Wpis z mikrobloga

Niecałe 1,5 miesiąca temu odeszła Tajga. W zasadzie całe moje "obecne" życie była przy nas (przy mnie i przy mojej żonie). Kupiliśmy ją gdy po raz pierwszy wspólnie zamieszkaliśmy. 7 lat temu.

Tajga była chodzącą definicją #labrador. Duży pies, tylko z pozoru groźny, kochała dzieci i generalnie wszystkich ludzi. Do psów podchodziła raczej nieufnie, ale w trakcie swojego życia poznała kilku fajnych cumpli. Jak tylko taki cumpel się pojawiał, zazwyczaj jego właściciel zostawał i moim kolegą. W Łodzi z tą czarną pierdołą zaliczyliśmy chyba wszystkie parki i lasy. Najczęściej okupowaliśmy Uroczysko Lublinek.

Tajga umarła w dość #!$%@? okolicznościach. Nic tego nie zapowiadało. Byliśmy z kumplami w Gdańsku, na meczu Polska-Holandia. Zazwyczaj, gdy trafiał się taki dwu-/trzydniowy trip, to Taja zostawała z moją mamą. Tak było i tym razem. Po powrocie następnego dnia późnym wieczorem, jak tylko wszedłem do domu, wiedziałem, że coś jest nie tak. Nie było machającego ogona, nie było przywitania. W zasadzie już wtedy wiedziałem, że jest źle. Weterynarz utwierdziła mnie w przekonaniu, ale jednocześnie dała jakieś zastrzyki, które miały pomóc jej w dotrwaniu do rana. A rano operacja. Całą noc byłem z nią obok, przysnęła może raz czy dwa na chwilę. Głównie jednak głośno oddychała, co nie było zwiastunem czegokolwiek dobrego. Rano gdy zbieraliśmy się żeby pojechać do weterynarza na operację było już bardzo źle. Straciła czucie w łapach. Na miejscu weterynarz poinformował mnie, że operacja może potrwać bardzo długo i że zadzwoni. Zadzwonił po godzinie, że Tajga umarła zaraz po podaniu znieczulenia i po rozcięciu brzucha.

To co weterynarz "zastał" w środku, to była jakaś tragedia. Martwica wszystkiego. Macicy, wątroby, śledziony, jelit. Najprawdopodobniej zżarła coś na spacerze, jakąś trutkę na szczury lub coś w tym rodzaju. W zasadzie to na pewno, bo wg weterynarza nic nie miało się prawa stać, a już na pewno nie takie zło, w ciągu 3 tygodni (wtedy Tajga przeszła kompleksowe badania, USG, etc...). 100% pewności nie mam, ale jeżeli faktycznie zmarła przez jakiegoś debila, który robi takie rzeczy, to mam nadzieję, że zgnije w pierdlu w sztumie. Że któregoś razu się nie wiem #!$%@? pomyli i #!$%@? tę trutkę zamiast cukru do herbaty.

Uważajcie Mirki na swoje psiny. Jak trzeba to kaganiec. A tym #!$%@? trującym zwierzęta #!$%@? w dupę.

#zwierzeta #sadstory #gorzkiezale #psy
crazyfigo - Niecałe 1,5 miesiąca temu odeszła Tajga. W zasadzie całe moje "obecne" ży...

źródło: comment_wpiyuClhxZZkianfNO67BJvhWMTh8Zky.jpg

Pobierz
  • 10