Wpis z mikrobloga

Chciałbym się z Wami podzielić, ku przestrodze, pewną historią, która mi się przytrafiła jakieś dwa, może już trzy lata temu.

Była chłodna, wiosenna noc w niedoszłej, ale już oficjalnej Europejskiej Stolicy Kultury. Na przystanku autobusowym, blisko centrum, oprócz mnie siedział jeszcze tylko jakiś porobiony typiarz, trochę był, ale jednak bardziej go nie było. Wkoło cisza, spokój, a do nocnego, na który czekałem jeszcze jakieś 15 min. Byłem zupełnie trzeźwy, ale zmęczony i oczekiwanie na autobus dłużyło mi się wtedy tak jak Wam ta historia teraz. W pewnym momencie przy przystanku zatrzymał się samochód, uchyliła się szybka i ktoś mi tam machnął ręką żebym podszedł… I teraz postarajcie się zrozumieć co miałem w głowie:

Całe studia po mieście poruszałem się komunikacją miejską, gdzie czym dojechać wiedziałem, ale którędy się jedzie, gdzie można samochodem, gdzie jakieś zakazy, jednokierunkowe, nazwy ulic itd., znałem słabo i zawsze mi z tego powodu było trochę wstyd, kiedy ktoś pytał, a nie potrafiłem pomóc, albo musiałem ściemniać, że ja też nietutejszy hehe -.-
Więc i tym razem podchodząc do samochodu na szybko ogarniałem sobie w głowie co i gdzie, bo zakładałem, że właśnie w tej sprawie się ktoś zatrzymał. Na szczęście, akurat tę okolicę znałem w miarę dobrze, więc po szybkim rozruchu szarej masy, czułem się na siłach żeby pomóc.
Jeszcze przy samym samochodzie, kolejna myśl – #!$%@?, a jak mnie porwą? Ile to ludzi przecież ginie w miastach, co chwile jakieś plakaty, a kiedy to robić jak nie teraz? 2 w nocy, żadnych świadków, nawalony typ na ławeczce kima…

Podszedłem powoli, zeskanowałem błyskawicznie wnętrze samochodu – czysto. Pochyliłem się do skręconej szybki, mimo wszystko przytrzymując ręką drzwi, czujny motzno. Kierowca samochodu lekko przygrubawy misiek, z kilkudniowym zarostem, ubrany zwyczajnie – no taki stereotypowy Mirek-piwniczniak. Opcja porwania odpadła.
- w czym mogę pomóc? – spytałem
- słuchaj, jest taka sprawa, jak Ci nie będzie pasowało, to mnie nie #!$%@? dobra?

Trzeba przyznać - trochę nietypowo zaczął, ale nie spodziewałem się niczego złego, zwłaszcza patrząc na nieśmiało uśmiechającego się do mnie kierowcę, a już na pewno nie tego co się wydarzyło kilka sekund później. Kiwnąłem mu tylko, że spoko, mów o co chodzi. No i powiedział.

- podwiozę Cię gdzie chcesz – zaczął – jak dasz sobie obciągnąć.

Nawet teraz jak myślami wracam do tej sytuacji, to nie wiem czemu wtedy wsiadłem do samochodu… Istnieje mnóstwo innych "zabawnych" zakończeń tej historii dopowiadanych przez znajomych śmieszków, ale nie, oczywiście, że nie wsiadłem, nie zareagowałem też w żaden inny sensowny sposób. Spojrzałem w jego oczy pełne #!$%@? jakiejś nadziei, uśmiechnąłem się, rzuciłem krótkie „nie dzięki”, klepnąłem dwa razy w dach i odszedłem. Odjechał.
Czemu tak? Nie wiem. W głowie miałem taki chaos, bo to było tak abstrakcyjne i zaskakujące, że nie potrafiłem tego wszystkiego ogarnąć.
Tego dnia nie wydarzyło się już nic.

#takbylo #truestory #wroclaw #co #podroze #napewnonie
  • 4