Wpis z mikrobloga

Przyjaciel ma raka trzustki i nie ma zamiaru walczyć. Rokowania są jak to przy tym nowotworze zerowe. Jak się okazuje tylko ja rozumiem (i jego kobieta), że nie chce się leczyć, tylko godnie wyszaleć ostatnie chwile w życiu. To jego decyzja i ją szanuję. Chce przeżyć to co ma - na własnych warunkach, zamiast gnić na chemiach, skoro szanse są niemal równe zeru.

Najbardziej jednak #!$%@? mnie, że ludzie widząc, że ja to popieram, że pojechałem mu towarzyszyć przy skoku na bungee, że mimo klaustrofobii zagryzając zęby wchodziłem w jakieś te jego jaskinie, czy wyrabiamy wizę turystyczną żeby zobaczyć wielki kanion - mówią, że to ja go na to sprowadziłem, że to moja wina, że jak on umrze to przeze mnie. To samo mówią o jego kobiecie, jesteśmy jedynymi osobami rozumiejącymi tę decyzję i przystajemy na propozycje tego co chce zrobić.

A niech mnie #!$%@? wyklną, dopóki sam wiem, że jestem okej, to będę trzymał pion.

#zalesie
  • 110
@oiio: bo wygodnie byłoby go wysłać na "leczenie" - wtedy wszystko jest na miejscu i rodzina może myśleć że "zrobiono wszystko co należało" a tak to k... nie wiadomo co myśleć. Teraz muszą znaleźć winnego innego niż "los" i nieudolne leczenie. No i jesteś :) Na koniec jeszcze k... zamiast kase zostawić rodzinie to wyda na podróże sk.... ;)

Jak będzie moja kolej to też bym chciał mieć takich przyjaciół