Wpis z mikrobloga

@KrylAntarktyczny: no to akurat wymieniłeś te rzeczy na których trzepie się największy hajs. Ale jeśli chodzi o rzeźnie i drób to bez znajomości wkręcenie się w środowisko jest mega cięzkie.

O tej uczelni mogłabym napisać epopeję narodową, w skrócie liczy się tylko hajs, studenta mają w dupie. Byle czego nie zaliczysz i masz rok w plecy, warunki praktycznie nie istnieją a poprawki przedmiotów kosztują tyle że szok. Poza tym Wroc jest
@KrylAntarktyczny: Poznań to była nowość, ale już kilka lat działają. Mam tam znajomych i są zadowoleni, wybudowali im jakąś nową wypasioną klinikę dydaktyczną dla małych zwierząt, do gospodarskich też gdzieś jeżdżą na zajęcia.

Szczerze mówiąc (z tego co widzę po sobie i znajomych z różnych miast) to nieważne gdzie pójdziesz i tak Cię tam #!$%@? nauczą, a jeśli chcesz być dobry w tym co robisz to musisz dużo od siebie włożyć
@KrylAntarktyczny: nie warto.
Zmiana struktury chowu i hodowli oraz nadprodukcja absolwentów daje efekt pauperyzacji zawodu oraz znacznego zróżnicowania dochodów.
Mam znajomych z kilkunastoletnim stażem wyciągającym z etatu 3-4 koła netto oraz takich, co z działalności mają naście tysi miesięcznie; znam i takich, co robią za 2 netto.
Ja mam koło dwóch średnich krajowych za ok 350 godzin miesięcznie.

O wysokim odsetku samobójstw czy niskiej szansie dożycia emerytury to nie ma co
@Phireed: troszkę dyżurów nocnych i do tego "etat". 2-3 weekendy mam (prawie) wolne.
Przez prace przy "dużych" masz raczej na myśli bydełko - owszem roboty jest, ale pracując przy bydle nie ma innego życia. Pracujesz niby niedużo, ale rozdupczone czasowo jest takie pracowanie (dojazdy i zgłoszenia około udoju, a nie 7-15).