza przez cały dzień były solidnie zakorkowane. Parę kilometrów wzdłuż drogi głównej i przy bocznych, wszędzie stały ciasno zaparkowane samochody. Tym razem dało się bez zwalniania podjechać pod sam cmentarz i zaparkować prawie pod samą bramą na cmentarz. Mimo, że byłam w czasie gdy było tam najwięcej ludzi (najważniejsza msza z procesją). Wniosek? Albo tego typu tradycja dla niektórych to już przeżytek, albo miasteczko nieco się wyludniło (starsi sukcesywnie umierają, a młodzi wyemigrowali i jeśli przyjeżdżają, to raz - dwa razy w roku, na te "ważniejsze" święta).
2. Zniczy na grobach sporo, ale wszystkie to te plastikowe badziewia z daszkami i wymiennymi wkładami. Ogień w nich malutki, ledwo widoczny, zapachu i dymu brak. Fakt, że świecą się dłużej, ale klimatu nie ma w tym żadnego. Brak normalnych (odkrytych) zniczy z grubymi knotami odarł te święta z tego co najlepsze, czyli zadumy podczas wpatrywania się w płomień.

Właściwie nie powinno mnie to nic obchodzić, bo sama tych świąt nie obchodzę, ale smutne to trochę.

#swietozmarlych #cmentarz #grobowce #obserwacje #gorzkiezale
  • 23
@AspolecznaWSieci: Zgodzę się z drugim punktem, pamiętam jak za gówniaka wpatrywałem się w takie wielkie "talerze" z trzema grubymi knotami. Takie znicze wyglądały przynajmniej dostojnie. Teraz większość to badziewia z biedronki.

Jeżeli zaś chodzi o punkt 1. To po prostu w tym roku święto rozbiło się na dwa dni i dlatego większy luz. Rok temu też był ścisk i za dwa lata też pewnie będzie ścisk